JÓZEF SZCZEPAN


Kapral Józef Szczepan, 35 lat, rezerwista, dozorca strzelnicy garnizonowej w Brodach, żonaty. Jestem narodowości polskiej.


5 marca 1941 r. zostałem aresztowany we Lwowie podczas obławy przy ul. Szumlańskich, skąd zostałem skierowany do milicji przy ul. Kordeckiego 24. Przeprowadzono powierzchowne śledztwo i oskarżono mnie o przestępstwo z § 81, to jest przejście granicy obłasti. Wrzucono mnie do piwnicy, gdzie siedziałem przez dwa dni bez jedzenia, a nawet kropli wody. Po dwóch dniach odwieziono mnie wozem więziennym do komisariatu milicji przy ul. Jachowicza, tam przesiedziałem trzy dni. Po sfotografowaniu oraz spisaniu dokładnych danych osobistych, a zaznaczam, że nie obeszło się bez bicia, tortur oraz karceru, zostałem odwieziony do więzienia, tzw. Brygidek. Gdy tam przyjechałem, odwrócili mnie twarzą do ściany, żebym nie widział, co się dzieje wokoło mnie. Po niejakim czasie wprowadzono mnie do celi, gdzie siedziało 86 ludzi nagich, gdyż było bardzo gorąco i straszny zaduch. Siedziałem w tej celi do 22 maja 1941 r. Tego dnia miałem rozprawę, na której zostałem skazany na dwa lata ciężkich robót.

Po przywiezieniu mnie z sądu zostałem przydzielony na celę osądzonych, gdzie przebywałem do 10 czerwca. W tym dniu zostałem wywieziony wraz z więźniami pociągiem do łagru w Humaniu na Ukrainie. W pociągu jechaliśmy tylko po 35 ludzi oraz dostawaliśmy dziennie 400 g chleba i jednego śledzia, wiadro wody na dwa dni. Gdy przyjechałem do łagru, po wprowadzeniu nas na podwórze musieliśmy ustawić sobie namioty, duże, gdzie mieściło się 150 ludzi. W dniu, gdy przyjechaliśmy rano, nie dostaliśmy nic jeść, aż dopiero na drugi dzień rano. Następnego dnia wyprowadzono nas pod silną eskortą do robót na lotnisko w Humaniu odległe dwa i pół kilometra od łagru. My, Polacy, byliśmy używani przeważnie do robót ziemnych lub tłuczenia kamienia. Normy były tak wysokie, że nikt nie miał prawa wykonać. Wyrabiałem zaledwie 25 proc. normy, a za wyrobienie normy dostawał 400 g chleba.

Przebyłem tam 40 dni, gdy Niemcy wystąpili przeciw Rosji. Wymaszerowaliśmy więc z Humania piechotą do miejscowości Nowa Ukrainka, do stacji kolejowej. W Nowej Ukraince z powodu niedostarczenia dla więźniów wyżywienia tośmy szli prawie bez jedzenia. Doszło do tego, że zaczęliśmy się upominać wszyscy jednogłośnie: „My chcemy wody!”. Pada salwa od strony NKWD raz, drugi i trzeci. W wyniku tej strzelaniny dwóch Polaków zostało zabitych. Obdarto ich z odzieży i wywleczono w przydrożne krzaki.

W Nowej Ukraince załadowali nas do pociągu na węglarki, po 120 ludzi na jeden taki wagon. Jechaliśmy tak przez siedem dni do miasta portowego Mariupol nad Morzem Azowskim. Obóz w Mariupolu był niechlujny, brak higieny i opieki lekarskiej. Jeżeli ktoś z więźniów był chory, często nie uznawano go za chorego. Wikt był godny pożałowania, praca ciężka w fabrykach, normy nie do wykonania. Pewnego dnia w sierpniu kolega mój Bolesław Bodnar ze Lwowa mówi do mnie, że już tego nie wytrzyma, że będzie uciekać. I uciekł, ale za trzy dni został złapany i zamknięty w karcerze na pięć dni. Po odsiedzeniu został wypuszczony.

29 sierpnia zostaliśmy zwolnieni na podstawie amnestii, a Bolesława Bodnara na parę dni przed zwolnieniem gdzieś zabrano, nie wiadomo gdzie. W dniu zwolnienia dano nam na stacji kolejowej dwa wagony towarowe na 160 ludzi i odstawiono nas bez konwoju do Tomska na Sybir oraz powiedziano nam, że gen. Sikorski tam na nas czeka. W Tomsku odstawiono nas do kołchozu. Pracowałem tam jako wolny robotnik przez miesiąc. Wtem przychodzi telegram z Taszkentu, żeby wszyscy Polacy zgłaszali się do armii polskiej. W kołchozie wypłacono nam należność w kwocie 60 rubli i odstawiono nas do Tomska, gdzie zamiast skierować do wojska, skierowali nas do wyrębu lasu. Pracowaliśmy tam przez niecały miesiąc i miałem zarobione 328 rubli, które nie zostały mi wypłacone, dlatego że chciałem wstąpić do Wojska Polskiego. Pewnego dnia z końcem listopada zmówiłem się kolegami niedoli inż. Teofilem Pestkowskim z Dubna i z Janem Pędlem z Krasnego-Busk, że musimy uciekać, bo inaczej się nie dostaniemy na południe do Taszkentu. 29 listopada wsiadamy do pociągu bez biletu i jedziemy na gapę do Nowosybirska, a stąd dostajemy się do transportu naszej ludności, z którą przyjechaliśmy aż do stacji Kareza w Uzbekistanie. Tam nas wyładowują i dalej wędrówka na uzbeckie kołchozy. Tu obchodzono się z nami gorzej aniżeli z psem. Jeżeli wyrobił normę, dostał 300 g pszenicy z błotem, z kolankami ze słomy, więc musiał ją wyczyścić i wybrać, zmielić na kamieniu, to zostało się nie więcej jak 120 do 150 g. Z tym człowiek musiał żyć na wolności w Rosji Sowieckiej. Pewnego dnia z początkiem lutego w 1942 r. wybrałem się na piechotę do Guzaru, gdzie przybyłem 6 lutego na stację zborną, a 9 [lutego] zostałem przyjęty do Wojska Polskiego.

Przez cały czas w więzieniu i obozach nie miałem żadnej wiadomości o rodzinie.

Głosowanie odbywało się pod nadzorem NKWD, jeżeli ktoś z Polaków nie chciał głosować, NKWD przyprowadzało go przymusowo pod eskortą, a po głosowaniu do więzienia.