Wanda Szczepaniak, ur. 30 listopada 1924 r., os. Drażno, pow. Słonim, woj. nowogródzkie, uczennica, byłam przy rodzicach.
Przy wybuchu wojny tatuś wyjechał do Kalisza, myśmy zostały z mamusią na osadzie. Po wkroczeniu i przyjściu wojska sowieckiego wszystko nam zabrali i nie upłynęły trzy miesiące, jak wywieźli nas 10 lutego 1940 r. do archangielskiej obłasti, jemieckiego [?] rejonu, gdzie przymuszali do pracy leśnej. Pracowałam, lecz normy nigdy nie mogłam wypracować, bo były bardzo wysokie i trudno było wypracować w ciągu dnia. Zimową porą nie dawali nam żadnych rzeczy kupować i musieliśmy żyć tak pod wrażeniem [?].
Byliśmy z Polakami i Białorusinami, którzy nas oskarżali na każdym kroku czy w pracy itd. Bardzo źle się zachowywali z nami, bardzo nam utrudniali wszystko, zakupy żywności i w ogóle wszystko. Sowieci także byli wrogo usposobieni.
Było 40 rodzin polskich, nazwisk wszystkich nie pamiętam. Dużo ginęło z głodu i przy dużych mrozach i nie mogę dokładnie opisać, bo niedużą ilość spotkałam, która wydostała się stamtąd. Mamusia natomiast została w tej obłasti i rejonie, żadnej wiadomości nie mamy.
Oskarżona nie byłam, w czasie ogłoszenia amnestii dostałam udostowierienije i starałam się dostać pozwolenie na opuszczenie tego rejonu i obłasti. Utrudniali mi bardzo, lecz po długim decydowaniu dali mi kartkę do czkałowskiej obłasti, czyli do Buzułuku, i wyjechałyśmy z siostrą za swoje fundusze, które miałyśmy za swoje ubrania. Jechałyśmy przeszło miesiąc, głodne i w zimnym wagonie, lecz wytrwałyśmy i 25 listopada 1941 r. wstąpiłyśmy w szeregi Pomocniczej Służby Kobiet.