TEOFILA SZABATOWSKA

Dnia 23 grudnia 1946 r. w Zamościu, sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Zamościu z siedzibą w Zamościu, w osobie Sędziego Czesława Godziszewskiego, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Teofila Szabatowska
Wiek 39 lat
Imiona rodziców Bartłomiej i Antonina
Miejsce zamieszkania Mokre, pow. Zamość
Zajęcie rolniczka
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

9 grudnia 1942 r. Niemcy wysiedlili wieś Mokre i wtedy zabrali ze wsi do obozu w Zamościu szereg polskich rodzin. Ja wtedy z mężem Janem i dziećmi: Stanisławem, lat 6, Wiesławem, lat 4, Stefanią, lat 2, oraz matką moją Antoniną Goździuk i moimi siostrami Anielą i Janiną Goździuk dostaliśmy się do obozu w Zamościu, skąd na drugi dzień mnie, męża, dwie siostry i matkę Niemcy wywieźli wraz z innymi Polakami do obozu w Oświęcimiu, [natomiast] dzieci moje – do Żelechowa, skąd je zabrały polskie rodziny.

W Birkenau oddzielili kobiety od mężczyzn. Ja dostałam się do lagru A, skąd po kilku miesiącach wzięto mnie do lagru B, a po pewnym czasie wywieziono mnie z innymi kobietami do Francji. Po upływie kilku dni Niemcy przywieźli nas do Ravensbrück.

Jak słyszałam, nasz transport z Zamościa do Birkenau liczył ok. 300 osób. Byli to Polacy [z] okolicznych wsi Zamościa. W Oświęcimiu zginęli mój mąż, moja matka i siostra Aniela. Wróciła z Oświęcimia siostra Janina, lecz stale choruje na zapalenie stawów.

Chodziłyśmy w pasiakach. Ganiali nas do bardzo ciężkich robót ponad siły, a odżywiali nas bardzo źle. Dostawałyśmy 0,75 l zupy bez tłuszczu na kartoflach lub brukwi. Mówili, że do zupy dodawali Niemcy margarynę, lecz była słabo widoczna. Na śniadanie i kolację dostawałyśmy kawę albo parzone zioła. Na dzień dawali jeden mały bochenek – ok. 1 kg – na cztery osoby. Do chleba dostawaliśmy po malusieńkim kawałeczku kiełbasy, sera lub margaryny, a czasem marmolady. Żywność ta przy ciężkiej pracy nie wystarczała i ludzie z ciężkiej pracy i złego odżywiania marli.

Przez pierwsze kilka miesięcy Niemcy i Niemki oraz kapo bili więźniów bez przyczyny. Później bicie było wzbronione i zaczęto nas lepiej traktować. Po blokach było czyściej.

Większość ludzi z naszego transportu nie wróciła, gdyż zginęła w Birkenau lub w Oświęcimiu. Jak zauważyłam, w naszym transporcie z Zamościa do Birkenau było troje dzieci, dwoje było Rycykowej z Sitańca, drugiej kobiety nie znam i nie wiem, skąd pochodziła. Dziewczynka Rycykowej zmarła, a o chłopcu [nic] nie wiem, gdyż był w lagrze męskim. Nie widziałam, by kobiety w obozie rozstrzeliwano. W styczniu czy lutym 1943 r. był urządzony w obozie Birkenau apel generalny i wtedy Niemcy wybrali bardzo dużo osób do krematorium. Tadeusza Rycyka i Mieczysława Rycaja nie znam i nie wiem, co się z nimi stało.

Po odczytaniu mi pisma z 14 września 1946 r. nr 1486/46 oświadczam, że w Birkenau poznałam Anielę Krempińską ze Skierbieszowa, była ona z matką, Heleną Pałczyńską ze Złojca czy Wólki Złojeckiej, Wróblową – starszą kobietę z Wielączy i Helenę Rycyk z Sitańca. Wszystkie te kobiety, prócz Anieli Krempińskiej, wróciły do swoich wsi. Co się stało z Krempińską, nie wiem. Jak pamiętam, w lipcu 1944 r. zostałam z innymi kobietami wywieziona do Francji z Birkenau. Listy pisane do mnie były adresowane [do] Auschwitz.

Widziałam, jak transporty Żydów idących w piątkach pędzono w stronę krematorium w Birkenau. Mówiono nam, że idą do komina. Nie widziałam, by przywieziono żołnierzy sowieckich do krematorium ani by tacy żołnierze byli na terenie obozu zajęci przy pracach. Co się działo w lagrach męskich, nie wiem, nie wiem też, w jakich okolicznościach zginął mój mąż. Matka moja została zabrana w czasie generalnego apelu, a siostra Aniela zmarła z wycieńczenia, gdyż spuchła. Pracowała w zimie przy wywożeniu ziemi z bagien. Więcej nic nie wiem.

Odczytano.