Bielany
I. Granice
Granice terytorium występującego później jako Bielany tworzą:
a) Od południowego wschodu: linia przebiegająca wzdłuż ul. Podleśnej i jej przedłużenie z jednej strony (na wschód) do Wisły, z drugiej (na zachód) przez ul. Marymoncką, niezabudowane tereny w trójkącie utworzonym z ulic Marymonckiej, Żeromskiego i Podczaszyńskiego i dalej [linia biegnąca] łukiem otaczającym kompleks zabudowań aż do zachodniej części granicy administracyjnej miasta stołecznego Warszawy.
b) Od zachodu: granica administracyjna miasta od punktu zetknięcia z linią a, aż do lewego brzegu Wisły.
c) Od północnego wschodu: odcinek brzegu Wisły leżący między punktami zetknięcia obydwu poprzednich linii z rzeką. Linia ta zasadniczo pokrywa się z konturem Bielan jako dzielnicy, tak jak wyodrębnia się ona w sposób naturalny od dzielnic sąsiednich i zamyka stałe placówki niemieckie (klasztor bielański, Centralny Instytut Wychowania Fizycznego, „Blaszankę” i „Śmigłówkę”) i teren ich niepodzielnej kontroli. W najtrudniejszej zaś do wytyczenia partii granicznej między Bielanami a Marymontem przebiega mniej więcej zgodnie z maksymalnym zasięgiem oddziałów powstańczych od strony Marymontu. Na wyznaczonym przez nią obszarze tak akcja powstańcza, jak zwłaszcza losy ludności kształtowały się w sposób, jeśli nie zupełnie odmienny od sąsiednich dzielnic (pewne podobieństwo do Powązek), to w każdym razie odrębny i stwarzający z tych terenów pewną swoistą całość.
II. Wydarzenia z początku sierpnia 1944 r.
Działania powstańcze w rejonie Bielan rozgrywały się jedynie w ciągu kilku pierwszych dni sierpnia (ataki na Centralny Instytut Wychowania Fizycznego i lotnisko bielańskie, następnie przemarsz oddziałów powstańczych z Żoliborza do Kampinosu i z powrotem). Akcja powstańcza zmierzająca do opanowania wyznaczonych obiektów i całych Bielan nie powiodła się, oddziały poniosły duże straty, zostały odparte i zmuszone do wycofania się. Załogi niemieckie odzyskały swobodę poruszania się i opanowały teren całych Bielan. Jedynym wydarzeniem, które zakłóciło ten stan rzeczy, był ów przemarsz do Kampinosu i powrót na Żoliborz oraz odbyta w jego trakcie walka oddziałów powstańczych zajmujących kompleks Bielan między ulicami Żeromskiego, Daniłowskiego i Kleczewską z atakującymi oddziałami niemieckimi.
Podczas walki wracających z Kampinosu powstańców z Niemcami, sanitariuszki wynoszące rannych z placu boju – jak zeznaje świadek Stefania Pol – mimo posiadania ubioru i oznak Czerwonego Krzyża i mimo wykluczającej pomyłki widoczności były rozmyślnie ostrzeliwane z niewielkiej odległości przez wojsko niemieckie. W wyniku tego jedna z sanitariuszek została zabita, dwie inne ranne.
Po rozbiciu ofensywnych wystąpień powstańczych Niemcy wszczęli akcję oczyszczania Bielan z rozproszonych powstańców. W toku tej akcji już w pierwszych dniach sierpnia udało im się pochwycić grupkę sześciu czy siedmiu młodych powstańców, którzy ukryci byli w ogródkach w okolicy ul. Chełmżyńskiej. Chłopców tych rozstrzelali następnie za blokami przy ul. Przybyszewskiego, po czym zwłoki ich pogrzebała okoliczna ludność. Wydobyte one zostały przez Polski Czerwony Krzyż (PCK) podczas ekshumacji. O wypadku tym zeznają świadek Anna Pikulińska1 oraz świadek Janina Chełmińska, która miała [okazję zapoznać się z] relacją [o nim] bezpośrednio po jego zajściu oraz była obecna przy ekshumowaniu ciał ofiar2.
