FELIKS MYŁYK

Szósty dzień rozprawy, 29 listopada 1947 r.

Przewodniczący: Świadek Feliks Myłyk.

Świadek: Feliks Myłyk, 35 lat, urzędnik państwowy, żonaty, wyznanie rzymskokatolickie, zamieszkały w Gliwicach.

Przewodniczący: Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Zwalniamy świadka od przysięgi.

Obrona: My także.

Przewodniczący: Proszę powiedzieć, co świadkowi wiadomo w tej sprawie, a w szczególności co do oskarżonych.

Świadek: Ze znajdujących się tutaj na sali oskarżonych znam Maximiliana Grabnera i jeszcze paru, o których nie będę mówił, a tylko o wydziale politycznym, jako że w wydziale tym pracowałem. Przybyłem do Oświęcimia w 1940 r. pierwszym transportem Polaków. Otrzymałem nr 92. Tam poznałem oskarżonego Maximiliana Grabnera. Nie chcę mówić już o tym, o czym mówili inni – jak czytałem w gazetach i przez radio słyszałem – chcę mówić tylko o tym, o czym moi koledzy więźniowie nie mówili i chcę się ograniczyć tylko do wydziału politycznego. Jak z dzienników i audycji radiowych jest mi wiadomo, Grabner przedstawił się jako niewiniątko, o niczym nie wiedział, nie brał czynnego udziału w selekcjonowaniu więźniów i ich rozstrzeliwaniu. A miał jeszcze czelność powołać się na więźniów, którym jakoby pomagał w obozie. Między innymi i na moją osobę. Grabner powiada, że nie jest winien śmierci i katowaniom, które miały miejsce w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Otóż przytoczę pierwszy wypadek, który się zdarzył 11 lipca 1940 r. w Oświęcimiu, kiedy zbiegł pierwszy więzień oświęcimski, Wiejowski. Kiedy my wszyscy, więźniowie w liczbie ponad tysiąca, byliśmy zgrupowani na bloku 1, 2 i 3, jak zwykle w sobotę oddali bieliznę do pralni obozowej. Większość więźniów oddała tę bieliznę na rozkaz blokowych już rano przed wyjściem do pracy i pozostała tylko w ubraniach letnich, drelichach, nie posiadając poza tym żadnego innego odzienia. Po spostrzeżeniu ucieczki, a było to o godzinie 15, zarządzono zbiórkę całego obozu składającego się wówczas z trzech bloków, to jest mniej więcej 1,3 tys. osób. Stójka rozpoczęła się między godziną 15 a 18 i trwała bez przerwy do dnia następnego, do godziny 15. Wtedy to właśnie oskarżony Grabner wykazał swoją łagodność w stosunku do więźniów. Chcąc dociec sposobu ucieczki więźnia Wiejowskiego zapytał więźniów, kto wie cokolwiek o jego ucieczce, obiecując, że nikomu nic się nie stanie, gdy zgłosi się i powie, co wie o niej. Więźniowie oczywiście z początku nie wierzyli temu, ale dowiedziawszy się już w tym czasie, że oskarżony jest Austriakiem, a do tego wiedeńczykiem, sądzili, że jest człowiekiem, któremu można zaufać i zaczęli się pojedynczo zgłaszać, chociaż nic nie wiedzieli o ucieczce Wiejowskiego. Stójka zaczęła się przeciągać. Więźniowie nie mieli bielizny, jak już zaznaczyłem, zapadła ciemna noc. Wszyscy zostali otoczeni karabinami SS-manów i kapów. Chcąc skrócić tę stójkę, zaczynają się zgłaszać więźniowie. Jako tłumacz został powołany więzień nr 1244, Erwin Michalik. Był on stenografem. Grabner obiecał więźniom, że tym, którzy złożą zeznania, nic się nie stanie. Był przygotowany tak zwany kozioł (Bock). Świadek, który zgłaszał się złożyć zeznania, był wstawiany do skrzyni, a przedział był taki, że nie mógł się w nim ruszyć. Na koźle dwóch SS-manów przytrzymywało więźnia. Oskarżony Grabner stał obok i zadawał pytania, dwóch innych SS-manów uderzało pajtszą [pejczem] zeznającego, a więzień Michalik pisał, co ten zeznawał. Więźniowie, którzy zeznawali, a było ich kilkunastu, w ciągu nocy zginęli. Faktycznie nie wiedzieli nic o ucieczce Wiejowskiego, ale chcieli ulżyć kolegom stojącym bez jedzenia i na zimnie. Stójka trwała do dnia następnego do godziny 15, bez jedzenia, bez kropli wody, bez możności zejścia na stronę, a Grabner zwracał uwagę SS-manów, żeby dopilnowali i straszył więźniów zdziesiątkowaniem, urządzając przyklęki z założonymi rękami.

