ADAM PRZYBYLIŃSKI

Dwudziesty dzień rozprawy, 31 stycznia 1947 r.

Przewodniczący: Proszę sprowadzić świadka Przybylińskiego.

(Co do trybu przesłuchania prokuratura i obrońcy uwag nie zgłaszają).

Świadek Adam Przybyliński (zeznaje bez przysięgi, upomniany przez przewodniczącego), 51 lat, zam. w Warszawie, dyrektor wydziału „Społem”, podczas okupacji pełnił funkcję kierownika tej instytucji, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Proszę, niech świadek przedstawi, co mu wiadomo z racji pełnienia funkcji kierownika „Społem” w czasie okupacji.

Świadek: Z racji swego stanowiska zajmowałem się częściowo aprowizacją ludności Warszawy poprzez sieć spółdzielni. W 1939 r., w październiku, może w grudniu, władze okupacyjne zarządziły rekwizycję we wszystkich magazynach hurtowni „Społem” na terenie Warszawy i innych artykułów spożywczych, tłuszczów, mydła itp. Następnie skasowano zarówno w Warszawie, jak i w ogóle w kraju, wolny handel artykułami spożywczymi pierwszej potrzeby. Były to zarządzenia administracyjne podpisywane wówczas przez szefa wyżywienia na tzw. Generalne Gubernatorstwo Neumanna. Na rolników nałożono kontyngent, dla ludności wprowadzono ścisłą reglamentację, karty żywnościowe i ustalono racje.

Jeżeli chodzi o przetwory zbożowe: chleb, mąkę i strączkowe, racje wynosiły dwa kilogramy przetworów strączkowych, cztery deko cukru, marmolady na miesiąc. Były to racje głodowe. Teoretycznie kaloryczna ich wartość wynosiła 800 [kcal], w praktyce w Warszawie i większych ośrodkach uprzemysłowionych od 400 do 600, maksymalnie 700 [kcal], podczas kiedy przeciętnie potrzeba od 2400 do 2800, a dla ciężko pracujących 3200 [kcal].

Poza Warszawą i w małych miasteczkach powiatowych zasadniczo tej aprowizacji urzędowej nie było. Była ona tylko w ośrodkach uprzemysłowionych jak Żyrardów, Piotrków, Pruszków, gdzie ludność pracowała częściowo dla przemysłu wojennego. Sytuację żywnościową w kraju, szczególnie w stolicy, ratował wówczas tzw. szmugiel. Pewne grupy ludności, ryzykując częściowo życiem, bo tak ostre były zarządzenia władz okupacyjnych, że karały śmiercią za – w ich pojęciu – nielegalny handel, sprowadzały artykuły spożywcze do Warszawy i to było ratunkiem dla głodującej ludności.

Przewodniczący: O ile kto miał pieniądze.

Świadek: Rzecz jasna. Ludność pracująca raczej głodowała, bo racje żywnościowe były nędzne. Władze okupacyjne bardzo często obstawiały wszystkie drogi wlotowe do Warszawy czy większych miast, urządzały łapanki, chwytały do popularnie zwanych bud i wywoziły na Skaryszewską lub gdzie indziej. Artykuły spożywcze konfiskowano. Byłem naocznym świadkiem na terenie dworca warszawskiego, jak przy pomocy psów chwytano ludność, która się rozproszyła, wioząc małe paczki żywnościowe. Szczególnie wykorzystywano psy przy poszukiwaniu tłuszczu. Czyniły to władze policyjne wraz z administracyjnymi. Popularnie nazywaliśmy ich żandarmami. Chodzili w hełmach i w stroju policyjnym.

Ważny jest jeszcze jeden aspekt. Z tak wygłodzonego terenu wywożono na teren Rzeszy, z okolic Warszawy, a szczególnie z Lubelskiego, produkty zbożowe i cukier. Pamiętam taki wypadek: kiedy w 1942 r. rozpoczęła się kampania wschodnia sowiecka, to w ciągu dwóch miesięcy ludność nie otrzymała przydziału cukru, a jak mnie informowano, były ogłoszone podziękowania dla ludności polskiej, że zrezygnowała z przydziałów cukru na rzecz wojska; również i w prasie [można] było [przeczytać], że ludność Warszawy była tak wspaniałomyślna, że z racji rozpoczęcia kampanii wschodniej przekazała swoje racje żywnościowe na rzecz wojska. Oczywiście odbyło się to w ten sposób, że po prostu nie dano ludności cukru, bo nikt się nie zrzekał.

