Ochotniczka Janina Stępniewska, żona osadnika wojskowego [?], 40 lat, ur. w Grzegorzówce.
Po wkroczeniu Sowietów zostałam wypędzona ze swego domu wraz z rodziną. 10 lutego 1940 r. w nocy NKWD aresztowało nas i zabrało celem wywiezienia do ZSSR. Zostałam wywieziona do wołogodzkiej obłasti na jeden z posiołków, gdzie wydobywaliśmy torf. Mieszkanie miałam małe, duszne i zapluskwione, a kiedy aresztowano męża, to i to kazano mi opuścić.
Odnoszenie się władz w stosunku do mnie było okropne, często sypały się z ust komendanta brutalne słowa i obelgi.
Pracowałam przy torfie z 14-letnim synem, a starszy syn, który miał 17 lat, pracował na rzece przy wyławianiu drzewa. Władze były bezwzględne co do wykonywania pracy, nie biorąc pod uwagę wieku czy słabości fizycznej. Wynagrodzenie za pracę było minimalne, zaledwie starczało na 500 g chleba, a kiedy byłam bardzo wycieńczona i nie mogłam pracować, to dostałam tylko 200 g chleba.
Śmiertelność była duża, powodem był głód.
Korespondencja z krajem była bardzo ciężka, bo listy, jak również i paczki, były ściśle kontrolowane przez NKWD i częste były wypadki, że kazali pokwitować list od tej i tej osoby i zabierali go z powrotem, a paczki w wielkim nieładzie i braku, doręczano.
Pomoc lekarska nie była najgorsza.
Z robót przymusowych zostałam zwolniona na własne żądanie we wrześniu 1941 r., po ogłoszeniu amnestii. Na żądanie nasze wyjechaliśmy z Północy 1 listopada 1941 r.
Postanowiłam wyjechać, bo doszła mnie wiadomość, że kobiety też mogą wstąpić do naszej armii, z czego byłam bardzo zadowolona: że będę mogła pracować dla Polski. Ale, gdy przyjechałam do Buzułuku 5 grudnia 1941 r., nie chcieli mnie przyjąć i odesłali nas na południe do Uzbekistanu. Tam pracowałam w kołchozie. Nareszcie dowiedziałam się, że przyjmują kobiety do Pomocniczej Służby Kobiet, więc pozostawiłam, co miałam, a sama poszłam do Gorczakowa, do którego było 50 km. Doszłam i tam zostałam przyjęta do PSK 4 marca 1942 r.