Pracowałem w wydziale politycznym. Byłem więźniem do wszystkiego. Spełniałem wszelkiego rodzaju funkcje, spisywałem na arkuszach personalia przybywających więźniów, czyściłem buty Grabnerowi i innym SS-manom, wypisywałem zawiadomienia o śmierci do Reichshaupt Kanzlei i do władz, które przysyłały transporty, jak również telegramy do krewnych zmarłych czy też rozstrzelanych w obozie.

W 1941 r. odbyło się pierwsze gazowanie, o którym była mowa w radio, że zagazowano 600 oficerów radzieckich, o tym mówił nie będę. Chcę mówić, że oskarżony Grabner samowolnie i dla swego widzimisię skazywał ludzi na śmierć, czego dowodem jest rok 1942, gdy większość więźniów, przeważnie Ślązaków, została skazana na rozstrzelanie z broni małokalibrowej 6 mm, w czym brali udział pracownicy oddziału politycznego za wiedzą Grabnera, który przy tym asystował.

Podam nazwiska paru rozstrzelanych: bracia Grzegorzyccy, Pniok, Krawczyk, Młosek, Hanus, nazwiska znane wszystkim więźniom Oświęcimia już z pierwszych transportów. Więźniowie ci serdecznie żegnali się ze swoimi współkolegami, jedni płacząc, jedni na wesoło, jedni krzycząc „Jeszcze Polska nie zginęła”. Było to przed południem. Wszyscy zostali zaprowadzeni na blok 11, skąd już nie wrócili. Znałem tych ludzi osobiście, rozmawiałem z nimi jeszcze w tym samym dniu, tuż przed miejscem na bloku 11, gdzie zostali rozstrzelani. Następnego dnia pisałem już zawiadomienia do Berlina, do gestapo i telegramy do rodzin, że zmarli śmiercią naturalną (Herzschwäche, Lungentzündung itp.).

Jak Grabner był łagodny, świadczą inne rzeczy. Akcja eksterminacyjna Żydów z Będzina. Dokładnej daty sobie nie przypominam, wiadomo mi, że brali udział w tej akcji wszyscy SS-mani, a przede wszystkim wszyscy urzędnicy oddziału politycznego, z Grabnerem na czele. Nas, więźniów zatrudnionych w oddziale politycznym, wezwano po przyjedzie z Będzina do rozładowywania aut, które wróciły. W autach tych znajdowały się wszelkiego rodzaju prywatne rzeczy pożydowskie, począwszy od całych gabinetów dentystycznych, lekarskich, prywatnych mebli mieszkaniowych i artykułów spożywczych. Nas, więźniów wydziału politycznego, użyto do tego, ponieważ miało zostać tajemnicą, co w tych autach się znajdowało. Chodzi o artykuły spożywcze, jak wódki, spirytus, które nam z wydziału politycznego były dawane do kosztowania, czy przypadkiem nie są zatrute. Oskarżony Grabner przywłaszczył sobie także meble, a twierdzę to dlatego, że widziałem w jego mieszkaniu, gdyż dwa lata z rzędu zatrudniony byłem w jego prywatnym ogrodzie przy zrywaniu owoców, które później gotowane były w jego mieszkaniu. Przywłaszczył sobie Grabner również rzeczy pożydowskie, a nawet mnie osobiście namawiał i zmuszał do przynoszenia różnych rzeczy pożydowskich z obozu dla niego. Rzeczy te pakowałem na jego rozkaz i odsyłałem do rodziny, względnie znajomych w Wiedniu. Nie tylko dla niego, ale i dla innych oskarżonych, których tutaj nie widzę: Kirschner, Lachman i inni.

