JAN CHLEBOWSKI

Dnia 23 października 1946 r., prokurator dr Wincenty Jarosiński, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, na zasadzie Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. o Głównej Komisji i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (DzU RP nr 51, poz. 293), przesłuchał w trybie art. 20 przepisów wprowadzających kpk, w związku z art. 107 i 115 kpk, w charakterze świadka Jana Chlebowskiego, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Chlebowski
Imiona rodziców Jan i Marcelina ze Słoninów
Data i miejsce urodzenia 24 czerwca 1907 r. w Przemyślu
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód urzędnik
Narodowość i przynależność państwowa polska
Miejsce zamieszkania Kraków, Rynek 25

6 maja 1940 r. zostałem aresztowany przez gestapo w Przemyślu pod zarzutem pracy konspiracyjnej i po pobycie w więzieniach w Przemyślu, Dubiecku i Tarnowie 13 czerwca 1940 r. przewieziony wraz z transportem 720 więźniów do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Swoje wrażenia co do pobytu w Oświęcimiu mam zamiar opisać w osobnym pamiętniku. Obecnie w związku ze zbliżającym się procesem komendanta obozu Hößa chcę dodać, że zetknąłem się z nim 14 czerwca 1940 r. Höß przekazał swoje przemówienie bezpośrednio po naszym przybyciu do obozu ówczesnemu Lagerführerowi Fritzschowi, który w dosłownym brzmieniu powtórzył jednemu z więźniów nazwiskiem Baltaziński, a ten przetłumaczył nam na język polski.

Treść tego przemówienia sobie przypominam, a brzmiało ono mniej więcej w ten sposób: „Przyjechaliście tutaj po to, by was oduczono patriotyzmu. Uciekać stąd nie wolno i stąd nie uciekniecie. Za jedną usiłowaną ucieczkę będzie 10 rozstrzelanych. Wieszać się wolno, ale wieszającego się nie wolno odcinać” i wiele innych słów, którymi zdolny był osłabić naszego polskiego ducha narodowego. To było moje pierwsze zetknięcie się z Hößem.

We wrześniu wraz z innym malarzem nazwiskiem Bogacki z Warszawy pomalowałem na białoczerwono drąg zamykający drogę w bramie głównej prowadzącej do obozu. Na skutek wrzawy podniesionej przez żonę Hößa, która zarzuciła [nam], że to jest szowinistyczny polski ton, Höß zachęcony przez swoją niewiastę kopał mnie wówczas, no i oczywiście skończyło się na tym, że „wylano mnie dobrze po d… ”.

Höß, będąc na bloku 2., bezpośrednio dokonywał wyboru 10 ludzi za usiłowaną ucieczkę [innego] więźnia i ci ginęli z głodu w bunkrach, względnie byli bezpośrednio zabijani. 4 lipca za ucieczkę Wiejowskiego Höß rozkazał całemu obozowi stać na baczność przez 19 godz. Rezultatem stójki było ok. 200 ataków szału, a prawie każdy więzień miał porozbijaną głowę przez kapo. Aresztowanych w związku z ucieczką Wiejowskiego cywilnych robotników skazał Höß na karę śmierci. Asystował on również przy biciu więźniów za minimalne wówczas przewinienie. Wiem o tym, ponieważ byłem świadkiem, jak bito skazańców.

Höß szczególnie wyróżniał i obsypywał odznaczeniami tych, którzy wykazywali się specjalnym zezwierzęceniem w stosunku do więźniów. Kiedy księży i Żydów wyeliminowano z naszych szeregów, Höß wiedział o tym, że Lagerführer, morderca Krankemann, mordował ludzi na placu apelowym, jeżdżąc walcem drogowym.

Höß, kontrolując obóz, był w nim dwa razy dziennie i widział postępowanie swoich podwładnych. Zachęcał ich do tego swoim zachowaniem. Z rozkoszą przypatrywał się maneżowi, który odbywał się w grudniu 1940 r., gdy w ciągu trzech dni wymordowano cały transport krakowski. Więźniowie biegali od rana do południa i po południu do wieczora, a kiedy już biegać nie mogli, wyznaczano ich do utłukiwania cegieł przy dwudziestu kilku stopniach mrozu, dając im do ręki żelazne klamry. Więźniowie ci byli bez czapek, bez bielizny, płaszczy, swetrów i skarpet.