III. Okres wysiedleń, rabunków, podpaleń i gwałtów.
a) Z ustaniem walk na terenie Bielan, począwszy od pierwszej czy drugiej niedzieli sierpnia – jak zeznaje świadek Janina Chełmińska – zaczęto co jakiś czas wzywać przez megafony mężczyzn do stawienia się na pl. Konfederacji bądź też przy ul. Kleczewskiej. Stamtąd większą cześć zebranych, zwłaszcza samotnych, młodszych, tych którym nie udało się umknąć, wysyłano w nieznanym kierunku. Akcji tego rodzaju było kilka, a liczba uprowadzonych w ten sposób mężczyzn szła w setki. O wielu spośród wywiezionych parudziesięciu osób brak do dziś dnia wszelkiej wieści, nie wiadomo nawet, dokąd pewne transporty zostały skierowane. Te partie uprowadzonych, w których znajdowali się ci, co powrócili do Warszawy, umieszczone były w obozach koncentracyjnych.
1 Pikulińska, czy nie potrzebny jeszcze świadek?
2 Chełmińska.
b) 15 sierpnia 1944 r. wojsko niemieckie dokonało wysiedlenia mieszkańców południowej części Bielan zakreślonej czworobokiem ulic: Podczaszyńskiego, Marymonckiej, al. Zjednoczenia i Żeromskiego. Nakazano opuścić mieszkania i udać się do Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego, skąd zgłaszający się byli kierowani do Pruszkowa. Wkrótce potem żołnierze niemieccy, przeważnie jednak Kozacy, rozpoczęli podpalanie domów znajdujących się na określonym wyżej terenie3. „Podpalanie – jak zeznaje świadek Stefania Pol – miało charakter systematycznej, nieuzasadnionej niczym akcji niszczenia”4. Jak wynika z zeznań świadka Anny Pikulińskiej, według późniejszych oświadczeń samego wojska niemieckiego była to akcja odwetowa za Powstanie5. „Pożary trwały kilka dni i zniszczyły wszystkie zabudowania tej części Bielan”. Co do ludności, to w tej fazie akcji wysiedleńczej, znacznej jej części udało się uniknąć wywiezienia do Pruszkowa. Jak zeznaje świadek Stefania Pol, „mieszkańcy palonych domów przechodzili z ulicy na ulicę, mieszali się z nimi też uciekinierzy z Marymontu6. Wojsko usuwało ludność wracającą na swe dawne miejsca zamieszkania”7. Już od początku Powstania ludzie ci, narażeni na ustawiczne rabunki i plądrowanie domów dokonywane przede wszystkim przez Kozaków, czasem jednakże też i przez Niemców8, stali się w tym okresie (do 17 września 1944 r., to jest do całkowitej ewakuacji Bielan – o czym niżej) przedmiotem szczególnego nasilenia gwałtów. I tu sprawcami byli Kozacy – własowcy9. Zeznaje na ten temat świadek Stefania Pol: „Opatrując rannych, stykałam się na terenie szpitala w „Naszym Domu” przy al. Zjednoczenia z ofiarami gwałtów. I tak przywieziono raz, daty dokładnej nie pamiętam, kobietę lat ok. 30, nieznanego mi nazwiska, której mąż złożył zeznanie tej treści, że [jego żona] będąc w czwartym czy piątym miesiącu ciąży została wielokrotnie zgwałcona na oczach jego i dwojga dzieci, skutkiem czego musiała być poddana natychmiastowej operacji”. Dodaje [też]: „Wiem z powszechnie krążących wówczas wieści oraz z opowiadań osób będących świadkami gwałtów lub nawet ich ofiarami, że wypadków podobnych było w tym okresie bardzo dużo10, że dziewczęta i młode kobiety były stale na nie narażone, a nawet sam szpital nawiedzali coraz częściej
3 | Stefania Pol, Pikulińska, Chełmińska. |
4 | Pol. |
5 | Pikulińska. |
6 | Patrz zeznanie świadków L.[...] i Przepiórkiewicz. |
7 | Pol. |
8 | Pol. |
9 | Chełmińka, Pol, Przepiórkiewicz, L.[...]. |
10 | Także Chełmińska. |
Kozacy, przeważnie nocą, najczęściej pijani. Do wypadków gwałtu na terenie szpitala jednak nie dopuszczono11.