Chcę tu jeszcze opowiedzieć o oskarżonym Grabnerze oraz o jego humanitarności, na którą powołuje się w zeznaniach. Jak zaznaczyłem, rozstrzeliwania w początkach obozu oświęcimskiego były wykonywane przez pluton egzekucyjny, to jest żołnierzy w hełmach, którzy strzelali z normalnej broni, z karabinu. Później, celem uniknięcia rozgłosu, wykonywano rozstrzeliwania z broni małokalibrowej 6 mm. Broń tę widziałem w oddziale politycznym. Zabierana była przez wasali Grabnera, jak Kirschnera i Lachmana, którzy paradując z nią przez obóz udawali się na blok 11, gdzie szedł oskarżony Grabner. Oczywiście, zdarzało się, że rozstrzeliwani bronią małokalibrową nie ginęli od razu. Następnie byli odtransportowani do krematorium i – jak opowiadali moi koledzy, zatrudnieni tam, którzy dziś niestety nie mogą służyć za świadków, bo zginęli – często jeszcze żywych ludzi rzucano do krematorium. Zdarzył się jeden wypadek, że kobieta rozstrzeliwana na bloku 11 nie była w ogóle raniona i pod wpływem strachu straciła tylko przytomność. Została odtransportowana wraz z innymi do krematorium. Ponieważ jednak krematorium było przepełnione ciałami przeznaczonymi do spalenia, złożono je na blok [bok] i mieli być spaleni w nocy. Obsługa krematorium pracowała na dwie zmiany przez cały dzień i noc. Zmiana nocna, w której pracował mój kolega Mietek, przyszła do krematorium i doszli do zwłok tych ludzi, którzy mieli być spaleni. Co się okazuje. Kobieta odzyskała przytomność i prosi na rany boskie, aby ją puścili. Ale w krematorium znajdował się strażnik, który dał znać Grabnerowi. Zjawił się i z własnego rewolweru zastrzelił ją. Oto dowód jego humanitarności. Oskarżony powołał się również na jednego z byłych więźniów, inż. Plaskurę, którego jakoby miał sam zwolnić. Otóż o tej sprawie mogę doskonale opowiedzieć, gdyż poznałem go w pierwszych dniach pobytu w Oświęcimiu i znałem całą sprawę jego zwolnienia. Inż. Plaskura jako zdolny inżynier za pośrednictwem rodziny oraz swoich krewnych, którzy starali się o jego zwolnienie, został wypuszczony z obozu. Czytałem to w listach, jakie otrzymywał on od swoich krewnych. Dokument zwolnienia inż. Plaskury przyszedł z Berlina, widziałem to na własne oczy. Na podstawie bowiem tego dokumentu wypisywałem w oddziale politycznym zwolnienie, tak samo, jak wypisywałem zawiadomienia o śmierci. Tak samo wypisywałem często przeniesienia więźniów do innych obozów. Oskarżony Grabner przysłużył się inż. Plaskurze tak, że zamiast zwolnić go z początkiem 1942 r. starał się za wszelką cenę zatrzymać go w obozie, gdyż nie chciał dopuścić do jego zwolnienia. Krążyła częsta korespondencja między Berlinem a obozem, a Grabner z tylko sobie wiadomych przyczyn nie chciał zwolnić inż. Plaskury. Berlin nalegał i w końcu na specjalne żądanie Grabner musiał go zwolnić, otoczywszy go jednak ojcowską opieką, tak że inż. Plaskura – mając matkę w Brzeszczach, sześć km od obozu – nie mógł jej odwiedzić, musiał się u niego meldować codziennie. Grabner zagroził mu równocześnie, że gdy puści parę z ust o tym, co się dzieje