Przewodniczący: Kto podpisał takie podziękowanie?

Świadek: Nie pamiętam.

Przewodniczący: [Było to] raczej w formie notatki dziennikarskiej?

Świadek: Jak mnie informowano, były również i ulotki rozlepiane.

Przewodniczący: Jakie skutki wywarły te małe racje żywnościowe?

Świadek: Ludność głodowała. Ratowała się jedynie na drodze kontaktów ze swoimi rodzinami na wsi czy przy pomocy trudniących się sprowadzaniem towarów ze wsi do miasta.

Prokurator Siewierski: Może świadek wyjaśni, o ile mu to jest wiadome, czy Niemcy poza pierwszym rokiem okupacji, w 1939–1940 r., kiedy niewątpliwie przywożono na teren Generalnego Gubernatorstwa zboże z Niemiec, względnie z ziem wcielonych do Rzeszy, przywozili żywność do Generalnego Gubernatorstwa, czy też odwrotnie, jedynie wywozili?

Świadek: O ile mi wiadomo, to Niemcy nie przywozili nawet w początkach.

Prokurator: Nawet w pierwszym roku?

Świadek: Nawet w pierwszym roku. Artykuły zbożowe, przetwory zbożowe z Lubelszczyzny, były dostarczane do ośrodków przemysłowych i większych skupisk ludzkich, a po zbiorach w 1940 r. duże ilości zboża były z Lubelszczyzny wywożone. To samo dotyczy cukru. To są dwa artykuły podstawowe, które na Lubelszczyźnie były w dostatecznej ilości i one były kierowane na tereny Rzeszy.

Prokurator: Może świadek zechce wyjaśnić, czy w dziedzinie obrotu towarowego, w dziedzinie aprowizacji Rzeszy, Niemcy trzymali się polityki dopuszczenia tego obrotu, czy ograniczenia go możliwie tam, gdzie chodzi o środki żywności? Mówię oczywiście o legalnym obrocie.

Świadek: Te rzeczy nie są mi dokładnie znane.

Adwokat Chmurski: Kiedy wprowadzono kartki aprowizacyjne w Polsce? Czy nie w listopadzie 1939 r.?

Świadek: Dokładnie nie pamiętam, w każdym razie był to już początek 1940 r. W 1939 r. zarząd miasta Warszawy zaczął montować aparat, który zresztą stopniowo był przygotowywany przed wojną, do zaplanowania pewnej formy należytego aprowizowania ludności Warszawy. Ten aparat ludzki w dużym stopniu został zdekompletowany. Wtedy prezydent Starzyński wezwał śp. Mariana Rapackiego, który był prezesem „Społem”, jednocześnie jednego z naszych pracowników nazwiskiem Jagniewski (?) i mnie, żeby zająć się wspólnie zorganizowaniem aparatu do rozdziału artykułów, które okupanci przydzielili dla Warszawy.

Adwokat Śliwowski: Czy w czasie okupacji była mniej więcej jednolita polityka przydziałów kartkowych, czy też zmieniała się ona w jakiś sposób?

Świadek: Polityka przydziałów kartkowych była taka: teoretycznie ustalało się normy oscylujące w granicach ok. 1000–1200 kcal, ale praktycznie otrzymywano znikomy ułamek tego. Dla przykładu mogę przytoczyć, że w 1939 r. została ustalona norma teoretyczna 15 kg chleba miesięcznie na głowę. Na przestrzeni lat 1940–1941 ta norma oficjalnie zeszła do 10,7 [kg] miesięcznie. Oczywiście było bardzo często tak, że i te najskromniejsze normy nie były otrzymywane.

Tu może należałoby podkreślić, jak ten podstawowy artykuł odbijał się na aprowizacji. Przeciętna rodzina robotnicza spożywała w 1939 r. 203 kg zboża w przeliczeniu na mąkę. W 1942 r. stanowiło to w tym teoretycznym przydziale około 15 proc., bo 29 [kg] z ułamkiem.