Inny wypadek gwałtu, dokonany przez własowców w bunkrze w rejonie ul. Żeromskiego, na dwóch kobietach z obrabowanej uprzednio grupy osób wypędzonych na Bielany z terenów Marymontu, opisują świadkowie C.[...] L.[...] i Maria Przepiórkiewicz12. Ludzie ci udali się następnie do domu starców na Bielanach (osiedle Zdobycz Robotnicza), gdzie przez trzy dni ukrywali się przed żołnierzami.
c) Stan taki trwał do 17 września, kiedy wojsko niemieckie nakazało ewakuację pozostającej jeszcze na Bielanach ludności. Według zeznań świadka Anny Pikulińskiej mieszkańców niespalonej części Bielan wyrzucano z domów bez dania możliwości spakowania się, chociaż Niemcy tłumaczyli, że „tym razem nie jest to akcja odwetowa za Powstanie, lecz usunięcie ludności cywilnej ze strefy przyfrontowej”13. Ewakuowaną ludność zabrano najpierw na dzieciniec „Naszego Domu”, gdzie dokonywano segregacji. Stamtąd zaś kierowano ją do obozu w Pruszkowie14. Ewakuacji nie podlegały wówczas: szpital w „Naszym Domu”, punkt PCK przy ul. Lipińskiej, ponadto utworzony przy ul. Kasprowicza dom dla starców oraz drugi dla matek z małymi dziećmi”15. Niewielka część ludności – jak np. świadek Anna Pikulińska – ukryła się i dopiero w jakiś czas potem odnaleziona przez wojsko usuwana była poza Warszawę16.
Z ewakuacją tą zbiegła się w pewnym stopniu akcja wyprowadzania ludności z zajmowanego w tych dniach Marymontu przez wschodnią część Bielan. 14 września mieszkańców ocalałych z masowych mordów (skoncentrowanych uprzednio w liczbie paruset osób na terenie ogrodów Wolańskiego przy ul. Marii Kazimiery) przeprowadzono następnie do Lasu Bielańskiego, a na noc zatrzymano pod strażą własowców w jednej z sal Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Jak zeznają świadkowie Władysław Gąsiorowicz i Eugenia Bukatewicz w nocy własowcy, przyświecając sobie latarkami, wyciągali z sali młode kobiety, które wróciwszy rano mówiły, że były ofiarami gwałtów z ich strony. Następnego dnia rano skierowano tę grupę ludzi do klasztoru na Bielanach, gdzie dołączono ją do zebranej już tam większej liczby cywilnych mieszkańców Marymontu. Tutaj dokonano segregacji polegającej
11 Pol.
12 | Przepiórkiewicz, L.[...]. |
13 | Pikulińska. |
14 | Segregacja? Pikulińska i Pol. |
15 | Pol. |
16 | Pikulińska. |
na oddzieleniu młodych i zdrowych osób od starców, chorych, rannych i kobiet z dziećmi, przy czym osoby kategorii pierwszej zabierane były do obozu w Pruszkowie, pozostałym natomiast kazano wychodzić poza Warszawę na własną rękę17. Rannym, jak np. świadkowi Antoniemu Juszczyńskiemu, nie udzielono żadnej pomocy18, zdarzył się też wypadek śmierci z głodu kilkumiesięcznego dziecka19. W podobny sposób dokonywane było wyprowadzanie ludzi z Marymontu w ciągu dni następnych, kiedy przez Bielany przeszli mieszkańcy odleglejszych części Marymontu oraz osoby, które ukrywały się jeszcze, nieraz nawet dość długo, w schronach lub resztkach domów20. Oprócz trasy wiodącej przez las i klasztor, pozwalano wówczas osobom niekierowanym do Pruszkowa iść również ul. Marymoncką w kierunku Młocin, Babic lub Wawrzyszewa21.
