CHAIM ZAJDE

Dnia 12 lipca 1948 r. w Radomiu sędzia śledczy Sądu Okręgowego w Radomiu z siedzibą w Radomiu Bolesław Papiewski [?] z udziałem protokolanta aplikanta sądowego [nieczytelne] przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, pod przysięgą. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 254 kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Chaim Boruch Zajde
Wiek 36 lat
Imiona rodziców Mendel i Bajla Maria z Wizenbergów [?]
Miejsce zamieszkania Radom, ul. Malczewskiego 2
Zajęcie szczotkarz
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Po wysiedleniu Żydów do getta w Radomiu i zorganizowaniu warsztatów pracy pracowałem w tych warsztatach jako majster szczotkarski. Pamiętam dokładnie, jak po przesiedleniu Żydów z mniej ważnych placówek z Radomia do Szydłowca 3 sierpnia 1942 r. przyszedł do mego warsztatu Böttcher w towarzystwie kilku dostojników SS-manów, oglądał warsztaty, ale sam nic nie mówił, natomiast towarzyszące mu osoby interesowały się produkcją. Böttcher przychodził na teren getta rzadko, a powszechnie było wiadome, że każde jego zjawienie się oznaczało, że będzie jakaś akcja. Ta lustracja warsztatów przez Böttchera miała na celu, jak się następnie okazało, przejęcie wszystkich warsztatów od Stadthauptmanna przez SS-manów. Nie widziałem, aby Böttcher osobiście strzelał do ludzi albo żeby zabierał mienie, ale jestem przeświadczony, że każda akcja [taka] jak przesiedlenia ludności [czy] zabójstwa ludności cywilnej – wszystko to działo się na zarządzenie Böttchera jako najwyższego zwierzchnika SS, SD i wszystkich formacji policyjnych w byłym dystrykcie radomskim.

Böttcher był postrachem dla obywateli polskich, ale przypominam sobie, że gdy wykonywałem roboty dla wojskowych niższych stopni, wypowiadali oni nazwisko Böttchera prawie z lękiem. Pamiętam także rozmowę z prywatnym sekretarzem Böttchera, Holerem, w moim warsztacie, naturalnie poufną. Tenże Holer powiedział, że Böttcher zalicza się do głównodowodzących pojedynczych zbrodniarzy [?] niemieckich na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

W lecie 1943 r. Böttcher przybył na lustrację do obozu pracy na ul. Szwarlikowskiej w Radomiu. Zauważywszy w oknie niejakiego Abramowicza w koszyku trochę truskawek, zapytał komendanta milicji, czy nie wie, kto mieszka w tym pokoju, i zdziwiony powiedział: „Co, truskawki? To my poza gettem tego nie mamy”. Wkrótce po wyjściu Böttchera komenda żydowska otrzymała telefon z poleceniem aresztowania Abramowicza i dostarczenia go do SS, co milicja żydowska wykonała i Abramowicz już nie powrócił. Jestem przekonany, że został zgładzony na rozkaz Böttchera, zresztą słyszałem od milicji żydowskiej, że rozkaz aresztowania Abramowicza podpisał Böttcher.

Tegoż lata 1943 r. na teren [torfowiska] na Starym Mieście przyszedł pewnego razu na inspekcję Böttcher i podczas sprawdzania stanu ludzi okazało się, że tego akurat dnia kilka osób nie przyszło do pracy. Wówczas Böttcher rozkazał aresztować te osoby i po dwóch–trzech dniach straż ukraińska pod dowództwem Rottenführera Merdera wszystkich rozstrzelała w obozie na Szwarlikowskiej.

Pamiętam taki wypadek z 1943 r. Böttcher wezwał kierownika warsztatów Grebina – Niemca – i powiedział, że pragnie mieć uszyty w warsztatach płaszcz skórzany, ale nie życzy sobie i wprost zabrania krawcowi Żydowi brania miary – musi [on] pracę wykonać tak „na oko”, a jeśli płaszcz się nie uda, to krawiec zostanie rozstrzelany. Płaszcz robił krawiec Sandomir, wykonał prace w terminie i dobrze.

U ramiarza Bergmana, który wykonywał pracę w moim warsztacie, widziałem raz zdjęcie, na którym w powiększeniu były obok siebie głowy Hitlera i Böttchera.

Muszę jeszcze dodać, że na bramie wjazdowej obozu na ul. Szwarlikowskiej była tablica z napisem w języku polskim i niemieckim, głoszącym, że przekroczenie [bramy] przymusowego obozu pracy będzie karane śmiercią – i podpis: „Böttcher, dowódca SS i policji w dystrykcie radomskim”.

Odczytano.