ADOLF GAWALEWICZ

Dnia 30 grudnia 1946 r. w Krakowie, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, na zasadzie i w trybie Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), przesłuchał w trybie art. 255 w związku z art. 107 i 115 kpk, byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Adolf Gawalewicz
Data i miejsce urodzenia 2 września 1916 r. we Lwowie
Imiona rodziców Adolf i Maria z Tustanowskich
Wykształcenie magister prawa
Zawód urzędnik Zarządu Miejskiego w Krakowie
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Jabłonowskich 7
Aresztowany został em w Krakowie 16 września 1940 r. w biurze Opieki Społecznej

Zarządu Miejskiego, gdzie wówczas pracowałem. Aresztowano mnie pod zarzutem kolportażu nielegalnej prasy. Początkowo więziony byłem przy ul. Montelupich w Krakowie, a 9 stycznia 1941 r. wywieziono mnie transportem tarnowsko-krakowskim do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Był to transport kolejowy, przewieziono nim wówczas do Oświęcimia ponad 300 więźniów z więzień tarnowskiego i krakowskiego. W Oświęcimiu otrzymałem nr 9225. Umieszczony tam zostałem w obozie macierzystym, w którym przebywałem do 20 kwietnia 1942 r.

Z okresu tego przypominam sobie m.in. dziesiątkowanie bloku 10., przeprowadzone w lipcu 1941 r. przez komendanta obozu Hößa jako odwet za ucieczkę jednego z więźniów należących do załogi tego bloku. Jestem krótkowidzem i z twarzy nie byłbym w stanie Hößa rozpoznać. O tym, że właśnie on przeprowadzał dziesiątkowanie, dowiedziałem się z przemówienia, które przed rozpoczęciem wybiórki wygłosił do nas blokowy. W przemówieniu tym zwymyślał nas i oświadczył, że za to, że nie pilnowaliśmy zbiegłego i dopuściliśmy do ucieczki, nasz blok zostanie zdziesiątkowany; że właśnie nadchodzi komendant, który dziesiątkowanie przeprowadzi. Powiedział wyraźnie, że nadchodzi Lagerkommandant. Po zakończeniu tego przemówienia SS-man nazwany przez blokowego Lagerkommandantem nadszedł w towarzystwie innych SS-manów i spośród więźniów bloku 10., ustawionych w szeregach jak do apelu, wybrał ok. 30 osób, liczby dokładnie nie pamiętam. Początkowo, licząc więźniów, wybierał co dziesiątego, a w dalszym przebiegu wybiórki wyszukiwał słabszych fizycznie, względnie tych, którzy pod wpływem zdenerwowania zachowywali się niepewnie. Wszystkich wybranych SS-mani odprowadzili do bunkra bloku 11. Blokowy zapowiedział, że [więźniowie] będą tam przebywać 10 dni, a jeśli w tym czasie zbiegły się nie znajdzie, względnie nie zostaną znalezione jego zwłoki, wszyscy osadzeni w bunkrze zostaną rozstrzelani. Zbiegłego nie znaleziono, żadnego z uwięzionych w bunkrze w związku z jego ucieczką później w obozie nie widziałem.

13 marca 1942 r. wywieziono całą załogę bloku 19. obozu macierzystego w Oświęcimiu, który był w tym czasie blokiem rekonwalescentów – [osadzeni tam więźniowie] jako ci, którym wyznaczono lżejszą pracę z tytułu Schonung, pracowali przy naprawie pończoch. Blokowi zapowiedzieli im, że zostaną wywiezieni do lżejszej pracy i do obozu, gdzie jest lepsze powietrze. W rzeczywistości wywieziono wszystkich do budowanego w tym czasie obozu w Brzezince. W tydzień później powróciło z tej grupy paru chorych, m.in. więzień Wierzbicki, którzy opowiadali nam, że wszyscy wywiezieni żyją w Brzezince w strasznych warunkach i są w różny sposób dręczeni. W szczególności dowiedzieliśmy się od nich, że w Brzezince szykanuje się wywiezionych tam rekonwalescentów stójkami nocnymi, złośliwymi i dotkliwymi z uwagi na porę roku kąpielami w brudnych kadziach z zimną wodą na wolnym powietrzu, co stosowano przede wszystkim względem więźniów starszych, oraz [że] głodzi się ich.

O panujących wówczas w Brzezince stosunkach przekonałem się osobiście, gdyż 20 kwietnia 1942 jako rekonwalescent z bloku 20. znalazłem się w takim transporcie 200 rekonwalescentów wywiezionych do Brzezinki – jak nam przed wymarszem mówiono: „zur leichten Arbeit”. Przed wyruszeniem do Brzezinki otrzymaliśmy dodatkową zupę i zostaliśmy umundurowani w spodenki gimnastyczne po jeńcach rosyjskich, w rosyjskie bluzy wojskowe i płaszcze. Bezpośrednio po przybyciu do obozu w Brzezince zabrano nam te ostatnie, motywując to tym, że w płaszczach będą się lęgły wszy.