d) Ewakuacja pozostawionych jeszcze na Bielanach po 17 września 1944 r. instytucji i ich personelu nastąpiła 3 października. W okresie dzielącym te daty wydarzył się na Bielanach następujący wypadek, o którym zeznaje naoczny świadek, Stefania Pol: „Tuż przed kapitulacją Żoliborza przybyli do szpitala w „Naszym Domu” Kozacy, jeden w mundurze niemieckim, prosząc o pomoc sanitarną dla rannych leżących, jak mówili, między Żoliborzem a Bielanami. Kierownictwo szpitala wydelegowało trzy młode sanitariuszki, do których przyłączyłam się na ochotnika. Kozacy poprowadzili nas na ul. Zuga do domu nr 23 czy 25, położonego naprzeciw szkoły powszechnej, w którym kwaterowali pijani Kozacy. Pochwycili oni młode sanitariuszki i zaczęli je gwałcić. Korzystając z tego, że nie byłam pilnowana, wyskoczyłam przez okno i dałam znać w szpitalu o wypadku. Szpital natychmiast zaalarmował Niemców, lecz ci nie podjęli żadnej akcji przeciw Kozakom, tłumacząc, że są zbyt słabi. Rano sanitariuszki odnalazły się, wszystkie mocno poturbowane i wielokroć zgwałcone”22.
Kaskada – stacja ścieków Dyrekcji Wodociągów i Kanalizacji
W piwnicy jednego z domów mieszkalnych znajdujących się na tzw. Kaskadzie, tj. stacji ścieków Dyrekcji Wodociągów i Kanalizacji położonej między ulicami Gdańską i Słowackiego, schroniło się podczas ostrzału Marymontu 14 września do 20 osób spośród mieszkańców
17 | Zaginięcie mężczyzn z [ul.] Marii Kazimiery 20/22? Świadkowie? |
18 | Juszczyński. |
19 | Rudzka. |
20 | L.[...], Zielińska, Markowska, Toruński [?], Cygulska. |
21 | Podpalenie zakładu przy klasztorze? Świadkowie? (Do oceny Tant. [?] II prt. [96]). |
22 | Pol. |
Kaskady. Wśród nich była obecna wraz z mężem Maria Cygulska, która zeznaje o wypadkach, jakie się tam rozegrały w godzinach popołudniowych po wejściu oddziałów zajmujących Marymont. Mówi ona: „W pewnej chwili usłyszeliśmy wołania w języku niemieckim na dziedzińcu przy wejściu do piwnicy. Wołający zapytywali, czy jest tam ktoś. Na to odpowiedziała w języku niemieckim Olga Przyłęcka: Tu są spokojni ludzie. W odpowiedzi na to padły wezwania, by wychodzić na dziedziniec. W wyniku tego Przyłęcka, Szymańska, Lewańska i jeden mężczyzna nazwiskiem Szaleniec wyszli na dzieciniec, a ja – idąc tuż za nimi – z korytarza piwnicznego zauważyłam, jak Niemcy zmierzyli się do nich z automatów i bez żadnych rozmów zabili ich. Wtedy ja i inni ukrywający się cofnęliśmy się w głąb piwnicy, do której jednocześnie wpadł granat, który eksplodował i tylko dzięki temu, że znajdowaliśmy się za kilkoma występami ścian, nie było ofiar. Zachowaliśmy ciszę i dzięki temu ocaleliśmy, gdyż Niemcy – odczekawszy kilka minut – odeszli”23.