Adwokat: Moje pytanie zmierzało do czego innego. Czy w ramach przydziałów teoretycznych te normy się zwiększały czy zmniejszały?

Świadek: Nie zwiększały, ale raczej zmniejszały się, jak to podałem na przykładzie chleba. Poza nim wydawano kasze i leguminy w ilości dwa [kg] z ułamkiem, dalej marmoladę, cukier, kawę zbożową. Mówiło się o tłuszczu, którego miało być 30 dkg na miesiąc, ale ten tłuszcz w postaci zatęchłej kaszanej kiszki otrzymywano tylko od wypadku do wypadku, tak że tego nie można traktować jako przydział.

Adwokat: Czy, jeśli chodzi o inne miejscowości dystryktu warszawskiego, przydziały kartkowe były mniej więcej na tym samym poziomie? To samo pytanie dotyczy również większych skupisk w innych dystryktach.

Świadek: Ja bym powiedział tak: na pierwszym miejscu pod względem otrzymywania przydziałów stał Kraków – to było robione z całą świadomością – na drugim miejscu można by postawić Warszawę. Wszystkie inne skupiska, większe miasta powiatowe, jeżeli nie brać pod uwagę Radomia i Lublina, które miały dość bogate zaplecze pod względem produktów spożywczych, były traktowane gorzej. Warszawa w poszczególnych wypadkach w zakresie przydziałów kartkowych stała lepiej niż takie miejscowości jak Siedlce, Puławy, Grodzisk czy Sochaczew.

Adwokat: Kto praktycznie decydował o przydziałach dla ludności polskiej?

Świadek: Decydował w Krakowie szef wyżywienia Neumann.

Adwokat Chmurski: Czy te trudności aprowizacyjne nie miały jakiegoś związku z pewnymi okolicznościami zewnętrznymi, a mianowicie z wojną na Wschodzie?

Świadek: Nie tylko w moim przekonaniu, ale w przekonaniu całej ludności – nie. A dlatego nie, że byliśmy w stanie w Generalnym Gubernatorstwie wyżywić się z tego, co się mogło wyprodukować. Ale to było wywożone z terenu, nawet z okolic podwarszawskich. Następnie trzeba było wyżywić kolosalną ilość Wehrmachtu, co powodowało właśnie brak produktów.

Adwokat: To znaczy, że Wehrmacht przechodził przez teren Generalnego Gubernatorstwa i te oddziały były żywione z naszych zapasów?

Świadek: Tak.

Adwokat: I to było powodem braku żywności?

Świadek: To było jednym z większych powodów.

Adwokat: To znaczy można odróżnić pewne okresy, jeśli chodzi o aprowizację: okres do wyprawy wschodniej i okres po wyprawie wschodniej?

Świadek: Można by to tak postawić.

Adwokat: A teraz kwestia handlu nielegalnego. Pan był łaskaw tu zaznaczyć, że były nawet bardzo surowe kary za przekraczanie przepisów w sprawie handlu, aż do kary śmierci. Jak to się przedstawiało w wykonaniu praktycznym? Czy zawsze była ta sama praktyka?

Świadek: Wiadomo mi, że za uciekającymi z miejsca strzelano, że na terenie Dworca Wschodniego było kilka trupów ludzi, którzy wieźli dla siebie żywność.

Adwokat: Kiedy to było?

Świadek: Nie pamiętam daty. To było w 1942, względnie w 1943 r.

Adwokat: Czy to były wypadki odosobnione, czy stałe zjawisko?

Świadek: Warszawiacy często o tym mówili.

Adwokat: Ale czy to było stwierdzone?

Świadek: Tego nie mogę powiedzieć.

Adwokat: Czy pan przypomina sobie wypadek, kiedy rzeźnik warszawski został skazany na śmierć?

Świadek: Coś sobie przypominam, ale dokładnie tego powiedzieć nie mogę.

Adwokat: Czy świadek może coś powiedzieć na temat złagodzenia surowych rygorów co do handlu nielegalnego?

