BONISŁAW WILK

Dnia 13 czerwca 1947 r. w Jeleniej Górze Sąd Grodzki w Jeleniej Górze przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Bronisław Wilk
Wiek 32 lata
Imiona rodziców Józef i Franciszka
Miejsce zamieszkania Bobrowice, obecnie Siedlęcin 176, pow. jeleniogórski
Zajęcie urzędnik samorządowy
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

5 kwietnia 1943 r. ok. godz. 9.00 lub 10.00, gdy byłem w swoim mieszkaniu we wsi Kuchary, gm. Szczytniki, pow. stopnickim, zauważyłem gestapowca, który poszedł do obory, a zaraz drugi wszedł do mego mieszkania i zapytał, czy tu mieszka Bronisław Wilk. Odpowiedziałem mu, że ja nim jestem, na co kazał mi z sobą iść.

Gdy wyszedłem na podwórze, już we dwóch wyprowadzili mnie na ulicę, gdzie ktoś stał – Bronisław Molenda (z tej sami wsi co i ja) w towarzystwie trzech gestapowców i dwóch z nich poszło po mego kuzyna, ale go nie zastali (ukrywał się u Henryka Stańczyka), a mnie z Molendą gestapowcy zaprowadzili do sołtysa Józefa Walaska.

Później do sołtysa przyprowadzono mego teścia Jana Maciąga oraz Szymona Prasałka. Zaznaczam, że po drodze, gdy mnie prowadzono, zatrzymano również Stefana Ulricha, tak że wtedy aresztowano i przyprowadzono do sołtysa pięć osób. Podobno [gestapowcy] mieli na liście 18 osób z naszej wsi, ale reszty nie zdołali ująć.

Aresztowanie odbywało się w ten sposób, że [Niemcy] albo chodzili po domach i pytali o imiona i nazwiska tych osób, które mieli na liście, albo też po prostu zatrzymywali na ulicy osoby przechodzące lub przejeżdżające, pytali o imiona i nazwiska, porównywali z listą i zatrzymywali.

Tego samego dnia wyprowadzono nas do gestapo w Busku, drugiego dnia rano już skutych przewieziono [nas] do gestapo w Radomiu, gdzie byliśmy dziewięć czy dziesięć dni, i stamtąd, również skutych, przewieziono nas do Oświęcimia do obozu.

Na tej liście [gestapowcy] musieli mieć również i adresy osób poszukiwanych, bo nie chodzili oni od domu do domu, tylko przychodzili już do poszczególnych domów i pytając kogoś, czy tu nie mieszka dana osoba, doskonale wiedzieli, że ta osoba powinna tam mieszkać. Wiem to, bo pytałem swych współtowarzyszy, czy któryś nie podał mego adresu, ale mówiono mi, że nikogo z nich o adresy [Niemcy] nie pytali, tylko szli wprost do domu.

Tak zeznałem.

Odczytano.