W 1941 r. słyszałem, jak Höß zwrócił się do Lagerführera Fritzscha podczas przemarszu komanda na tzw. Holzhof i oświadczył: „Ja więcej tego śmiecia nie chcę widzieć”. Fritzsch zadośćuczynił Hößowi i 880 Polaków zostało wówczas zlikwidowanych. Höß osobiście asystował przy rozstrzeliwaniach Polaków w 1940 i na początku 1941 r. przy tzw. Kiesgrube, przy Blockführerstube.

Przechodząc z komandem rano we wrześniu 1940 r., obserwowałem twarz Hößa, gdy pełen radości czytał telegram z Berlina, że przyjeżdża transport radzieckich jeńców wojennych. Höß wyznaczył wówczas Stiewitza, który został drugim Lagerführerem obozu jeńców rosyjskich, a najsłynniejszych kapo – bandytów niemieckich (z zielonym winklem) –odkomenderował do mordowania tych jeńców. Höß stworzył Strafkompanie na bloku 9. – tym dla oficerów i inteligencji radzieckiej, którzy zamknięci byli na piętrze w jednej z izb, i ci zostali rozstrzelani. Höß tolerował zbrodnie swoich podwładnych; patrzył, jak Seidler w styczniu 1942 r. strzelał do żołnierzy radzieckich, którzy byli zupełnie nadzy.

Höß odwiedzał bunkry, w których zostali wygazowani Polacy i Rosjanie we wrześniu 1941 r. Twierdzę niezbicie, że żadna czynność w obozie nie odbywała się bez jego wiedzy.

Höß był postrachem dla SS-manów, albowiem jako były więzień za czasów Republiki Weimarskiej, z przekonań narodowy socjalista, cieszył się zaufaniem Pohla i Himmlera. Wiadome mi to jest z rozmowy z niemieckimi komunistami.

Höß został przez Himmlera mianowany głównym likwidatorem Żydów w Europie. Prowadząc tzw. Sonderaktion, dostarczał do wszystkich obozów koncentracyjnych do zniszczenia [zarówno] Żydów, jak i obywateli innych narodowości. Miałem w ręku dowody dostarczone mi przez Józefa Bydłowskiego oraz Haskella Goldschala, jak zwabiano Żydów greckich pod pozorami wyjazdu do Bierunia Nowego i kazano im składać dynary greckie, które zostaną im wymienione na złote polskie. W Polsce mieli otrzymać domy, w których mieli zamieszkać wraz z rodzinami.

Höß stale odwiedzał tzw. Erkennungsdienst, gdzie robiono zdjęcia Żydów, których specjalnie żywiono i przebierano po to jedynie, aby tymi fotografiami przeciwdziałać propagandzie, że Oświęcim jest obozem zniszczenia.

Widziałem, jak kapo Dachdecker w obecności Hößa bił łopatą po głowie i zabijał więźniów, a Höß na to nie reagował zupełnie. Widziałem dalej, przechodząc przez obóz, jak kapo przykładał leżącym na ziemi więźniom drągi na szyję, przystępował nogami i dusił w ten sposób więźniów, a Höß, przechodząc, patrzył i tylko się uśmiechał.

Höß był świadkiem, jak pod kuchnią mordowano przywiezionych transportem więźniów, o których mówiono nam, iż są to jeńcy wojenni (komisarze sowieccy) i bezpośrednio po przywiezieniu do obozu ich uśmiercano. Z zupełnym spokojem patrzył [na to] Höß i sam asystował przy wieszaniu więźniów choćby za najdrobniejsze przewinienie. Znam dokładnie wypadek, kiedy więźniowi przed wykonaniem na nim wyroku śmierci przez powieszenie polecił wymierzyć karę chłosty (25 batów), a następnie kazał go powiesić.

Höß interesował się bardzo żywo blokiem 10., gdzie dokonywano sterylizacji itp. Ciekawiły go zarówno eksperymenty, jak i aparaty medyczne, które zostały tam zainstalowane. Dr Clauberg prowadzący doświadczenia na bloku 10. miał podpisaną przez Hößa legitymację upoważniającą go do przekraczania [bramy] obozu o każdej porze dnia i nocy bez [konieczności] legitymowania się.

Wszystkie swoje wrażenia i spostrzeżenia spisałem w pamiętniku, który w najbliższym czasie opublikuję, a który częściowo wykorzystał dyr. Rajewski z Warszawy do książki pt. „Oświęcim w systemie RSHA”. W pracy tej poruszę wszystkie inne dane dotyczące zarówno Hößa, jak też pozostałych przestępców obozowych, a także moje własne przeżycia obozowe.

Na tym protokół zakończono i podpisano.