FRANCISZEK KIELAN

Warszawa, 5 czerwca 1946r. Wiceprokurator Zofia Rudziewicz przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Franciszek Kielan
Wiek 48 lat
Imiona rodziców Walenty i Katarzyna
Miejsce zamieszkania Łódź, ul. Teresy 28b, Julianów
Zajęcie urzędnik w spółdzielczości
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

W czasie okupacji niemieckiej pracowałem w Związku Rewizyjnym Spółdzielni, pełniąc funkcje kierownika działu spółdzielni rolniczo-handlowych. Spółdzielnie te były zmuszone przez władze niemieckie do przyjmowania od rolników kontyngentów zbożowych, jajczarskich i innych.

Z ramienia władz konspiracyjnych zajmowałem się w tym czasie zagadnieniami rolniczymi i aprowizacyjnymi na terenie województwa warszawskiego. Wiadomo mi jest, że władze okupacyjne wyznaczyły dość wysokie kontyngenty produktów rolnych. System był taki, że na poszczególne dystrykty kontyngenty były wyznaczane przez wydział wyżywienia i rolnictwa w Krakowie. Wydziały dystryktowe wyznaczały globalne ilości na powiaty, powiaty dzieliły na gminy, gminy zaś na gromady, a w gromadach dzielono na poszczególne gospodarstwa. Każde z tych ogniw podwyższało wysokość kontyngentu, stwarzając niejako rezerwę na wypadek trudności ściągnięcia wyznaczonych norm, tak że zanim nakaz doszedł do gospodarstwa, to wysokość teoretycznej normy wzrastała nieraz o 30 – 50 proc.

Normy były różne, w zależności od kategorii gleby, i były zmienne. Teoretycznie normy były od 200 do 600 kg zboża z ha. W praktyce dochodziło do ściągania do 1000 kg z ha, zwłaszcza przy dobrych glebach. Stanowiło to nieraz 50 – 80 proc. całej produkcji roślinnej.

Oprócz zboża wyznaczono kontyngenty na ziemniaki (około 500 kg z ha, biorąc za podstawę całą ilość posiadanej ziemi). Kontyngent roczny mleka wynosił 800 litrów od krowy, mięsa – o ile sobie przypominam – około 16 kg z ha, jaj – 72 sztuki od kury. Nadto pewne ilości drobiu, miodu, wełny, pierza, buraków cukrowych, nasion lnu i konopi itp., norm jednak nie pamiętam. W gospodarstwach warzywniczo-sadowniczych wyznaczano znaczne kontyngenty warzyw i owoców, ale norm również nie pamiętam.

Sprawa właściwie była tak postawiona, iż rolnik powinien był dostarczyć wszystko, co produkuje, pozostawiając dla siebie tylko tyle, ile mu potrzebne na obsiew i wyżywienie rodziny. Sprzedać pozostałości nie mógł, gdyż wolny handel był zabroniony pod groźbą kary śmierci. Zboże dla siebie mógł mleć we młynie na podstawie tzw. karty przemiałowej, w ilości 30 kg miesięcznie na osobę.

Za dostarczone produkty rolnik mógł nabyć nieznaczne ilości tzw. towarów premiowych po cenach sztywnych, na podstawie otrzymywanych punktów. Ilość punktów zależna była od rodzaju dostarczonego towaru. Np. za 100 kg żyta rolnik otrzymywał 10 punktów, co się mniej więcej równało: 0,5 l wódki, 30 papierosów, ćwierć kg gwoździ, 1 para skarpet, paczka bielidła i jakiś drobiazg w gospodarstwie (kubek, talerz). Punkty były tak rozdrobnione, że w praktyce rolnicy otrzymywali głównie wódkę i papierosy. Inne towary premiowe były bez większego znaczenia. W dodatku sprzedaż premii – poza wódką i papierosami – odbywała się przeważnie w uprzywilejowanych sklepach niemieckich, w których dokonywano nadużyć na szkodę ludności polskiej. Niemcy na tym zarabiali miliony, sprzedając towary po cenach rynkowych, względnie trochę niżej.

Kontyngenty rolnicy obowiązani byli dostarczać do wyznaczonych punktów zbiórki. Przyjmowaniem, przechowywaniem i wysyłką zajmowały się spółdzielnie rolniczo- handlowe, w których rządzili komisarze niemieccy. O ile która gromada nie wywiązywała się z nałożonych kontyngentów, wówczas urząd powiatowy wysyłał do wsi żandarmów, względnie tzw. „czarnych”, którzy w sposób bezwzględny zmuszali opornych do dostawy, często konfiskując wszystkie posiadane przez rolnika zapasy. W drodze represji za niedostarczenie kontyngentu stosowano areszt, obóz pracy lub obóz karny.

Jak wspomniałem, wolny handel był zakazany. Mimo surowych kar i odbierania z reguły towarów przemycanych do miast, handel taki istniał, czemu w dużej mierze zawdzięczać należy utrzymanie przy życiu ludności miejskiej. Brutalne obchodzenie się z tzw. szmuglerzami, bicie, aresztowanie, wysyłki do obozów, nie odstraszały tych ludzi od wędrówek na wieś i przywożenia towaru do miast.

Odbierane kontyngenty produktów rolnych szły prawie wyłącznie na wyżywienie ludności niemieckiej. Wyjątek stanowił chleb, w który ludność była zaopatrywana na kartki w ilości 30 dkg dziennie na osobę. Sporadycznie sprzedawano nadto marmoladę i cukier, ale w minimalnych ilościach. Natomiast masła, jaj, miodu, drobiu, mięsa ludność dystryktu warszawskiego na kartki nie otrzymywała. Wszystko to szło do sklepów i stołówek przeznaczonych wyłącznie dla Niemców.

Składam do dyspozycji [sądu] broszurę Akcj. Prem. z 1943/44 roku na terenie GG. Więcej szczegółów w sprawie aprowizacji GG mogą udzielić świadkowie Tadeusz Zimiak, były kierownik działu zbożowego w Landwirtschaftliche Zentrale Stelle dystrykt Warszawa.