FELIKS MYŁYK

Dnia 12 września 1946 r. w Gliwicach, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, na ustny wniosek i w obecności członka tejże Komisji, wiceprokuratora Edwarda Pęchalskiego, przesłuchał na zasadzie i w trybie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Feliks Myłyk
Data i miejsce urodzenia 3 lutego 1913 r. w Charzewicach, pow. Tarnobrzeg
Imiona rodziców Karol i Helena Stachowiak
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Zajęcie urzędnik
Miejsce zamieszkania Gliwice, ul. Jaskółcza 2a

Do obozu oświęcimskiego przybyłem 14 czerwca 1940 r. i przebywałem tam do 16 października 1944 r. jako więzień nr 92. Był to pierwszy transport z okupowanych terenów polskich, skierowany do Oświęcimia przez dowódcę policji bezpieczeństwa dystryktu krakowskiego. Wraz ze mną przybyło ponad 750 więźniów Polaków. Cały transport umieszczono w budynku monopolu, położonym w pobliżu toru kolejowego. Budynek odgrodzony był drutem kolczastym. 20 czerwca 1940 r. przybył do Oświęcimia drugi transport. Był to transport z Wiśnicza, obejmujący ok. 300 więźniów. Więźniowie z tego transportu umieszczeni zostali w budynkach koszar poartyleryjskich oznaczonych numerami 1., 2., 3. Następne transporty nadchodziły ze Śląska. Dla transportów tych ustalono specjalną procedurę przyjęcia polegającą na tym, że każdemu więźniowi przybyłemu w tych transportach wymierzano 25 kijów.

Komendantem i założycielem obozu był Rudolf Höß. Pierwszym Lagerführerem Fritsch [Fritzsch], jego zastępcą Mayer [Aumeier]. Już w tym czasie pełnili funkcje w obozie: Palitzsch jako Rapportführer, Hössler jako Arbeitseinsatzführer oraz Max Grabner jako szef Oddziału Politycznego. Prócz Grabnera pracowali wówczas w Oddziale Politycznym: Kirschner, Dzierzan-Hoffer, Lachmann, Hoffman, Dylewski, Setnik [?], Woźnica [Wosnitza], Thilo, Broch i Boger. W pierwszych dniach Oddział Polityczny mieścił się w jednej izbie budynku monopolowego, oddzielonego od budynku, w którym umieszczeni byli więźniowie z pierwszego transportu. Następnie przeniesiony został do budynku położonego naprzeciw krematorium, nazwanego później SS-Revir, a wreszcie do następnego baraku i ostatecznie do budynku komendantury. Do oddziału tego należały również tzw. biuro Aufnahme i służba rozpoznawcza Erkennungsdienst. Biuro Aufnahme mieściło się w części tzw. Blockführerstuby obok głównej bramy wejściowej do obozu. Samo przyjęcie więźniów (Aufnahme) odbywało się w bloku 25., a Erkennungsdienst, gdzie fotografowano więźniów, znajdował się w bloku 26. Zadaniem Oddziału Politycznego było ujęcie w ewidencję wszystkich więźniów przybywających do obozu oraz rejestracja i ewidencja wszystkich zmian zachodzących w stanie więźniów, wywołanych śmiercią, przeniesieniem, ucieczką lub zwolnieniem więźniów. Ponadto należało do zadań tego oddziału planowanie wszystkich akcji niszczycielskich przeprowadzanych w obozie przeciwko przebywającym tam więźniom, i to zarówno za wykroczenia, które miały miejsce na terenie obozu, jak i w wielu wypadkach za zaszłości pozaobozowe, na które więźniowie siedzący za drutami nie mieli żadnego wpływu.

