Dnia 15 grudnia 1971 r. w Mławie Antoni Lamperski, prokurator Prokuratury Powiatowej w Mławie, z udziałem protokolantki Janiny Lapeusz przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek, uprzedzona [również] o treści art. 165 kpk, zeznała co następuje:
Imię i nazwisko | Melania Faltynowska |
Nazwisko z domu (dla mężatek) | z Nowaków |
Imiona rodziców | Jan i Józefa a d. Andrzejewska |
Data urodzenia | 2 stycznia 1921 r. |
Miejsce zamieszkania | Narzym |
Zajęcie | przy mężu |
Wykształcenie | podstawowe |
W czasie okupacji mieszkałam na terenie Iłowa i wobec tego, że moi rodzice byli już wówczas ludźmi starszymi – ojciec był na emeryturze od 1935 r. – jako jedna z najmłodszego rodzeństwa pozostałam w domu przy rodzicach. Razem ze mną pozostał jeszcze chory brat, który cierpiał na gruźlicę kości. Z tego powodu nie nadawał się w ogóle do pracy. Byłam w związku z tym w bardzo trudnej sytuacji i z konieczności musiałam podjąć pracę zarobkową.
Jako służąca u Niemców zarabiałam 20 marek miesięcznie i tyleż musieliśmy płacić za mieszkanie. Podejmowałam więc każdą pracę zarobkową, aby utrzymać nie tylko siebie, ale i rodziców oraz obłożnie chorego brata. Ponieważ naraziłam się Niemce, która pracowała na stacji – bo nabyłam w bufecie kolejowym papierosy i podałam je obecnemu mężowi przez jego siostrę, co zauważył funkcjonariusz niemiecki Bahnschutz – z konieczności więc musiałam opuścić pracę na kolei w bufecie i szukać innego zatrudnienia. Po prostu funkcjonariusz Bahnschutz uwarunkował niewyciąganie konsekwencji moim odejściem.
Otrzymałam pracę w miejscowym Durchgangslager w Iłowie. Pracowałam w kuchni, a raczej w pomieszczeniach przynależnych do kuchni, w skrobalni ziemniaków. Zaznaczam, że do kuchni nie mieliśmy wstępu. Przy skrobaniu ziemniaków było nas zatrudnionych sześć osób w godzinach od 7.00 do 16.00. Żadna z tych osób innej funkcji nie wykonywała.
Ile kilogramów mogłyśmy uskrobać, naprawdę trudno mi jest powiedzieć, bo przede wszystkim ziemniaki były składowane na ogólnej hałdzie i [te już] oskrobane wrzucałyśmy do specjalnej beczki. Beczki były na pewno większe od tych, które są używane do transportu śledzi. Już w tej chwili nie przypominam sobie, ale takich kadzi musiałyśmy napełnić oskrobanymi ziemniakami trzy albo cztery. Zresztą to zależało od liczby osób aktualnie umieszczonych w obozie przejściowym.
W skrobalni, jak już zaznaczyłam, pracowało zawsze sześć osób, a niezależnie od tego pomagały Rosjanki. Z miejscowej ludności, jak sobie przypominam, pracowały Wojdowa, Helena Powierska, Chabowska i Kucińska. Chabowska nie żyje od wielu lat, była najstarszą z pracujących [tam] osób. Jeśli chodzi o Kucińską, to pomagała nam w skrobalni, ale często była przesuwana do pracy w pralni.
Na terenie obozu, moim zdaniem, pracowało ok. 30 osób przy pracach w pralni, skrobalni, przy oczyszczaniu oraz odwszawianiu. Przypominam sobie również, że w kuchni pracowała także Jadwiga Barska, obecnie Lipińska, z Iłowa. Mieszka przy ul. Sienkiewicza. Lipińska pracowała w drugiej kuchni, bo muszę zaznaczyć, że na terenie obozu przejściowego były dwie kuchnie – jedna na dole, czysto obozowa, a druga na górze, dla personelu niemieckiego. Trudno mi powiedzieć, ile obiadów wydawała kuchnia na górze, a ile [ta] na dole. Nie mogę dokładnie powiedzieć także z uwagi na to, że liczba osób w obozie zmieniała się i bywało tak, że gotowano dla tysiąca, a czasami nawet dla 3000 osób. Tego jestem absolutnie pewna.
Moim zdaniem w lazarecie, a więc w pomieszczeniu, w którym przebywały niemowlęta w wieku do siedmiu miesięcy, w dniu wyzwolenia było ok. 11 niemowląt. W lazarecie lekarzem był Knappe, którego imienia nie pamiętam. Pracowała też tam jego żona. Nie orientuję się, co podawano dzieciom do jedzenia. Mam wrażenie, że te rzeczy bliżej może określić lekarz Knappe.
Tak samo nie mogę nic powiedzieć na temat śmiertelności dzieci, chociaż jeśli chodzi o starszych, to była ona duża i zmarłych wrzucano do baraku specjalnie przeznaczanego na ten cel. Gdzie były chowane zmarłe osoby, może dobrze powiedzieć Franciszek Krokowski, ówczesny wozak obozu. Ja wiem tylko, że były również zbiorowe mogiły na cmentarzu rzymskokatolickim.
Moim zdaniem dzieci, które znalazły się w lazarecie, były dziećmi, których matki rodziły w obozie przejściowym i po urodzeniu dzieci wyjeżdżały do pracy. Nie przypominam sobie, aby po wyzwoleniu na terenie byłego obozu przejściowego dziećmi opiekowały się siostry zakonne. Podając liczbę pozostałych dzieci w obozie, miałam na myśli przede wszystkim te dzieci, które zostały rozebrane, a raczej zabrane na wychowanie przez miejscowe społeczeństwo. Nawet ja osobiście zamierzałam zabrać jedno z dzieci, ale wobec tego, że byłam wówczas panienką, rozmyśliłam się, tym bardziej że było dużo chętnych, którzy mieli zorganizowane rodziny. Pięcioro z tych dzieci na pewno jest jeszcze w Iłowie. Na temat obozu dziecięcego więcej nic nie wiem i zeznałam wszystko, co w tym zakresie mi wiadomo.