Jak zeznaje dalej świadek Maria Cygulska, o zmroku wszyscy pozostali postanowili udać się na Żoliborz i w drodze natknęli się na Niemców przy ul. Gdańskiej, którzy zwabili ich odezwaniami w języku polskim. Kiedy jednak idący poznali Niemców, rzucili się do ucieczki. Wówczas zaczęto do nich strzelać z automatów, skutkiem czego zabity został mąż świadka, Paweł Cygulski.
W protokołach ekshumacyjnych PCK nr 1499 i 1509 sporządzonych dla dwóch zbiorowych mogił, które znajdowały się w pobliżu miejsc obu wypadków, figurują wyżej przytoczone nazwiska ofiar.
[Ulica] Marii Kazimiery 1 (Pałacyk)
W używanej jako schron piwnicy murowanego domu przy ul. Marii Kazimiery 3 chroniła się (podczas ataku na Marymont) ludność cywilna, w większości kobiety i dzieci, mieszkańcy domu i sąsiedzi, w liczbie kilkudziesięciu osób24. Z domu nie prowadzono żadnej akcji powstańczej. Około godz. 15.00 dotarły przed dom czołgi niemieckie i w bramie domu dały się słyszeć wybuchy oraz „głosy wzywające po niemiecku znajdujących się w piwnicy do wychodzenia – zeznaje świadek Halina Leszczyńska. – Zaczęliśmy wychodzić z rękoma podniesionymi do góry. Pierwsza z osób wychodzących trzymała w ręku białą chustkę.
23 Cygulska.
24 Ponad 100 Czaja, 30–40 Leszczyńska.
Zobaczyłam kilku młodych żołnierzy niemieckich w hełmach z zatkniętymi gałązkami, którzy skierowali nas przez wyrwę w murze na teren sąsiedniej posesji położonej u zbiegu ulic Marii Kazimiery i Potockiej, pod tzw. Pałacyk25. Zostaliśmy zatrzymani przed jego frontową ścianą. Do ustawionej w tej sposób grupy ludzi oddane zostały trzy serie z broni maszynowej. Ludzie, padając kolejno, wznosili okrzyki oburzenia, grozy i bólu” – zeznaje świadek Halina Leszczyńska, która leżąc ranna, obserwowała wypadki, nawet kiedy żołnierze z czołgu, zauważywszy próby wycofania się niektórych osób, strzelili z działa czołgowego w ścianę Pałacyku, zasypując leżących gruzem. Tylko paru nielicznym osobom, jak np. świadkowi Marii Czai z synem udało się (mimo lekkich zranień) uciec na tyły Pałacyku. Reszta pozostała na miejscu aż do [czasu], kiedy żołnierze z czołgami wycofali się. Wówczas żywi, tzn. ok. 15 osób rannych oraz kilka osób, które nie odniosły żadnych ran, przenieśli się do wnętrza Pałacyku. Tam zmarło jeszcze kilka osób. Nocą na miejscu zbrodni zjawili się powstańcy. Opisuje to w swym zeznaniu świadek Adam Rzeszotarski: „Zaraz u wylotu ul. Marii Kazimiery, przed tzw. Pałacykiem, natrafiliśmy na stertę ciał pomordowanej ludności cywilnej, przeważnie kobiet i dzieci, w liczbie ok. 25 osób. Rany wskazywały na egzekucję dokonaną przy użyciu karabinu maszynowego. Część zwłok zabraliśmy ze sobą na Żoliborz”. Zabrani również zostali ranni z Pałacyku26.