Chciałbym również powiedzieć o oskarżonym Liebehenschelu, którego również rozpoznaję, a o którym słyszałem, że stara się wybielić, jakoby za jego, że się tak wyrażę, rządów, stosunki w obozie zmieniły się na lepsze. Muszę powiedzieć, że rzeczywiście tak, ale tylko według jego mniemania, gdyż ludzie, którzy cokolwiek myślą i umieją powiązać fakty, oceniają te sprawy inaczej. Wysoki Trybunał raczy wziąć pod uwagę, że Liebehenschel przyszedł gdzieś około połowy 1943 r., a więc w tym okresie, gdy odszedł z wydziału politycznego Grabner. W tym też mniej więcej okresie odszedł Aumeier. Fakty te wiążą się ze sobą, a mianowicie nie jest to zasługą Liebehenschela, że w tym okresie stosunki w obozie polepszyły się, to jest tylko pozór, oficjalnie zostały zniesione Stehebunkry, oficjalnie zostało też zniesione noszenie pałek przez SS-manów. O usunięciu Grabnera dowiedziałem się w wydziale politycznym, gdzie miałem sposobność podsłuchać rozmowę SS-manów tego wydziału, którzy mówili, że został on aresztowany i postawiony przed sąd przez swoje władze, przy czym najwyższe władze SS uczyniły to tylko dlatego, aby uczynić zadość zagranicy. Dlatego też oskarżony Grabner, jak mnie jest wiadomo, skazany został przez sąd SS.

Tyle mam do powiedzenia o tych oskarżonych.

Przewodniczący: A czy świadek może coś powiedzieć o innych oskarżonych?

Świadek: Spośród oskarżonych znam jeszcze Jostena, Müllera, Plaggego, Boguscha.

Przewodniczący: Świadek może coś o nich powiedzieć?

Świadek: Nie chciałbym mówić o tych oskarżonych, ponieważ musiałbym powtarzać zeznania moich poprzedników. Nie byłem z nimi w bezpośrednim kontakcie.

Przewodniczący: Czy są pytania do świadka?

Prokurator Pęchalski: Świadek wspomniał, że gdy na rozkaz Grabnera następowało rozstrzelanie, to rozstrzeliwani byli notowani w meldunkach jako zmarli śmiercią naturalną.

Świadek: Tak jest.

Prokurator Pęchalski: Czy poza tym odbywały się jeszcze w Oświęcimiu egzekucje na skutek rozkazów nadsyłanych z zewnątrz obozu?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Pęchalski: Czy w tych wypadkach również podawano zgon rozstrzelanych jako wypadek śmierci naturalnej?

Świadek: Nie. Sporządzano protokół, gdzie były wpisywane fikcyjne nazwiska.

Prokurator Pęchalski: To jest znane. Chodzi tylko o to, jak byli notowani.

Świadek: Notowano ich jako rozstrzelanych i tak też powiadamiano władze obozowe tak w Berlinie, jak i w Oświęcimiu.

Prokurator Pęchalski: Czy świadkowi wiadomo cośkolwiek o tym, że to stare krematorium w obozie macierzystym również podlegało Grabnerowi?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Pęchalski: Czy Grabner kierował akcją gazowania?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Pęchalski: Czy świadkowi cokolwiek wiadomo o tym, że Grabner zmieniał co pewien czas Sonderkommanda w ten sposób, że poprzednie wysyłał do zagazowania, a wyznaczał następne?

Świadek: Tak jest. Przytoczę konkretny wypadek. W Sonderkommando byli zatrudnieni wyłącznie Żydzi. Co jakiś czas komanda te były przez wydział polityczny odwoływane z krematorium do obozu macierzystego pod pretekstem przeniesienia do innego obozu. Ludzie ci rzeczywiście przybywali z Brzezinki do obozu macierzystego i tu odpoczywali, to znaczy znosili męki duchowe, gdyż tu na miejscu dowiadywali się od współtowarzyszy, stojąc przed blokiem 24, co ich czeka. Potem w nocy byli ładowani na auta i wywożeni do krematorium na spalenie, a później ja otrzymywałem w wydziale politycznym adnotację SB z datą.

