1. Dane osobiste:
Strzelec Stanisław Szuldiner, ur. w 1903 r. w Warszawie, kierownik biura, żonaty.
2. Data i okoliczności [aresztowania]:
Aresztowany we Lwowie na ulicy, 4 lipca 1940 r., po zapytaniu o paszport – po przedstawieniu polskiego dowodu osobistego, który zatrzymali milicjanci organów NKWD.
3. Nazwa obozu, więzienia itp.:
W braku miejsca w więzieniach we Lwowie, uwięziono mnie w byłych koszarach wojskowych przy ul. Piotra i Pawła. Znajdowało się tam ok. 6000–7000 zatrzymanych. Stamtąd byłem skierowany koleją (w tak zwanych tiepłuszkach) do punktu etapowego obozów pracy dla więźniów, Wołgołag – Wołgostroj NKWD pod miastem Rybinsk, jarosławskiej obłasti. Stamtąd odesłano nas (ok. 1200 osób) do obozu pracy Łagpunkt Parsowo, jarosławskiej obłasti. Był to mały obóz położony w lasach. Praca – wyrąb lasu (liesopował).
Po blisko półrocznym pobycie zostałem przerzucony do tak zwanego Rybińskogo Uzła (Węzeł Rybiński) – gdzie odbywała się duża budowa kanału i czterech turbin rzecznych (sześć kilometrów od Rybińska). Obóz ten miał pięć okręgów (uczastków) i należał do Wołgołag – Wołgostroj NKWD. Tam byłem kilkakrotnie przerzucany z okręgu do okręgu, tak że byłem prawie na wszystkich uczastkach do czasu „izolacji” (okres od wybuchu wojny sowiecko‑niemieckiej, to jest od 22 czerwca 1941 r. do chwili zwolnienia na skutek umowy polsko‑sowieckiej), kiedy to wszystkich Polaków skoncentrowano na 5 uczastku (budowa kanału Wołga – Moskwa).
4. Opis obozu, więzienia itp.:
W obozach dzień rozpoczynał się pobudką o godz. 5.00, po czym obied (po naszemu śniadanie) – wodnista zupa zupełnie pozbawiona tłuszczów, plus resztki chleba, ale rzadko kto wytrzymywał z fasowanym wieczorem chlebem, przeważnie więc bez chleba. Godzina 5.30 – razwod, to jest wyprowadzenie na roboty. Ustawiano nas brygadami po czterech w rzędzie, brygadier na czele, meldował przy wyjściu numer brygady, po czym obejmował nadzór nad nami, już za bramą obozu (łagru), konwojent uzbrojony w karabin. Każda brygada miała jednego, względnie dwóch konwojentów. W ten sposób wyruszaliśmy na miejsce pracy, niejednokrotnie oddalone o pięć do ośmiu kilometrów. Praca pod nadzorem i poganianie przez brygadierów, dziesiętników (przyjmujących wykonaną pracę i dających wskazówki), naczelników kolumn (obóz był podzielony na szereg kolumn), naczelników robót i często naczelnika obozu. Oni to specjalnie przychodzili „węszyć” i poganiać do pracy, do ciężkiej, w większości (90 proc.) fizycznej pracy. Godzina 12.00 – przerwa obiadowa do 1.00 – bez posiłku, a chleba nikt nie miał możności zabrać ze sobą, rzecz jasna, bo już dawno skonsumował.
Od godz. 1.00 do 6.00 wieczorem praca, a o 6.00 znowu ustawieni w czwórki, pod konwojem, wracamy do „domu” (do obozu). Tam ustawieni w czwórki brygadami jesteśmy po przeliczeniu wpuszczani za bramę obozu. Teraz jada się obied – właściwy obiad – zupa znowu jak czysta woda i kasza w małej ilości, czasami na dodatek dawano śledzia lub kwaszony ogórek. Godzina 8.00 wieczorem – prowierka – sprawdzanie stanu liczbowego ludzi za pomocą ustawienia wszystkich obecnych w rzędy po czterech i efektywnego ich liczenia. Ponieważ liczenie to nie zawsze się zgadzało, staliśmy niejednokrotnie trzy – cztery godziny na takiej prowierce. Po niej – otboj, koniec dnia – pora snu. Niejednokrotnie między kolacją (obiadem) a otbojem trzeba było spełniać różne dodatkowe prace, jak przynoszenie i rąbanie drzewa dla obozu, kopanie ścieków, porządkowanie baraków i wyręczanie różnych kierowników obozu. Pompowanie wody, noszenie wody i praca w kuchni również należały do zajęć dodatkowych.
Warunki pracy były bardzo złe: brak odzieży, odpowiednich narzędzi, pozostawanie na wolnym powietrzu niezależnie od temperatury i pory roku, złe obchodzenie się z zatrudnionymi i wysokie normy pracy, często przekraczające możliwości zdrowego i silnego człowieka.
Życie koleżeńskie zależało od poziomu intelektualnego więźniów.
Warunki mieszkaniowe opłakane, a stan higieniczny straszny. Człowiek był formalnie zjadany przez wszy, pchły i pluskwy. Wyżywienie – zależne od wyników pracy, od 300 do 700 g czarnego chleba, dwie wodniste zupy i wrzątek (kipiatok).