Ulica Dembińskiego 2/4
W piwnicy domu przy ul. Dembińskiego 2/4, stojącego między równoległymi ulicami Marii Kazimiery i Dembińskiego, schroniło się około stu osób, mieszkańców tego i okolicznych domów, z przewagą kobiet i dzieci. Jak zgodnie zeznają świadkowie, z domu tego do Niemców nie strzelano27. „14 września po obiedzie (ok. 14.00) – zeznaje świadek Jan Rogalski – drzwi do naszego domu zostały wywalone, jak sądzę przy pomocy pancerfausta, przy czym zawaliły się schody i wejście do piwnicy. Następnie do piwnicy jednocześnie z kilku stron wpadły granaty. Posłyszałem od drzwi wołanie: „Raus, schnell!”28 Inny świadek, Maria Arkita przebywająca w piwnicy z dwojgiem małych dzieci, zeznaje, że „odłamki raniły ją lekko w twarz, córkę w tył głowy”29. Na wezwanie z zewnątrz (także i w języku ukraińskim:
25 | Posesja [przy ul.] Marii Kazimiery 1. |
26 | Spalenie zwłok i potem [?] – ekshumacja. |
27 | Rog. [?] Rog. [?] |
28 | Jan Rogalski. |
29 | Arkita. |
„Wychodzi!”30), powtarzane przez stojące bliżej wyjścia osoby, m.in. ks. Brzozowskiego i jakąś okrwawioną kobietę, która – jak zeznaje świadek Eugenia Bukatewicz – „wołała, że Niemcy każą obecnym wychodzić z piwnicy”31, znajdujący się w piwnicy ludzie, po części trzymający w ręku białe chusteczki, zaczęli wychodzić przed dom w stronę tzw. ul. Rogalskiego, czyli przejścia łączącego ulice Marii Kazimiery i Dembińskiego. Przed domem pod ścianami stali żołnierze w mundurach niemieckich, z karabinami i pistoletami maszynowymi w ręku. „Przed wejściem – zeznaje świadek Jan Rogalski – stał oficer niemiecki (formacji nie rozpoznałem)”32. Do wychodzących kolejno z domu osób po zrobieniu przez nie kilku kroków oddawane były strzały, rzucano też granaty. Z zeznań świadków odnosi się wrażenie, że początkowo mordowano wszystkich wychodzących (ocalałe osoby wychodziły jako jedne z ostatnich i widziały już leżące przed domem zwłoki poprzedników; świadek Maria Arkita zeznaje nawet: „Przede mną nikt nie szedł”), podczas gdy spośród osób idących później zabijano tylko niektóre (np. prowadzonego przez matkę już na ul. Dembińskiego siedmioletniego Zbigniewa Arkitę lub idącego z żoną i dziećmi Stanisława Pietruchę. Wychodzący przy końcu świadek Jan Rogalski widział, jak „oficer skierował wszystkich mężczyzn na prawo, kobiety na lewo. Do idących na prawo mężczyzn padły strzały od stojących żołnierzy”)33. Nie jest wykluczone, że tę zmianę w postępowaniu mordujących spowodowała świadek Stanisława Rogalska. Zeznaje ona o tym: „Podeszłam do stojącego przed drzwiami frontowymi żołnierza i zaczęłam mu tłumaczyć, że w naszym domu powstańców nie ma, znajdowała się tu tylko ludność cywilna, pytałam dlaczego nas zabijają. Żołnierz do mnie nie strzelił, kazał mi iść ul. Dembińskiego w stronę Bielan”34. Osoby, które uszły z życiem, kierowane były w stronę tzw. stawów, dziś już wyschłych, u zbiegu ulic Marii Kazimiery i Rudzkiej, ściślej mówiąc na ogrody Wolańskiego (posesja nr 66, potocznie nazywana Pod Kasztanami) położone po przeciwległej stawom stronie ul. Marii Kazimiery. Do grupy tej udało się przyłączyć kilku osobom, które (jak świadkowie Eugenia Bukatewicz, Władysław Gąsiorowicz) symulowały śmierć wśród stosu zwłok. Spośród ocalałych tylko kilkoro nie znalazło się nad stawami, odłączając się najczęściej po drodze i ukrywając wśród płonących domów jak świadkowie Maria Arkita i Janina Śliwińska. Świadek Jan Rogalski natomiast uciekł wprost z miejsca mordu. Swoje przejścia opisuje
