JULIAN CHROŚCICKI

Warszawa, 29 maja 1946 r. Wiceprokurator Zofia Rudziewicz przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Julian Chrościcki
Imiona rodziców Władysław i Marianna
Miejsce zamieszkania Włochy, ul. Mickiewicza 29
Miejsce urodzenia Szymony, pow. Mińsk Maz.
Wyznanie rzymskokatolickie
Zajęcie proboszcz, rektor
Karalność niekarany
Wykształcenie dr. teologii Uniwersytetu Warszawskiego

Przed wojną byłem proboszczem we Włochach po Warszawą. Podczas wojny byłem na tym samym stanowisku. 18 września 1942 roku zostałem zaaresztowany przez Niemców i po czteromiesięcznym pobycie na Pawiaku wywieziony na Majdanek, poczym przewieziony do więzienia na Zamku w Lublinie, skąd wróciłem 15 maja 1944 roku.

Niemcy odnosili się wrogo do Kościoła katolickiego w Polsce. Zaraz po wkroczeniu do Warszawy zaaresztowali wszystkich księży, których udało im się schwytać na ulicach. Zajeżdżali też na plebanie, aby księży zatrzymać, używali przy tym podstępu, twierdząc, że księdza wzywają do chorego. Byłem wówczas w Warszawie, lecz znajdowałem się w prywatnym mieszkaniu, dzięki czemu uniknąłem aresztowania. Wiadomości o obłudnym zachowaniu się Niemców mam bezpośrednio od kolegów. Zatrzymanym nic konkretnego nie zarzucano. Trzymano ich przez pewien czas na Pawiaku, poczym zwolniono. Niebawem Niemcy zaczęli wydawać rozporządzenia przeciwko praktykom Kościoła katolickiego. Zarządzenie te otrzymywałem jako proboszcz bezpośrednio od kurii metropolitarnej w Warszawie, która zmuszona była podawać do wiadomości księżom rozporządzenia dystryktu warszawskiego, bądź też zarządzenia te nadsyłały władze niemieckie powiatowe (Kreishauptmann) dystryktowi. Tyczyły one następujących kwestii: 1) Zabroniono używania dzwonów kościelnych, chcąc w ten sposób obniżyć prestiż Kościoła katolickiego. Nieco później, na jesieni 1941 zaczęto rekwirować dzwony. 2) Zabroniono urządzania procesji religijnych, chcąc w ten sposób obniżyć prestiż Kościoła; z tych samych względów zabroniono urządzania pogrzebów religijnych. 3)Znoszono święta, przesuwając je na niedzielę, podczas gdy prawo to przysługuje jedynie papieżowi. 4) Zabroniono księżom Polakom chrzczenia volksdeutschów i Niemców. Jest to absolutnie przeciwne zasadom powszechnego Kościoła katolickiego. 5) Zabroniono chrzcić osoby pochodzenia żydowskiego. 6) Zabroniono przyjmowania protestantów na łono Kościoła katolickiego; za przekroczenie tego nakazu groziła grzywna, względnie więzienie. 7) Nie wolno było śpiewać niektórych pieśni religijnych, np. Serdeczna Matko, Królowo Korony Polski. 8) Na terenie Pawiaka osoby skazane na śmierć pozbawione były pociechy religijnej; żaden kapłan nie miał dostępu do tych osób. W więzieniach nie pozwalano na odprawianie mszy świętej. Kapłanów natomiast obrócono na przechodnie więzienia. 9) Podczas nabożeństwa dla żołnierzy niemieckich katolików, choćby było ich kilku, na rozkaz władz niemieckich, trzeba było usuwać [z kościoła] wszystkich Polaków. Do mojego kościoła we Włochach zimą 1941 trzykrotnie Niemcy przybyli na nabożeństwo w niedzielę o godzinie 11.00 (na sumę). Odmówiłem usunięcia ludności polskiej, wobec czego SS-mani wkroczyli do kościoła i przemocą usunęli ludność polską.