Przykładem tego fakt, że za sabotaże czy też inne akty oporu na Zamojszczyźnie i w Lubelskiem wybrano wszystkich więźniów pochodzących z tych okolic i zagazowano. Taki sam los spotkał więźniów pochodzących ze Starachowic i z okolicy, których wybrano ze stanu więźniów i również zagazowano jako odwet za akty sabotażu popełnione w Starachowicach. Oddział Polityczny, tak jak wszystkie instytucje obozowe podlegał bezpośrednio komendantowi obozu, a więc przez długi czas Rudolfowi Hößowi. Wszystkie akcje niszczycielskie przeprowadzane były na polecenie i w porozumieniu z komendantem. Dopiero później, gdy w świecie głośne się stały zbrodnie oświęcimskie, starano się poprawić opinię obozu, przypisując winę popełnianych tam zbrodni i okrucieństw szefowi Oddziału Politycznego Maximilianowi Grabnerowi, któremu w związku z tym, a najprawdopodobniej także w związku z przywłaszczeniem sobie przez niego kosztowności pożydowskich, wytoczono proces przed sądem policyjnym w Weimarze, który według mych wiadomości skazać miał Grabnera na 12 lat więzienia.

Pracując prawie od pierwszych dni mego pobytu w obozie oświęcimskim aż do 16 października 1944 w Oddziale Politycznym miałem możliwość widzieć i stwierdzić, że wszystkie zarządzenia dotyczące porządku i reżimu obozowego oraz zarządzenia i plany, w wyniku których stosowano represje względem więźniów, wydawane były przez Hößa, komendanta obozu. Przygotowanie tych planów i ich realizacja, względnie kontrola postępu ich realizowania należały do Oddziału Politycznego.

Z owych trzech pierwszych bloków pokoszarowych rozrósł się obóz oświęcimski do kompleksu obejmującego 28 zwartych bloków, a z biegiem czasu powiększył się o olbrzymi obóz w Brzezince i kilkadziesiąt obozów pobocznych rozrzuconych po terenie całego Śląska. Cały ten kombinat podlegał początkowo jednej komendanturze. W 1943 r. podzielony został na trzy obozy z oddzielnymi komendanturami, z tym jednakże, że kompetencja Oddziału Politycznego rozciągała się zawsze i we wszystkich okresach na cały obóz.

To samo odnosi się do Hößa i jego następcy w ich urzędowym charakterze dowódców garnizonu (Standortältester). Była to nie tylko hierarchia zależności wojskowej, ale także zależność służbowa w sprawach obozowych, tak że decyzje we wszystkich sprawach i we wszystkich obozach zależały w dalszym ciągu, nawet po formalnym rozbiciu kombinatu oświęcimskiego na trzy obozy, od Hößa, względnie jego zastępcy. Spośród znanych mi zbrodni popełnionych na terenie Oświęcimia przez należących do jego zarządu SS-manów, komenderowanych przez Hößa, wymieniam następujące:

1) Wczesną jesienią 1941 r. przybył do obozu oświęcimskiego pierwszy transport rosyjskich jeńców wojennych. Byli to sami oficerowie, ok. 600. Wszystkich zapędzono do bloku 11. (wówczas według starej numeracji blok 13.) i tam, wraz z pewną grupą chorych wybranych ze szpitala więziennego, zagazowano. Zwłoki zagazowanych nocą wywieziono autami do krematorium i spalono. Krematorium to uruchomione zostało już pod koniec 1940 r.

2) Późną jesienią 1941 r. przybyło do Oświęcimia z Lamsdorfu ok. 11 tys. więźniów rosyjskich. W obrębie obozu utworzono dla nich osobny tzw. obóz jeńców wojennych (Kriegsgefangenenlager), mieszczący się w blokach 1–3, 12–14 i 22–24. Obóz ten odgrodzony był od pozostałej części drutem kolczastym podłączonym do prądu o wysokim napięciu. W ciągu paru zimowych miesięcy na przełomie lat 1941/1942 prawie wszyscy z tej grupy zginęli. Przy życiu pozostało niewiele ponad stu jeńców rosyjskich, których przeniesiono do obozu w Brzezince. Wyginęli oni z powodu niedostatecznego odżywienia, braku należytego odzienia oraz z powodu ciężkich warunków pracy. Dużą część wymordowano w komandach. Za powracającymi do obozu drużynami Rosjan wieziono na rolwagach stosy trupów ich towarzyszy zamordowanych w czasie pracy.