30 | Gąsiorowicz. |
31 | Bukatewicz. |
32 | Rogalski. |
33 | Rogalski. |
34 | Rogalska. |
on w ten sposób: „Zacząłem uciekać przez plac, przez płot, na teren sąsiedniej posesji. Do wieczora ukrywałem się w schronie, koło którego Niemiec zastrzelił Tokarskiego (również uciekł i krył się w tej stronie – przyp. mój). Nocą przeszedłem do swego domu, czołgając się przez plac. Zobaczyłem przed domem przeszło 30 zwłok. Na ul. Dembińskiego widziałem także kilka ciał rozrzuconych pojedynczo”. Rogalski ukrywał się w swym domu przy ul. Dembińskiego 2/4 do listopada. Opowiada o tym okresie: „Mniej więcej po dwóch tygodniach widziałem, jak grupa cywilnych mężczyzn eskortowana przez żołnierzy niemieckich zakopywała trupy. Większość zwłok sprzed naszego domu została zakopana w dole naprzeciwko wejścia”. W zakończeniu zaś swego zeznania stwierdza na podstawie oglądanych przez siebie ekshumacji: „W toku akcji ekshumacyjnej z tego terenu z różnych grobów wydobyto ok. 40 zwłok” osób, które przebywały w piwnicy domu. Tej ocenie liczby pomordowanych przy ul. Dembińskiego 2/4 odpowiadają również dane z protokołów ekshumacyjnych PCK nr 1438.
[Ulica] Marii Kazimiery 42
W schronie mieszczącym się w ogródku domu przy ul. Marii Kazimiery 29 kryło się w tym dniu ok. 30 osób, w większości mieszkańców tego domu, z przewagą kobiet i dzieci. „Około 13.30 – zeznaje świadek Antoni Juszczyński – na podwórze wpadła grupa żołnierzy niemieckich. Następnie w drzwi schronu rzucili granaty i zaczęli wołać, aby wszyscy opuścili schron. Wyszliśmy wszyscy na podwórze, trzymając ręce podniesione do góry (zobaczyłem wtedy stojący na ul. Marii Kazimiery czołg niemiecki zwrócony w kierunku Żoliborza). Na podwórzu dołączono do nas jeszcze kilka osób przyprowadzonych do nas z sąsiedniej posesji (nr 27 – przyp. mój). Po chwili wyprowadzono nas za bramę i na przeciwległą stronę ul. Marii Kazimiery. Doprowadzono nas pod mur wypalonego domu po stronie numerów parzystych, naprzeciwko domu nr 2935. Skupiono nas tyłem do muru i kazano uklęknąć z rękami podniesionymi do góry. W odległości kilku metrów na skos, naprzeciwko rogu muru, pod którym klęczeliśmy, ustawiono karabin maszynowy na kółkach, z tarczą. W grupie naszej podniósł się krzyk i płacz, na co żołnierze patrzyli ze śmiechem. Po ustawieniu karabinu oddano do nas serię strzałów. Upadłem na ziemię zalany krwią. Na mnie zwaliły się ciała klęczących przede mną osób. Leżąc twarzą do ziemi, słyszałem jęki, charczenia, krzyki… Trzy razy
35 Posesja [przy ul.] Marii Kazimiery 42.
odgłosy dobijania, przy czym za każdym razem dobijający rzucali granaty w mur poza nami”. Prócz Juszczyńskiego ocalało w tej egzekucji dwoje dzieci i jedna kobieta, która zresztą na skutek odniesionych ran wkrótce zmarła. Świadek Juszczyński po powrocie do Warszawy w kwietniu 1945 r. widział na miejscu egzekucji krzyż z adnotacją: „dla 33 osób”. Protokół ekshumacyjny PCK nr 1369 z datą 17 kwietnia 1945 r. dla masowego grobu, jaki znajdował się w tym miejscu, podaje liczbę 39 ciał, z czego 22 zwłoki osób, które wchodziły w skład rozstrzelanej tamże grupy ludności, rozpoznano.