Umieszczono nas w murowanym bloku 4., który później oznaczony został jako blok 7. i Isolierstation. Na bloku tym znajdowało się w chwili naszego przybycia ok. 200 jeńców rosyjskich oraz 40 więźniów, pozostałych tam z grupy 1200 rekonwalescentów wywiezionych z obozu macierzystego do Brzezinki 13 marca 1942 r. W dniu naszego przybycia na blok wyrzucono z pryczy słomę, tak że leżeliśmy na gołych deskach, względnie na dolnej buksie, wprost na gołych cegłach. Jako całodzienne pożywienie otrzymywaliśmy litr zupy najczęściej na trzech, a nawet na pięciu więźniów. Chleb dostawaliśmy bardzo rzadko, przy czym nie wydzielano go porcjami, tylko rzucano jak psom bochenek, a dopiero więźniowie dzielili go między siebie. Z powodu głodu dochodziło do bójek. Blokowy, którego nazwiska sobie nie przypominam, oświadczał nam wprost, że do Brzezinki przyszliśmy na wykończenie, że dla nas wyjścia nie ma, że zabroniono udzielania nam jakiejkolwiek pomocy lekarskiej, że jemu jest przykro, że musi z nami tak postępować, ale ma takie polecenie i wykonać je musi.

Nie zatrudniano nas do żadnej pracy. W ciągu dnia staliśmy od porannego apelu aż do późnego wieczora w piątkach na dworze przed blokiem. Co drugą noc urządzano stójki. Po pierwszej nocnej stójce padło 14 więźniów. Było to jednak za mało dla władz obozowych, wobec czego następnej nocy zatrzymano nas w bloku, gdzie kat bloku, własowiec Wańka, powiesił 36 więźniów na belkowaniach bloku. Zarówno Wańka, jak i jego wspólnicy byli pijani. Ofiary swe wyciągali bez żadnego systemu, na oko.

Taki stan rzeczy trwał do pierwszych dni maja 1942 r. Znany był władzom SS, gdyż SS-man Blockführer był dwa razy dziennie na apelu, widział warunki, w jakich więźniowie żyją, wiedział o stójkach nocnych i dziennych oraz widział ofiary tych stworzonych przez SS warunków. Do początku maja 1942 r., a więc po około dwóch tygodniach pobytu na bloku izolacyjnym, pozostało przy życiu ok. 60 [osób].

W pierwszych dniach maja, zdaje się 4 maja, odbyła się pierwsza wybiórka ludzi do gazu. Nazywało się to wówczas wybieraniem więźniów do lekkiej pracy. Selekcje przeprowadzał SS-man SDG [Sanitätsdienstgrade] wraz z więźniami funkcyjnymi. Na wybranych czekały samochody towarowe, na które ich załadowano i [którymi] wywieziono, jak się później okazało, do komór gazowych. W tym czasie ogrodzono blok murem i zaczęto tam zwozić z całego obozu niedobitków przeznaczonych na śmierć przez zagazowanie. Była to więc zbiornica i przedsionek krematorium. Blok był stale przepełniony, co pewien czas zajeżdżały auta i zabierały do 90 proc. stanu, który wynosił nieraz nawet 1200 więźniów. Obliczam, że od maja do września 1942 r. przeszło przez ten blok ok. 40 tys. osób, których wywieziono z niego do komór gazowych. W liczbie tej ujmuję tylko tych, których zabrano z bloku jako żywych. Ponadto marło na nim wielu więźniów, a dalszą część stanowili zabici przez Alberta, (kryminalnego więźnia niemieckiego). W obecności SS-mana Blockführera wyciągał on więźniów z buksów i drewnianą pałą rozbijał im głowy.

Mimo że w bloku, który opisuję, znajdowali się ludzie skazani na śmierć w najbliższych dniach, zatrudniono tam więźniów lekarzy. Przypominam sobie dr. Ciepłowskiego z Warszawy, dr. Jarząbka i lekarza słowackiego dr. Krausa, pozwolono im opatrywać rany więźniów, SDG kontrolował opatrunki, a następnie ludzi tych wywożono ze świeżymi opatrunkami do komór gazowych.

20 września 1942 r. z nieznanych mi przyczyn zostałem przeniesiony do obozu macierzystego w Oświęcimiu, gdzie przebywałem do 22 czerwca 1944 r., kiedy to wywieziono mnie do Buchenwaldu.

W obozie oświęcimskim na skutek panujących tam warunków nabawiłem się otwartej gruźlicy. Po oswobodzeniu poddałem się w Szwecji operacji plastycznej, w czasie której wycięto mi siedem żeber. Przed aresztowaniem mnie byłem zupełnie zdrów, na płuca nigdy nie chorowałem.

Zaznaczam, że do maja 1942 r. w Isolierstation zabijano ludzi również poprzez wstrzykiwanie śmiertelnych dawek trucizn. Przeznaczonych na zastrzyk wybierał SDG.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i niniejszy protokół zakończono.