3) Aby „oczyścić” szpitale i obóz z „elementów” nienadających się do pracy i „zmuzułmaniałych” na skutek ciężkich warunków obozowych przeprowadzano tzw. selekcje. Wybranych zabijano przy pomocy gazu. Gazowanie chorych stosowano również w celu zlikwidowania epidemii tyfusu. Na podstawie zapisków szpitalnych wybierano wszystkich, którzy chorowali na tyfus bez względu na ich stan, tak że do gazu szli w wielu wypadkach, oprócz więźniów chorujących istotnie na tyfus, więźniowie, którzy go szczęśliwie przeszli i jako rekonwalescenci powrócili już do swoich komand.

4) W wielu wypadkach gestapo, przesyłając więźnia do obozu, zaznaczało w jego aktach „Rückkehr unerwünscht”. Stwierdziłem później w czasie mej pracy w biurze Oddziału Politycznego, że na kartach kartotek takich więźniów umieszczano czerwony krzyżyk. Początkowo nie umiałem sobie wytłumaczyć, skąd się to bierze i w jakim celu znak ten na karcie umieszczano. Okazało się, że więźniów tych wybierano następnie spośród ogółu więźniów i rozstrzeliwano. Początkowo rozstrzeliwania odbywały się w Kiesgrubie w pobliżu głównej bramy do obozu. Następnie dokonywano tego na podwórzu bloku 11., gdzie zbudowano w tym celu specjalną ścianę, tzw. ścianę śmierci. W Kiesgrubie rozstrzeliwał pluton egzekucyjny. W bloku 11. strzelali SS-mani, najczęściej Palitzsch. Tu używano broni cichostrzelnej.

Oprócz Palitzscha rozstrzeliwali w bloku 11.: Kirschner, Florschütz, Lachmann. Były to wszystko rozstrzeliwania dokonywane zgodnie z planem komendantury i Oddziału Politycznego, gdyż z zewnątrz nakazu takiego nie było. Zdarzały się bowiem także wypadki, gdy rozstrzeliwano w Oświęcimiu więźniów przywiezionych tam spoza obozu w celu wykonania egzekucji, względnie skierowanych tam specjalnie na rozstrzelanie.

W pierwszym wypadku przywiezionych na egzekucję nie ujmowano w ogóle w ewidencję obozową. W wypadku grupy drugiej – więźniowie zostali ujęci w numerację, lecz po pewnym, krótkim czasie byli rozstrzeliwani. Tak było np. z grupą oficerów i innych osób aresztowanych w Krakowie w związku z zastrzeleniem tam jakichś wojskowych Niemców. Po przybyciu tego transportu, który obejmował ok. 200 osób, przyjechał do obozu jakiś gestapowiec z Krakowa, polecił sobie wynotować nazwiska wszystkich więźniów z tego transportu, którzy jeszcze żyją. Po jakimś niedługim czasie nadeszła ta lista do Oświęcimia z zarządzeniem rozstrzelania wszystkich wymienionych w niej więźniów, z wyraźnym zaznaczeniem, iż jest to akcja odwetowa za zamordowanie Lutza (Vergeltungsmaßnahme Lutz).

We wszystkich wypadkach rozstrzeliwań zarządzonych we własnym zakresie przez Hößa i Oddział Polityczny dorabiano do akt osobowych więźnia historię choroby i inne dokumenty szpitalne, w treści których stwierdzano, że więzień zmarł śmiercią naturalną, wywołaną chorobą, którą w aktach jako przyczynę zejścia dokładnie podawano. W wypadkach innych egzekucji wykonywanych w obozie sporządzano tylko protokół egzekucyjny. Wynika z tego, że zarówno Höß, jak i wszyscy jego podwładni działali na własną rękę i akcje tego rodzaju ukrywali przed swymi przełożonymi przez stwarzanie formalnych dowodów i pozorów. Potwierdzeniem tego jest również fakt, że w wypadku egzekucji masowych komendantura w raportach o stanie więźniów przedkładanych Berlinowi rozkładała zamordowanych w danym dniu na szereg dni.

