GIZA WEISSBLUM

Dwunasty dzień rozpraw, 24 marca 1947 r.

Proszę wezwać świadka Weissblum.

Przewodniczący: W jakim języku świadek chce zeznawać?

Świadek: Po polsku.

Świadek podał co do swej osoby: Giza Weissblum, 30 lat, bieliźniarka, zamężna, bezwyznaniowa, w stosunku do stron obca.

Przewodniczący: Zechce świadek przedstawić nam okoliczności, wśród jakich dostała się do obozu w Oświęcimiu i co może powiedzieć w sprawie, a w szczególności także o oskarżonym?

Świadek: Byłam w ruchu oporu i zostałam zaaresztowana razem z komendantem na podpunkcie. Zaprowadzono mnie na gestapo i po okropnym biciu, gdy nic nie chciałam powiedzieć, grozili mi, że powieszą mnie za włosy, bo miałam wtedy długie włosy.

Przewodniczący: Gdzie to było?

Świadek: W Charleroi. Naturalnie obcięłam sobie włosy. Ponieważ nie mieli co ze mną zrobić, bili mnie dalej. Ale jako że nie chciałam nic powiedzieć, zawieźli mnie do obozu w Belgii, skąd wyjechałam z transportem 2000 ludzi, z czego pozostało nas ok. 200 kobiet, możliwe, że także i ok. 200 mężczyzn. Nie mogłam tego wiedzieć, bo była wtedy wielka panika, bito nas i szczuto psami.

Nie będę opowiadać o przybyciu naszym do obozu, o dawaniu nam numerów, bo te rzeczy są już znane.

Przybyłam na blok 10. To był blok kwarantanny. Podczas tej kwarantanny co tydzień robiono nam zastrzyki, które miały nas chronić od chorób, ale po tych zastrzykach wszyscy dostawali gorączki i wielu z jej powodu umarło.

Kiedy przybyłam, było nas 950 na tym bloku, a był on przeznaczony najwyżej na 450 ludzi. Spałyśmy po 10–12 osób na drewnianych pryczach [o] długości półtora metra. Nie można było nawet siedzieć. W drugim bloku były Greczynki. Rozmawiałyśmy z nimi. Widziałam, jak one wyglądały. Strach ogarniał, jak się widziało, jak wyglądają. Były zaropiałe, wyglądały jak trędowate.

Wody nie było, nie było co jeść, miałyśmy niby nie pracować, ale na dzień nas wyganiano do zamiatania, do wynoszenia śmieci, bito nas, nie szukając powodu.

Tracę wątek myśli, bo chciałabym wszystko powiedzieć naraz.

Przewodniczący: Proszę, niech świadek mówi.

Świadek: Między tymi Greczynkami były takie, które były już na bloku 10. w Auschwitz, bo to, co opowiadam, działo się w Birkenau, blisko krematorium. Greczynki miały pokaleczone ciała, otwarte brzuchy. Ponieważ nie można było żadnych eksperymentów na nich robić, wysyłano je do Birkenau. Tam po odbyciu kwarantanny miały pracować, ale żadna tej kwarantanny nie przeżyła. Działo się to w 1943 r. Był tam wtedy obóz cygański. Żyły w tym obozie dziesiątki tysięcy Cyganów – umierali tysiącami. Był także obóz czeski, [powstał] już po naszym przybyciu do obozu. Widziałam sama, jak przyjechali. Wpuszczono ich z bagażami, z rodzinami, z dziećmi małymi, nie obcinano im włosów, wpuszczano do osobnego pomieszczenia. Cieszyliśmy się, że może się coś zmieni, bo zwykle wpuszczano osobno kobiety, osobno mężczyzn, dzieci wcale nie wpuszczano. Ale po sześciu miesiącach – zdaje się, że to było sześć miesięcy – wszystkich zabrano na auta i wywieziono do gazu. To było w 1943 r.

Przewodniczący: A kiedy ich gazowano?