Prokurator Pęchalski: SB to znaczy Sonderbehandlung?

Świadek: Tak.

Prokurator: Dziękuję, nie mam więcej pytań.

Obrońca Ostrowski: Jak długo świadek pracował w wydziale politycznym?

Świadek: Od 16 czerwca 1940 do 16 października 1944 r.

Oskarżony Grabner: Świadek twierdzi, że ja spowodowałem to, iż Sonderkommando zostało zmienione, oprócz tego Sonderkommando miało być umieszczone w wydziale politycznym. Może świadek poda, gdzie to komando było w wydziale politycznym umieszczone?

Świadek: Ja nie powiedziałem, że Sonderkommando znajdowało się w wydziale politycznym.

Oskarżony: Następnie świadek powiedział, iż Plaskurę zatrzymałem, a nie dopomagałem mu do zwolnienia. Świadek posiadał wgląd do dokumentów, do akt i gdy potrzebne mi było jakieś pismo, prosiłem go, by mi ten akt podał. Przyniósł mi również świadek akta dotyczące jego osoby, jak również inż. Michalika i innych. Oświadczyłem mu, że jadę do Krakowa i że załatwię dla niego, co tylko będę mógł. Niechże świadek trzyma się prawdy i nie wyświadcza mi teraz takiej niewdzięczności.

Świadek: Prawdą jest, co powiada Grabner, że kazał sobie dostarczyć moje akta, prawdą jest, że kazał mi również dostarczyć akta inż. Erwina Michalika (nr 1244), prawdą jest, że mówił mi, że pojedzie w mojej sprawie do Krakowa, chcąc mnie zwolnić. Był to początek 1941 r. Najlepszym dowodem spełnienia jego starań, jest to, że Grabner wpierw poszedł z obozu, aniżeli ja.

Prokurator Pęchalski: Najwyższy Trybunale Narodowy! W tym miejscu w związku z oświadczeniem Grabnera chcę zgłosić, że prokuratura otrzymała własnoręczne pismo od inż. Plaskury, w którym on oświadcza, jakiego to rodzaju pomocy udzielił mu oskarżony Grabner. Ponieważ inż. Plaskura nie jest na liście świadków, a oświadczenie jego jest szczegółowo podane w liście, proszę więc, by najwyższy Trybunał dopuścił ten list jako dowód.

Przewodniczący: Czy inż. Plaskura mieszka w Polsce i czy znany jest jego adres? Prokurator: Tak.

Przewodniczący: W myśl przepisów kodeksu postępowania karnego list ten nie może być odczytany, a pan prokurator może powołać inż. Plaskurę na świadka.

Prokurator: W tym miejscu zgłaszam wniosek o dopuszczenie dowodu z zeznania świadka Plaskury.

Przewodniczący: Trybunał zgadza się na dopuszczenie świadka.

Oskarżony: Świadek twierdzi, że kradłem meble, które znajdowały się w moim mieszkaniu służbowym. Proszę, aby uzasadnił, skąd wie, że ja je ukradłem.

Świadek: Tak jak już zaznaczyłem tutaj.

Przewodniczący: Świadek wyjaśnił, ponieważ powiedział, że widział je w mieszkaniu Grabnera.

Oskarżony: Przypuszczam, że w każdym mieszkaniu są meble, ale to jeszcze nie jest dowodem, że one zostały skradzione.

Przewodniczący: Więc może świadek wyjaśni.

Świadek: Jak już zaznaczyłem, więźniowie pracujący w wydziale politycznym byli zatrudnieni przy wyładowywaniu tych mebli, które przyszły z Będzina po eksterminacji Żydów. Auta te wyładowywaliśmy tylko my, więźniowie z wydziału politycznego. Widziałem więc, jak te meble wyglądały.

Przewodniczący: Czy świadek może być zwolniony?

Prokuratorzy i obrona: Tak.

Przewodniczący: Zarządzam przerwę.