Kapral Władysław Szlifierz, 6 Batalion Czołgów.
Jesienią 1939 r. grupę jeńców wojennych przebywającą w podróży przetransportowano do obozu pracy w Olesku. Warunki w transporcie były okrutne. Transportowanie jeńców odbyło się w wagonach towarowych służących do przewożenia bydła, zamknięto nas tak dokładnie, że człowiek świata nie widział. W tychże wagonach nie otrzymaliśmy prawie żadnej strawy i wody do picia. W tych warunkach odbyliśmy podróż trzytygodniową.
Po przybyciu do Oleska zaczęto wywierać na nas różną presję. Dotychczasowy zamek w Olesku zamieniono na obóz – więzienie. Został on otoczony drutem kolczastym, gęsto obstawiony posterunkami z bronią.
Warunki życiowe z dnia na dzień pogarszały się. Dawano np. tylko 300 g chleba i przymusowo pędzono do bardzo ciężkiej pracy. Wyznaczano tak zwane normy pracy, była to ilość pracy, którą należało wykonać w jednym dniu. Normy te były tak wysokie, że przeciętny pracownik fizyczny nie był w możności wykonać tej pracy nawet i w dwa dni. Siły nasze opadły, zmniejszały się jeszcze bardziej racje żywnościowe, stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień, bo sytuacja, w jakiejśmy byli, doprawdy nie pozwalała nam utrzymać czystości i zdrowia, higieny utrzymać nie można było, robactwo żarło człowieka po prostu. Bielizna czarna z brudu, nie można było dostać nigdzie wody, nie mówiąc o mydle i czasie, bo nie było zupełnie. Człowiek bardzo chory musiał iść do pracy, bo inaczej zamykano go do aresztu i nie dawano mu żadnej strawy i wody. A jeżeli nie, to pchano go do pracy, bito kolbami – po prostu znęcali się nad człowiekiem. Człowiek spał na zimnym betonie bez odzienia, bo nam odebrali koce i inne rzeczy wojskowe.
Sytuację, w jakiejśmy byli, doprawdy ciężko opisać. Zamykano w aresztach i grożono wywiezieniem na Syberię. Podaję konkretny wypadek znęcania się nad bezbronnymi jeńcami. W okresie zimy podczas dużego mrozu jeniec, który z powodu tego znęcania się nad nim doznał obłędu, począł uciekać. Puszczono za nim psy i strzelano do niego. Kiedy pochwycono go, zaczęto go męczyć. Prowadzono go drogą ucieczki przez druty kolczaste, bito i znęcano się nad nim. Po powrocie widok tego człowieka mroził krew w żyłach. Był on zziębnięty, pokaleczony. Wówczas zdjęto z niego ubranie i wsadzono do aresztu.
Po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej pędzono nas z obozów pracy, które były na terenach okupowanej Polski, do ZSRR – bez wyżywienia i wody. Osłabionych, pozostających na drodze, katowano, bito kolbami karabinów i kłuto bagnetami. Gdy prosił napić się wody, wsadzano mu bagnet w usta. Będąc w obozie w Zborowie widziałem obraz mówiący o zbrodniach NKWD dokonywanyh na Polakach. Przedstawiał się on w ten sposób: w piwnicy na podłodze leżało trzech Polaków z potrzaskanymi pałką głowami. Nazwisko jednego z nich jest mi znane, był to Daniek. Pod podłogą zobaczyłem dwu martwych Polaków odartych z odzieży – jeden z poderżniętym gardłem, drugi z przebitym bokiem i związanymi nogami. Pomieszczenie, w którym znalazłem wymienionych Polaków, było zdemolowane. Jak się później dowiedziałem, ludzie ci osłabieni nie mogli iść dalej – ukryli się, lecz i tam dosięgła ich zbrodnicza haławska ręka NKWD.