Świadek: W 1944 r. zagazowano. Dniami i nocami płomienie wznosiły się z pieców. Po zniszczeniu Czechów z obozu rodzinnego dla Żydów z Teresienstadtu to samo nastąpiło z Cyganami. W 1944 r., po zniszczeniu tych dwóch obozów, rozpoczęły się ogromne transporty z Węgier. Transporty te szły dniami i nocami i czekały na wpuszczenie ich do krematorium. Niektórzy myśleli, że to są fabryki, niektórzy myśleli znowuż, że to są ogromne piekarnie, gdzie pieką chleb, i szli spokojnie, bo – jak opowiadali mężczyźni, którzy tam pracowali przy wynoszeniu umarłych – dawano im mydło i ręczniki, mówiąc, że idą do kąpieli. Było więc naturalne, że szli spokojnie, a wtedy wpuszczano ich do tych ogromnych krematoriów, gdzie tysiące tych ludzi ginęło.

Podczas mego pobytu zmuszano nas do noszenia ogromnych kamieni. Każda się uginała pod nimi, bo to był ogromny ciężar, te kamienie. Nosiłyśmy je z linii kolejowej, skąd przyjeżdżały transporty. Pamiętam taki fakt: jedna z dziewcząt poznała w transporcie swego ojca i w pierwszym odruchu rzuciła się ku niemu. Wtedy dozorczyni Taube, a przypuszczam, że był przy tym i oskarżony, ponieważ był odpowiedzialny za wszystkie transporty węgierskie, on urządzał te zabawy, podczas których orkiestra grała przy krematoriach, a oni upijali się i bawili – wtedy ona powiedziała: „Wróć do swojego komanda, twój ojciec idzie do Himmelkommanda i tam się wszyscy spotkacie”.

Była jedna dziewczyna, Belgijka Mala Zimetbaum, która odważyła się uciec z jednym Polakiem, Edkiem Galińskim ze Lwowa. Po dwóch tygodniach ich złapano i zawieziono do bloku 11. w Oświęcimiu. Po ogromnych męczarniach wyprowadzono ich, aby wykonać wyrok: mieli obciąć włosy, dostać 50 kijów, a potem mieli zostać powieszeni. Zwołano cały obóz, wszyscy musieli być obecni, aby zobaczyć, jak się karze takich, którzy odważyli się uciec z obozu. Ale ona nie chciała, żeby [Niemcy] mieli satysfakcję z mordowania jej żywej i przecięła sobie żyły żyletką. Zaciągnięto ją na rewir. Pobiegłam zobaczyć, co się z nią stanie. Mieliśmy nadzieję, że ją wyleczą, i kiedy dziewczęta przybiegły, żeby ją zabrać, Mandl powiedziała: „Odejdźcie precz, my ją żywą spalimy”.

Mogłabym przytoczyć tysiące wypadków. Można dzień i noc opowiadać i to byłoby za mało. Prosiłabym w imieniu wszystkich ofiar faszyzmu, aby oskarżony poniósł odpowiednią karę, chociaż nie wiem, czy to zdoła zadośćuczynić…

Przewodniczący: Świadek ma opowiadać tylko o okolicznościach pobytu w Oświęcimiu.

Czy świadek pamięta o okolicznościach dotyczących selekcji?

Świadek: Owszem, ja sama przeszłam selekcję.

Przewodniczący: Może świadek powie, na czym polegała selekcja i jak była wykonywana?

Świadek: Selekcja odbywała się w obozie pracy co jakiś czas, prawie co tydzień. Prowadzono nas niby do kąpieli, choć co to była za kąpiel – bez mydła, bez ręcznika. Świeżego ubrania nie dawano nam całymi miesiącami. Każda, która była trochę za szczupła, która miała najmniejszą rankę na nodze, na ręku czy [gdzie indziej] na ciele, która miała kilka krosteczek – każda była zapisywana i choć ci ludzie do pracy jeszcze chodzili, po kilku dniach przyjeżdżali SS-mani autami, brali numery i kierowali te więźniarki do gazu. Widziałam sama, jak nocą w zimno wieziono tych ludzi z rewiru do gazu. Wszyscy chorzy, którzy stać na nogach nie mogli, wychodzili z łóżek nago i kto się nie mógł utrzymać na nogach, był zapisywany. Widziałam sama, jak jedna dziewczyna wyskoczyła z wagonu. Poszczuli ją psami, złapali i posłali do gazu.