5) Od marca 1942 r. napływać zaczęły do Oświęcimia transporty więźniów, skierowanych tam przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt). Były to przeważnie transporty żydowskie, aczkolwiek na zarządzenie RSHA kierowano do Oświęcimia również i aryjczyków. Na podstawie takiego właśnie zarządzenia przybyli do Oświęcimia aryjczycy-Francuzi w liczbie ponad tysiąca, zdaje się w czerwcu 1942 r., oraz Polacy z Lubelszczyzny. Większość więźniów, która przybyła do obozu w trybie zarządzenia RSHA wprost z rampy kolejowej trafiała do gazu. Tylko nieznaczny odsetek zdatnych do pracy fachowców, na których w dniu przybycia transportu zgłosił zapotrzebowanie Arbeitseinsatz kierowano do obozu i ujmowano w numerację obozową, początkowo w seriach ogólnych, a później w specjalnych seriach żydowskich A i B. Wszyscy skierowani wprost z rampy do gazu figurowali tylko w listach transportowych wysyłanych wraz z transportem przez jednostkę policyjną, która wykonywała zarządzenie RSHA dla danego okręgu, względnie dla danej grupy osób. W listach tych przechowywanych w biurze Aufnahme w Blockführerstubie nazwiska tych zagazowanych nie były zakreślone. Nazwiska przybyłych do obozu zakreślano czerwonym ołówkiem. Wiem o tym dokładnie z własnych obserwacji, ponieważ w wielu wypadkach nadchodziły z Berlina zapytania odnośnie Żydów przybyłych takimi transportami. Po stwierdzeniu, że więzień, o którego Berlin zapytywał, nie figuruje w kartotece więźniów numerowanych, szedłem na polecenie Kirschnera do biura Aufnahme, by przekonać się, czy osoba taka do Oświęcimia przybyła i jeśli tak to, co się z nią stało. Gdy zakomunikowałem Kirschnerowi, że dana osoba figuruje w liście transportowej bez zakreślenia jej nazwiska odpisywał on do Berlina, że osoba ta do obozu istotnie przybyła, jednakowoż w obozie zmarła. W wypadku przeciwnym, tzn. gdy z ewidencji wynikało, że danego więźnia spośród przybyłych transportem RSHA do obozu przyjęto, odpowiadano Berlinowi, iż więzień ten przybył do obozu i żyje, lecz zwolniony być nie może, ponieważ jest posiadaczem tajemnic obozowych (Geheimnisträger). Korespondencja z Berlinem w tych sprawach odnosiła się najczęściej do więźniów-Żydów, którzy na skutek starań sprzymierzonych z Niemcami hitlerowskimi państw mieli być zwolnieni. Zaznaczam, że za Geheimnistägerów uważani byli wszyscy więźniowie, którzy z tytułu swych funkcji zleconych im w obozie mieli wgląd w sprawy, na których utrzymaniu w tajemnicy zależało zarządowi. Tak było również z wszystkimi więźniami zatrudnionymi w Oddziale Politycznym i dlatego też zwolniono z pracy w tym biurze prawie wszystkich aryjczyków i zatrudniono tylko Żydówki, jako te, które i tak z obozu miały nie wyjść. Ja utrzymałem się w biurze politycznym ponieważ pracowałem w nim od początku. Z pracy tej nie chciano mnie zwolnić, mimo mych starań. Geheimnisträgerami specjalnej kategorii byli członkowie tzw. Sonderkommanda, które obsługiwało komory gazowe i krematorium. Do prac tych używano wyłącznie Żydów. Paru aryjczyków, Czesław Morawa i inni, którzy pracowali w pierwszym okresie w krematorium I w Oświęcimiu, wywieziono później do Mauthausen i tam zamordowano. Żydów członków Sonderkommanda zmieniano co pewien czas, przy czym stare komanda gazowano, a w ich miejsce przeznaczano do tej pracy nowych Żydów.

Hößa uważam za zbrodniarza w rękawiczkach, który rządził i trząsł całym obozem, a na zewnątrz zachowywał pozory przyzwoitego człowieka.

Odczytano. Na tym przesłuchanie świadka i protokół niniejszy zakończono.