STANISŁAW FRANKOWSKI

Warszawa, dnia 23 lipca 1946 r. Sędzia Halina Wereńko, działając na zasadzie Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (Dz.U. RP nr 51, poz. 293) o Głównej Komisji i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, jako członek Głównej Komisji przesłuchała w trybie art. 255 w związku z art. 107 i 115 kpk, niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Frankowski
Data i miejsce urodzenia 4 stycznia 1911 r. we wsi Drużkowna, pow. Bachmucki
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Tarchomińska 5 m. 39
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód fryzjer
19 września 1940 r. o godz. 9. 00 rano w czasie łapanki ulicznej na Pradze zostałem zatrzymany
przez SS-manów, po czym wraz z grupą innych zatrzymanych zostałem odwieziony

samochodem ciężarowym do ujeżdżalni przy ul. Szwoleżerów. Razem z łapanki zwieziono tam ponad 2 tys. osób. Tego samego dnia, zaraz po przewiezieniu samochodem, na placu przed ujeżdżalnią podoficer SS (nazwiska nie znam) ogłosił, by zgłaszali się do niego pracownicy niemieckich instytucji. Następnie ci, którzy wykazali się niemieckimi dokumentami, zostali zwolnieni, pozostali – wśród nich ja – zostali odprowadzeni na ujeżdżalnię, po spisaniu ich danych osobowych przez niemiecki personel biurowy.

W czasie tej łapanki zatrzymano tylko mężczyzn, w wieku od 16 lat. W dniu zatrzymania, gdy już byliśmy ustawieni na ujeżdżalni, dano nam pół kilo chleba razowego z wodą, nazajutrz także otrzymaliśmy taką samą porcję. Po upływie 48 godzin po zatrzymaniu SS-mani utworzyli transport z zatrzymanych z łapanki, których po zwolnieniach pozostało ok. 1500, oraz z dowiezionych z więzienia na Pawiaku – 200, do 300 mężczyzn. Następnie grupę ok. 1800 osób odwieziono samochodami ciężarowymi, w mocnej asyście SS-manów, na dworzec towarowy w Warszawie. Tam przeładowano nas do pociągu towarowego, liczącego ok. 40 wagonów. Do każdego wagonu ładowano ok. 50 osób. 21 września 1940 r. o godz. 11.00 w nocy pociąg przybył na bocznicę obozu w Oświęcimiu. Tu transport przejęli SS-mani z załogi oświęcimskiej, którzy wyładowali transport, bijąc i popychając więźniów. Opróżniając każdy wagon, SS-mani ustawiali ludzi partiami, po czym odprowadzali partie [te] na plac apelowy. Wyładowywaniu towarzyszyło bicie więźniów, popychanie i szczucie psami. Na placu apelowym przyjął transport komendant obozu Fritzsch. Zostało zrobione obliczenie i stąd wiem, iż było 1800 osób w transporcie. Z placu apelowego w grupie ok. 600 ludzi zostałem skierowany do bloku 10., inne grupy – ok. 600 osób – zostały skierowane do bloków 10a i 17.

Już na terenie obozu dowiedziałem się, iż przed łapanką, w której zostałem ujęty, 13 sierpnia 1940 r. miała miejsce w Warszawie łapanka w Śródmieściu, zostało wtedy zatrzymanych ok. 1700 osób i przebywały one już w obozie w Oświęcimiu. O łapance z 13 sierpnia 1940 r. opowiadał mi wówczas Ryszard Majewski, znany bokser, przebywający obecnie w Warszawie, adresu nie znam. Razem ze mną w drugiej łapance zostali ujęci dr Brodzki i dr Kuczbara z Pawiaka. Dr Kuczbara został rozstrzelany w obozie w Oświęcimiu, obecnego adresu dr. Brodzkiego nie znam. Na czyje zarządzenie odbyły się łapanki, tego nie wiem.

W chwili mego przybycia do obozu w Oświęcimiu 21 września 1940 r. komendantem obozu był Fritzsch, zastępcami Rudolf Höß i Zeidler [Seidler]. W obozie obchodzono się z więźniami okrutnie. Na czyj rozkaz tak się działo, nie umiem wyjaśnić. W każdym razie widziałem, iż Fritzsch osobiście nad więźniami się nie znęcał, natomiast jego obaj zastępcy brutalnie traktowali osadzonych. I tak, gdy kompania karna wracała do obozu, zwykle przynoszono kilku zmarłych i kilku konających więźniów, na skutek bicia [przez] kapo. Po świętach Bożego Narodzenia 1940 r. widziałem, jak takich konających więźniów ułożono niedaleko choinki na placu apelowym, zbliżył się do nich Höß, po czym zaczął kopać leżących, szydząc. Robił to przez kilka minut.

W lipcu 1941 r. z pierwszego piętra bloku 9. obserwowałem egzekucję 79 mężczyzn z Krakowa, którzy podobno pracowali w ubezpieczalni społecznej i należeli do tajnej organizacji Polski Podziemnej. Zginął wtedy Łyko, znany sportowiec. Höß, jak widziałem, asystował przy egzekucji i dobijał rannych. Słyszałem, iż Höß zamordował wielu więźniów, jednakże nazwisk ich nie znam i nie byłem przy tym obecny.

Za ucieczkę więźniów z obozu komendant obozu i jego zastępcy wybierali pewną liczbę więźniów – na oko – na rozstrzelanie. Na moim bloku 2. trzy razy za ucieczkę więźniów Fritzsch w towarzystwie Hößa, Zeidlera i Palitzscha wybrali po 10 więźniów, którzy zostali zamknięci w bunkrach, gdzie zginęli śmiercią głodową. Nazwisk tych osób nie pamiętam.

Na początku sierpnia 1941 r., dokładnej daty nie pamiętam, na zarządzenie komendanta obozu lekarz obozowy przeprowadził selekcję, wybierając 200 nieuleczalnie chorych mężczyzn. Ponadto – nie wiem skąd – przywieziono 400 jeńców radzieckich. Grupy 200 chorych i 400 jeńców radzieckich ulokowano w bunkrach, po czym zasypano piachem otwory bunkrów (drzwi i okna). 600 osób zginęło wtedy przez uduszenie. Czy użyto w tym celu gazu, tego nie wiem. Szczegóły może podać Aleksander Nowogrodzeń, zamieszkały obecnie w Łodzi, [przy]

ul. Limanowskiego 56 ( zakład fryzjerski ) . Nowogrodzeń pracował przy wynoszeniu trupów.
Odczytano.