Ja sama byłam na rewirze, chora na tyfus. Przeszłam dwie selekcje. Na selekcji zapisywano chorych i zdrowych. Zdrowy był, kto mógł się utrzymać na nogach, a kogo uważano za niezdolnego do pracy, [ten] po kilku dniach był wywoływany. Zdarzało się i odwrotnie, że zapisywano zdrowych, albo że kto nie był zapisany, był potem wywołany, tak że nigdy nie wiedzieliśmy, kto będzie uratowany: czy ten, kto został zapisany, czy nie.

Przewodniczący: Czy przy selekcji brano pod uwagę wiek osób? Czy było obojętne, czy kto jest młody, czy stary?

Świadek: Brano dziewczęta bardzo młode nawet. Nie zwracano uwagi, czy kto stary, czy młody. Były dziewczęta nawet silne, ale jeżeli miały jakąś krosteczkę, były zapisywane.

Przewodniczący: Jak się odbywała selekcja?

Świadek: Był lekarz, kilka SS-manek. Ja sama przechodziłam taką selekcję: kazano mi wystawić ręce, pokazać język i obrócić się. Umieszczono nas na rewirze na łóżkach, które były zrobione na jedną osobę, a przeznaczone były przez Niemców na dwie osoby, a leżało nas pięć – sześć. Przykrywałyśmy się jakimiś czarnymi derami, które były pełne wszy i pcheł. Po bloku biegały szczury i koty, przed którymi musiałyśmy się bronić.

Przewodniczący: Jaki procent brano z selekcji?

Świadek: Wiem, że dużo ludzi szło [do gazu]. W tej selekcji, którą ja przeszłam, więcej niż połowa. Nie wiem dobrze, bo leżałam w gorączce. Selekcja ta odbywała się na rewirze.

Robiono jeszcze Entlausung. Wtedy wszystkie chore musiały opuścić barak, musiałyśmy nagie udać się do Sauny, wszystko jedno w lecie czy w zimie, ja sama przy takiej selekcji nago musiałam przejść raz do drugiego baraku, bo w tym baraku zostały te, które miały pójść do gazu.

Podczas Entlausung wyrzucano wszystkie sienniki. Ludzie do naga rozebrani musieli być na dworze, na mrozie. Musiałyśmy brać zimny tusz i czekać, aż zdezynsekują bloki jakimś gazem.

Po tej dezynsekcji w bloku gaz okropnie śmierdział, ale wszystkie wszy zostały. Nacierano nas płynem, szmatką umoczoną nacierano głowę i wszystkie części ciała, zmuszano nas również do wejścia do wanny z niebieskim płynem, zamoczenia się aż po czubek głowy, nie dawano się nam wytrzeć i na mrozie musiałyśmy stać od rana aż do późnego wieczora.

Przewodniczący: Czy świadek zetknęła się z oskarżonym w obozie?

Świadek: Nie mogę sobie przypomnieć. Widziałam wielu takich, którzy powinni być i pewnie będą na ławie oskarżonych.

Przewodniczący: Z personelu kobiecego kogo świadek może wymienić?

Świadek: Starsza dozorczyni Mandl, SS-manka Zarecka.

Przewodniczący: Czy Mandl była bardzo dokuczliwa w stosunku do więźniarek?

Świadek: Nie potrzebowała bić sama. Miała inne, którym rozkazywała. Miała psy na swoje usługi. Tymi psami szczuła. Te psy wyrywały więźniarkom kawały ciała. Na przykład miałam koleżanki pracujące przy wysuszaniu bagna. Pracowały one po szyję w wodzie, w bagnie, w błocie. Bały się odejść od brzegu, pójść dalej. Wtedy szczuto je psami i zmuszano do wejścia dalej w wodę. Było to bez względu na porę roku. Z takiego komanda liczącego 100 osób wracało 80.

Przewodniczący: Ile kobiet belgijskich było w obozie?

Świadek: Nasz transport liczył 200, pozostało nas przy życiu 11.

Przewodniczący: Jak długo świadek była w Oświęcimiu?