Świadek: Odwrotnie, mogę powiedzieć, że to się zaostrzało. W miarę kurczenia się zapasów, w miarę wywożenia artykułów spożywczych, te rygorystyczne zakazy były stosowane.

Adwokat: A kara śmierci?

Świadek: Było o tym [w] zarządzeniu w prasie.

Adwokat: Ale czy to postanowienie było wykonywane?

Świadek: Na to nie mogę odpowiedzieć.

Prokurator: Może zechce świadek przedstawić sieć organizacyjną niemieckich władz aprowizacyjnych na różnych stopniach.

Świadek: Główny [był] urząd wyżywienia w Krakowie przy rządzie Generalnego Gubernatorstwa. W poszczególnych dystryktach były odpowiedniki. W miastach wydzielonych był burmistrz, w Warszawie – Leist. Jeżeli chodzi o teren Warszawy, główne przydziały otrzymywało się z dystryktu. Przy Zarządzie Miejskim był zorganizowany wydział rozdziału i kontroli, ponadto były 42 czy 43 hurtownie rozdzielcze, które odbierały towary od producentów, a rozdział następował poprzez sieć sklepów rozdzielczych.

Prokurator: Chodzi mi o wyjaśnienie, czy wykonywanie gospodarki aprowizacyjnej, przydziałowej, jeżeli chodzi o stronę wykonawczą, przechodziło przez ręce Stadthaupmanna, przez jego organ Ernährung?

Świadek: Tak jest.

Prokurator: Na zapytanie obrońcy oskarżonego Fischera co do wojny z Rosją jako przyczyny trudności aprowizacyjnych pan już dał wyjaśnienie. Chodzi mi jeszcze o wyjaśnienie, czy w owym czasie na skutek wojny ograniczono przydziały dla Niemców?

Świadek: Tego dokładnie nie wiem. Wiem, że jeżeli chodzi o aprowizację, na pierwszym miejscu stało wojsko, gestapo i policja, na drugim miejscu ludność niemiecka i volksdeutsche, na trzecim miejscu drobny przemysł pracujący na potrzeby wojska, na czwartym kolej i poczta, na piątym miejscu – ludność polska.

Adwokat Śliwowski: Czy w miastach wydzielonych Stadthauptmann, względnie inna władza niemiecka na tym poziomie, byli skrępowani zarządzeniami z Krakowa?

Świadek: Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć. Mogę powiedzieć tylko, że kiedy konferowaliśmy wspólnie z Zarządem Miejskim na temat poprawy w przydziałach, chociażby kawy zbożowej czy marmolady, to w moim przekonaniu zależało to od takiego czy innego humoru miejskich władz aprowizacyjnych, bo one dysponowały pewnymi rezerwami. Przytoczę przykład. Kiedy dużą część cukru białego wywieziono poza granice Generalnego Gubernatorstwa, postanowiono przydzielić cukier żółty, który był przeznaczany na przetwórstwo, dla przemysłu. Wtedy interweniowaliśmy bezpośrednio u Kulskiego i to odniosło częściowy skutek. Ale byliśmy przeświadczeni, że mogłoby odnieść całkowity skutek. Wtedy aprowizatorem Warszawy był Hirszfeld.

Adwokat: Jeżeli chodzi o przydziały dla Niemców, wielkość tych przydziałów – czy w tej materii również Naumann decydował?

Świadek: Tak jest.

Oskarżony Fischer: Świadek powiedział, że handel pokątny żywnością był silnie zwalczany. Jak świadek tłumaczy sobie fakt, że w całej Warszawie, we wszystkich sklepach, na wszystkich prawie ulicach było bardzo wiele żywności w wolnym handlu?

Świadek: To w dużym stopniu należy zapisać na plus odwagi ludności Warszawy i nieliczenia się [przez nią] z przepisami tego rodzaju.

Przewodniczący: Czy świadek nie widział kiedy na ulicach Warszawy, np. na ulicy Koszykowej, jakiegoś pościgu umundurowanych Niemców za ludźmi, którzy sprzedawali chleb, jarzyny, mięso itd.?

Świadek: Bardzo często. W ogóle, nie tylko w tym punkcie, ale na różnych ulicach ludzie kryli się po bramach, żeby móc co sprzedać. To było na porządku dziennym.

