CZESŁAW BLACHUTA

Kanonier Czesław Blachuta, 20 lat, uczeń, kawaler.

[Zostałem aresztowany i] wywieziony z Białegostoku 13 kwietnia 1940 r. Aresztowano mnie wraz z matką i siostrą i wywieziono do Kazachstanu, obłasti pawłodarskiej, pawłodarskiego rejonu, pawłodarskiego sowchozu. Była to stara wioska kirgiska pamiętająca jeszcze czasy carskie. Budynki, nie licząc domu dyrektora sowchozu oraz kantoru, były zbudowane z gliny i nawozu. Ludność miejscowa miała mieszkania jednoizbowe, Polacy natomiast zostali pomieszczeni w budynkach uprzednio zajmowanych przez skot, tj. cielaki i świnie. Higiena stała początkowo na bardzo wysokim poziomie, lecz czas oraz warunki zaczęły robić swoje.

Początkowo sowchoz liczył ok. 130 tzw. spec pieriesieleńców, z czego większość stanowili Polacy. Były cztery rodziny żydowskie oraz jedna rodzina ukraińska.

Życie było bardzo ciężkie, gdyż sowchoz nie był samowystarczalny i miał długi. Dzień zaczynałem normalnie o godz. 5.00. Śniadanie oraz ubieranie się i mycie trwało przeciętnie pół godziny, o 5.30 byłem już na koniarni [?], tam zaprzęgałem byki (woły) i wyjeżdżałem po siano. O godz. 11.00 byłem z powrotem, zaś o 12.30 wyjeżdżałem po raz drugi. Pracę normalnie kończyłem o godz. 20.00. W inne dni, kiedy nie wyjeżdżałem po siano, pracowałem w bazie, wywoziłem nawóz itp. Warunki pracy były bardzo złe. [Doskwierały przede wszystkim] brak odpowiednich ubrań i obuwia, warunki mieszkaniowe, wyżywienie oraz bardzo mała płaca (przeciętnie za miesięczną zapłatę można było kupić 16 kg mąki) tak, że wszyscy niemal musieli wyzbywać się po stosunkowo bardzo niskich cenach najbardziej potrzebnych rzeczy.

Koleżeństwo i stosunki nie zawsze były bardzo dobre, a to z powodu tego, że na jednej płycie kuchennej gotowało ni mniej, ni więcej jak dziesięć rodzin z powodu ciasnoty w baraku itd., ogólnie jednak powiedziawszy, koleżeństwo było dobre.

Książki, które były u niektórych osób, ciągle krążyły, szerząc kulturę.

Stosunek władz NKWD do Polaków był zdecydowanie wrogi. Na każdym kroku starano się podkreślić, że wszystkiemu winna jest Anglia i że Polska nigdy już więcej nie powstanie.

Pomoc lekarska w sowchozie była, tzn. było ambulatorium – bardzo słabo zaopatrzone – oraz [był] lekarz, który ograniczał się tylko do dawania zwolnień od pracy obłożnie chorym, którzy prawie zawsze jeździli do Pawłodaru odległego ok. 20 km od sowchozu i tam dopiero mogli być jako tako zaopatrzeni w lekarstwa. Przed wybuchem wojny [niemiecko-sowieckiej] były możliwości leczenia się w szpitalu w Pawłodarze, z chwilą jej wybuchu wszystkie szpitale zostały zajęte przez rannych.

Z krajem, do chwili wybuchu wojny, mieliśmy łączność listowną. Tym, którzy mieli w Polsce rodziny, ewentualnie dobrych znajomych, przysyłano paczki żywnościowe i odzieżowe.

Do czasu zawarcia układu polsko-sowieckiego swoboda poruszania się była częściowo ograniczona, tzn. mogliśmy poruszać się tylko w rejonie sowchozu, po pozwolenie na wyjazd do innej obłasti lub rejonu należało zgłaszać się do NKWD, tak samo należało postąpić, gdy zachodziła potrzeba zmiany miejsca zamieszkania.

Z chwilą zawarcia układu uzyskaliśmy całkowitą swobodę poruszania się, wydano nam tzw. udostowierienija, które służyły jako legitymacje. W międzyczasie zaczęła organizować się armia polska. Dużo Polaków, m.in. i ja, wyjechało celem wstąpienia do wojska. Z przyczyn ode mnie niezależnych nie dostałem się do wojska jesienią, cel ten osiągnąłem dopiero 8 marca 1942 r., wstępując do 10. Dywizji Piechoty [do] 10. Pułku Artylerii Lekkiej w Ługowoj.

Miejsce postoju, 27 lutego 1943 r.