Świadek: Od sierpnia 1943 r. do ewakuacji Oświęcimia w 1945 r. Zostałam ewakuowana do Ravensbrück i tam byłam pięć tygodni. Nie w samym Ravensbrück, ale obok, gdzie były Polki z powstania warszawskiego, były starsze kobiety; te kobiety nie pracowały, tylko codziennie dawano im coraz mniej jedzenia. Słyszałam od Lagerälteste reichsdeutschki ewakuowanej z Oświęcimia, która i tutaj została Lagerälteste, że otrzymano rozkaz, iż – dajmy na to – jeżeli jest 200 [kobiet] na bloku, to jutro ma być 140, a jeżeli będzie 200, to sama może pójść na miejsce tych brakujących. Słyszałam, że dawano truciznę do zupy, ażeby więźniarek było coraz mniej.

Prokurator Cyprian: Czy świadek wie, co się stało w końcu z tą Malą?

Świadek: Tę Malę Zimetbaum – [o której] Mandl mówiła, że pójdzie żywcem do pieca – zabrano do obozu męskiego na blok 11., a potem do krematorium. Mężczyźni pracujący w krematorium pytani odpowiadali, że ją spalili; mówili, że dwie kule wystrzelono do niej. Nie wiedzieli, czy żyła, czy nie, tylko musieli ją spalić.

Adwokat Ostaszewski: Świadek mówiła o zastrzykach. Co to były za zastrzyki i gdzie dawane?

Świadek: Dawano je w piersi. Co to były za zastrzyki – nie wiem. Nie znam się na medycynie. Mówiono, że to są zastrzyki przeciwchorobowe.

Adwokat Ostaszewski: Świadek mówiła, że kiedy więźniów selekcjonowano, to musiał być przy tym i oskarżony.

Świadek: Myślę, że musiał tam być.

Adwokat Ostaszewski: Czy to jest stwierdzenie faktu czy domniemanie?

Świadek: Ci, którzy pracowali w Schreibstubach, mówili, że tymi transportami węgierskimi zajmuje się oskarżony Höß i że on jest za nie odpowiedzialny.

Adwokat Ostaszewski: Czy SS-mani byli w czapkach i czy to jest ta sama osoba (wskazuje na oskarżonego), którą świadek widział wtenczas?

Świadek: Nie mogę sobie przypomnieć, czy tak, czy nie. Było wielu SS-manów.

Adwokat Ostaszewski: Proces toczy się przeciwko Hößowi. Chodzi o ustalenie, czy świadek widział Hößa.

Świadek: Nie mogę powiedzieć z pewnością, że widziałam Hößa.

Adwokat Ostaszewski: Jak się świadek uratowała?

Świadek: Zostałam ewakuowana do Ravensbrück.

Adwokat Ostaszewski: Kiedy? Czy jak wojska rosyjskie podchodziły?

Świadek: Tego nie wiem, bo nie czytałam gazet.

Adwokat Ostaszewski: Kiedy to było? W którym okresie?

Świadek: Po 18 stycznia 1945 r.

Adwokat Ostaszewski: W takim razie podchodziły już te wojska. Jak się odbywał transport z Oświęcimia do Ravensbrück?

Świadek: Szłyśmy w ogromnym mrozie i śniegu cztery dni bez odpoczynku, dzień i noc. Kiedy doszłyśmy do jakiejś stacji – nie wiem, jak się nazywała – czekałyśmy całą noc do następnego rana. Nie wiem, czy to było rano, czy po południu, bo nie orientowałyśmy się w czasie po tak długich męczarniach. Jeszcze muszę zaznaczyć, że podczas tej ewakuacji widziałyśmy tysiące ludzi leżących pokotem po obu stronach drogi, z roztrzaskanymi głowami.

Adwokat Ostaszewski: Czy w Ravensbrück przejęła was już Szwecja?

Świadek: Nie, mnie zawieźli jeszcze do Malhof [Malchow], potem do Leipzig.

Adwokat Ostaszewski: Czy to dlatego, że nie było miejsca w tamtych obozach?

Świadek: Prawdopodobnie dlatego, że ofensywa się zbliżała.

Adwokat Ostaszewski: Nie mam więcej pytań.

Przewodniczący: Świadek jest wolna.