5. Skład jeńców, więźniów, zesłańców:
W pierwszym obozie wyłącznie obywatele polscy: chrześcjanie, ewangelicy, prawosławni i żydzi, potem zaś stanowiliśmy 2 proc. liczby Rosjan – więźniów, którzy byli skazani za przestępstwa kryminalne lub polityczne. Ten ostatni rodzaj przestępców był elementem stojącym o wiele wyżej intelektualnie od pozostałych. Wzajemne stosunki były często nawet nieznośne, nazywano nas „polskie pany”, lepiej obchodzili się z nami, współżyjąc, ludzie starsi – Rosjanie skazani z art. 58 pkt. 14 (Ust. Ros.) za tak zwaną kontrrewolucję, którzy interesowali się nami, a często nawet pomagali. Współżycie z innymi było ciężkie, oparte na wzajemnym braku zaufania i wyścigu w dokuczaniu sobie.
6. Życie w obozie, więzieniu itp.:
Opisane w punkcie 4., z tym jednak, że jeśli chodzi o życie kulturalne, to wyrażało się ono w pouczaniu więźniów o pracy, normach itp. oraz wpajaniu Polakom, że do Polski nigdy nie powrócą, że Polska będzie tylko jako jedna z republik ZSRR, że nigdy nie zobaczymy naszych żon i dzieci, a po odbyciu kary (oni liczyli się z tym, że wyroki odsiedzimy) znajdziemy sobie inne żony już jako „wolni obywatele”. Wynagrodzenie za pracę o wyniku powyżej i przy stu procentach normy według regulaminu nie może przekraczać dziesięciu procent normalnych stawek dla danej gałęzi przemysłu, tak że zarobek (chronicznie niewypłacany) był tylko fikcją, bo w istocie nie przedstawiał realnej wartości, można było od czasu do czasu zań kupić trochę machorki.
7. Stosunek władz NKWD do Polaków:
Był z gruntu wrogi: jak gdyby ci ludzie byli do nas specjalnie uprzedzeni; stale wpajali nam doktrynę ich ustroju i starali się przekonać, że i tak zapanują wkrótce na świecie, przy czym starali się zbierać różne informacje o naszych stosunkach w kraju. Sposób badania był bardzo niejednolity. Przeważnie jednak urzędnik NKWD badał sam na sam w pokoju, krzyczał, bił i zamykał do ciemnicy, pragnąc w ten sposób coś wymusić na badanym lub skłonić go do przyznania się do jakiegoś niepopełnionego, a urojonego, przestępstwa. Nieudowodnienie przestępstwa nie wstrzymywało ani nie wpływało na wymierzenie kary. Każdy prędzej czy później byłby „zabezpieczony” kilkuletnim wyrokiem, bez względu na wynik dochodzenia.
8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:
Pomoc lekarska była raczej problematyczna, biorąc pod uwagę słabe fachowo kierownictwo, brak najbardziej potrzebnych medykamentów oraz złe odżywianie. Śmiertelność w początkowym okresie w pierwszym obozie wynosiła około czterech procent. Z nazwisk zmarłych pamiętam jedynie dr. Pisarka z Krakowa, dr. Mindera z Krakowa i adwokata Beka, również z Krakowa.
9. Czy i jaka była łączność z krajem?
Początkowo był ogłoszony ogólny zakaz korespondowania. Po kilku miesiącach (do okresu „izolacji”) wolno było pisać do Rosji i do kraju, ale (na 1200 osób) był jeden albo dwa wypadki dopuszczenia korespondencji z kraju do więzienia. Listy z Rosji lub zajętych terenów polskich, po skrzętnej cenzurze, chronicznie ginęły i z rzadka były oddawane więźniom. Za pośrednictwem jednak osób pozostałych na terenie zajętym przez ZSRR, na tak zwanej zachodniej Białorusi lub w woj. lwowskim i innych z rzadka udawało się coś dowiedzieć z kraju lub przesłać znak życia pozostałej pod okupacją niemiecką rodzinie.
10. Kiedy został zwolniony i jak dostał się do armii?
Zwolniony zostałem 11 września 1941 r. i rozpocząłem poszukiwania zesłanej z synkiem do Kazachstanu siostry, żony podporucznika Wojska Polskiego, którą po kilkumiesięcznej podróży odnalazłem, odpocząłem (byłem cieniem człowieka) i niezwłocznie udałem się do Kermine (bucharskiej obłasti) do punktu zbornego, gdzie zostałem przyjęty do WP i wcielony w szeregi 7. Dywizji Piechoty dnia 7 lutego 1942 r. Podkreślam przy tym, że władze NKWD, które przeprowadzały zwolnienia z obozów, odmówiły podania adresu, gdzie na terenie ZSRR formowały się oddziały polskie, tłumacząc się, że nic o tym nie wiedzą. Już 25 września 1941 r. dowiedziałem się w Tomsku o formujących się oddziałach w Tocku [Tockoje], pisemnie wyraziłem chęć wstąpienia w szeregi armii, a na skutek zlecenia kierownika delegatury w Tomsku najpierw zająłem się odszukaniem siostry z dzieckiem, po czym niezwłocznie pojechałem do Kermine celem wstąpienia w szeregi armii.