Oskarżony: Czy świadkowi wiadome jest, że późną jesienią 1941 r. opublikowałem plakat, według którego występowanie przeciwko pokątnemu handlowi mąką, wytworami mącznymi i ziemniakami zostało zniesione?

Świadek: Owszem, wiem o tym, ale rezultat był taki: do Warszawy zaczęły napływać większe partie towarów, a wkrótce potem rozpoczęły się rewizje po sklepach i konfiskata towarów, które tam znaleziono.

Oskarżony: Świadek powiedział, że nie wie o tym, czy racje dla niemieckiej ludności po rozpoczęciu wojny zostały obniżone. W rzeczywistości te racje w bardzo wielkiej mierze zostały obniżone. Tak silnie, że Niemcy, którzy zostali przeniesieni tutaj z Niemiec, stale się na to skarżyli, że w Niemczech mają lepsze przydziały żywnościowe.

Świadek: Czy racje były dla Niemców obniżone, tego nie wiem. Wiem tylko jedno, że „Społem” miało wyznaczonych swoich komisarzy niemieckich, którzy pochodzili z Berlina, Hamburga i innych większych miast Niemiec i oni bardzo niechętnie przebywali w Warszawie z uwagi na słabszą aprowizację, jak oni to nazywali. Woleli być u siebie w Niemczech.

Oskarżony: Chcę stwierdzić, że zeznanie świadka, iż aprowizacja ludności polskiej z powodu zbyt wielkich dostaw żywnościowych do Rzeszy i Wehrmachtu była zła, niewątpliwie odpowiada rzeczywistości. Istotnie tak było, że ten teren był w zbyt wielkiej mierze eksploatowany przez władze niemieckie, ale muszę stwierdzić, że urzędy administracji Generalnego Gubernatorstwa zawsze się temu przeciwstawiały i że z tego powodu w ciągu całego okresu okupacji odbywały się silne i gwałtowne walki między średnimi i niższymi instancjami administracyjnymi przeciwko rządowi centralnemu. Należy to jednak uważać za sukces, że w 1942 r. bieżące przydziały dla robotników pracujących w przemyśle zbrojeniowym i dla ich rodzin zostały podniesione, jak również dla ludzi, którzy pracowali w niemieckich urzędach, a także dla ich rodzin. W 1944 r. doszło do tego, że robotnicy pracujący w przemyśle wojennym mieli prawie te same stawki, co pracownicy przemysłu wojennego w Niemczech. Odnosi się to specjalnie do pracujących ciężko i najciężej. To powinno być wiadome, że przydziały dla ludności pracującej w przemyśle wojennym były kolejno podwyższane.

Świadek: Dla mnie jest rzeczą jasną, że przy 400 kcal robotnicy nie mogliby wykonywać najlżejszej pracy, a już nie mówię o ciężkiej pracy dla przemysłu wojennego, zbrojeniowego. Podwyższenie racji dla tych ciężko pracujących też było raczej przypadkowe. W jednym miesiącu dano po kilogramie mąki, w innym miesiącu pół kilograma cukru, czasami kilkadziesiąt kilogramów kartofli w okresie zimowym i jesiennym. Brak mi materiałów, bo ten materiał został podczas powstania spalony, ale tam mieliśmy sporządzone porównania, jakie racje żywnościowe otrzymywała ludność niemiecka i volksdeutsche i jakie racje otrzymywała ludność polska pracująca nawet w przemyśle niemieckim.

Przewodniczący: Te dane są nam znane z innych źródeł.

Oskarżony: Czy świadek zna liczbę tych osób w Warszawie, które otrzymywały zwiększone przydziały produktów w stosunku do tych, którzy nie otrzymywali?

Świadek: Nie, tych danych nie mam.

Oskarżony: Ja wiem, że z 900 tys. [mieszkańców] 600 tys. otrzymywało takie dodatkowe przydziały. Ja nie zaprzeczam, że wszystkie te przydziały były i tak za małe, chcę tylko stwierdzić, że z mej strony uczynione było wszystko, co można.

Przewodniczący: Te wyjaśnienia są złożone w związku z wyjaśnieniami biegłych w sprawie aprowizacji. To jest w aktach.

Świadek jest wolny.