MARIA NADEL

Dnia 5 lipca 1948 r. w Radomiu sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Radomiu z siedzibą w Radomiu w B. Papiewski [?] z udziałem protokolanta aplikanta sądowego [nieczytelne] przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Świadek, uprzedzona o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Nadel
Wiek 40 lat
Imiona rodziców Herman i Salomea z Kołkoniewiczów [?]
Miejsce zamieszkania Radom, ul. Traugutta 22a
Zajęcie bez zajęcia (z zawodu korespondentka)
Karalność niekarana

Podczas likwidacji getta w Radomiu pokazywał się i [nieczytelne] prowadził całą akcję Blum, zastępca Böttchera. Mam tu na myśli drugą likwidację, tj. 16 sierpnia 1942 r., podczas której widziałam Bluma chodzącego po placu w obrębie getta, widziałam go także na stacji, jak przyglądał się ładowaniu Żydów do wagonów, ale zupełnie sobie nie przypominam, czy był obecny Böttcher. Wśród niższych [rangą] funkcjonariuszy straży niemieckiej mówiono, że te zabójstwa ludzi i likwidacja getta – wszystko to działo się na rozkaz Böttchera jako dowódcy SS i policji w byłym dystrykcie radomskim.

Przypominam sobie taki wypadek, że pewnego razu w lecie 1942 r. przyszedł Böttcher w towarzystwie Bluma na lustrację do getta na ul. Szwarlikowską. Zauważył w oknie izby, w której mieszkał Abramowicz [nieczytelne] z [nieczytelne], w koszyczku truskawki. Wykrzyknął zdziwiony: „Co, truskawki? To u nas tego nie ma”. Nazajutrz przyszli Ukraińcy i tego więźnia Abramowicza zastrzelili.

Drugi wypadek zdarzył się pod koniec 1942 albo w 1943 r. Na teren torfowiska na placu Starego Miasta, gdzie pracowałam w biurze, przyjechał Böttcher i po lustracji torfowiska polecił Rottenführerowi Buchmajerowi [?] zatrzymać w getcie tych, którzy nie stawią się do pracy. Buchmajer [?] pojechał na motocyklu do żydowskiej komendy i rozkaz powtórzył, na skutek czego zatrzymano na terenie getta sześciu Żydów, których Ukraińcy po kilku godzinach przytrzymywania w komórce zastrzelili. Oczywiście Ukraińcy przybyli na rozkaz Böttchera, bo gdy zapytałam [o to] Buchmajera [?], ten tłumacząc się, powiedział: „Tych Ukraińców przysłał Böttcher, to nie moja wina”. W zasadzie niezgłoszenie się do pracy zagrożone było karą zatrzymania w komórce przez jeden dzień, względnie odesłania do innego obozu, i nikt nie przypuszczał, że tych ludzi spotka kara śmierci.

Wśród mieszkańców getta ogólnie wiedziano, że każda wizyta Böttchera była zapowiedzią jakiejś krwawej akcji, bo zwykle po takiej wizycie następowała wysyłka lub wysiedlanie albo rozstrzeliwanie ludzi. Dodam, że Böttcher był zbyt wysoko [postawionym] urzędnikiem, aby sam strzelał, wystarczyło, że dał rozkaz.

Odczytano.