Niemcy chcieli za pośrednictwem duszpasterzy prowadzić propagandę. Do mnie zwracali się kilkakrotnie przedstawiciele organizacji „Todt”, żądając, abym z ambony wzywał ludność do brania udziału pracach okopowych. W porozumieniu z kolegami odpowiadałem, że muszę otrzymać zezwolenie biskupa. Niemcy awanturowali się, lecz chcąc zachować pozory respektowania konkordatu, dali mi spokój i zwrócili się do kurii. Przedstawiciele niemieckiego urzędu propagandowego zwracali się do mnie z żądaniem urządzenia wieców antybolszewickich, na co oświadczyłem, że polityką się nie zajmuję. Trzykrotnie w 1942 roku SS-mani i gestapowcy wkraczali na dziedziniec kościoła we Włochach podczas nabożeństwa wieczornego i urządzali łapanki.

18 września 1942 zostałem zaaresztowany we Włochach przez trzech oficerów gestapo warszawskiego. Wywołano mnie wówczas z kościoła, gdzie przygotowywałem się do odprawienia nabożeństwa, zaprowadzono do mieszkania i przeprowadzono rewizję. Zarzucono mi, że jestem wrogiem narodu niemieckiego. Gdy prosiłem o sprecyzowanie oskarżenia, powiedziano, że im to wystarczy. Sądzę że aresztowanie nastąpiło w związku z moją pracą charytatywno-społeczną w powiecie warszawskim; założyliśmy wraz z Maurycym Potockim 52 delegatury Rady Głównej Opiekuńczej dzięki czemu 30 tys. dzieci i 50 tys. starszych uratowaliśmy od głodowej śmierci. Ośrodki te zostały przed moim aresztowaniem zlikwidowane przez Kreishauptmanna powiatu warszawskiego. Mimo pochwał, zorientowałem się,że praca charytatywna nie w smak im poszła i rzeczywiście zostałem niebawem aresztowany. Z Włoch wywieziono mnie na Pawiak. Cztery tygodnie czekałem na przesłuchanie, przebywając wraz z ośmioma towarzyszami w celi jednoosobowej (metr szerokości na 2,3 metra długości) Przez okienko widziałem, jak na dziedzińcu więziennym ćwiczono psy policyjne: SS-man nakazywał im rzucać się na więźniów – dwóch Polaków i dwóch Żydów – i dopiero, gdy psy zagryzały więźniów na śmierć, dostawały pochwały, a innym więźniom kazano trupy zanieść do trupiarni. W celi było słychać krzyk i jęki ofiar, gryzionych przez psy i konających. Codziennie w jakiejś celi odbywały się ćwiczenia karne na korytarzu. Ja sam wraz z dwudziestoma czterema więźniami byłem wyprowadzony na korytarz długości 80 metrów. Kazano nam czołgać się na kolanach i łokciach; komenderował SS-man Polizei, Zander; w tym czasie napuszczał na nas psa, który chwytał za nogi, kark i ręce, ranił i gryzł. Gdy pies był zmęczony, Zander poganiał go batem. On sam katował więźniów, bijąc pejczem czołgających się. Korytarz pokryty był krwią. Ja zostałem pogryziony przez psa tak, że po dziś dzień jestem chory. Na skutek pogryzienia rozchorowałem się śmiertelnie, gdyż do ran wdała się gangrena. Przebywałem w szpitalu więziennym. Przesłuchanie odbyło się podczas choroby, badali mnie ci sami gestapowcy, którzy mnie zatrzymali. Zarzucono mi ponownie wrogość w stosunku do narodu niemieckiego i jeszcze chorego wywieziono do Majdanka w styczniu 1943 roku. Dopiero w marcu 1943 lekarz więzienny zdjął mi bandaże z nóg. Przebywałem wówczas już na Zamku. Podczas przesłuchania zorientowałem się, że całe postępowanie dowodowe jest fikcją. Gestapo badało zatrzymanych według pięciu formułek. Zatrzymanemu imputowano czyn przestępczy bez dowodów, a priori, i według tego orzekano karę. Spostrzeżenia moje są zgodne z wnioskami pozostałych więźniów. 15 maja 1944 roku na skutek usilnych starań przyjaciół zwolniono mnie z więzienia. Powróciłem do Włoch; byłem chory z powodu wyczerpania. W wigilię powstania wróciłem na placówkę swoją. Od tego czasu byłem przez Niemców inwigilowany. Przysyłano volksdeutschów do kościoła na kazanie; badano, kto do mnie wchodzi do mieszkania i kto wychodzi; wielokrotnie otrzymywałem pogróżki ze strony volksdeutschów i SS-manów (którzy z Pawiaka ukryli się we Włochach), że zostanę zastrzelony lub wywieziony. Udało mi się jednak przetrwać okres ten aż do wyzwolenia.