WINCENTY BUBEN


Wincenty Buben. st. ogniowy zawodowy, Ośrodek Wyszkolenia Artylerii, Szkoła Podchorążych Rezerwy Artylerii


Po wkroczeniu wojsk bolszewickich 18 września 1939 r. do Wilna udałem się do granicy litewskiej w Zawiasach i 19 września 1939 r. przekroczyłem granicę Litwy. Zostałem internowany. Przebywałem w obozach: Kołotowo, Wiłkomierz i Wojtkuszki.

10 lipca 1940 r. w godzinach wieczornych wojska bolszewickie otoczyły obóz internowanych w Wojtkuszkach. Następnego dnia odprowadzono nas wszystkich na stację kolejową w Wiłkomierzu i stamtąd wywieziono na stację kolejową Mołodeczno. Tam wydzielono oficerów, policjantów i żandarmów do osobnego transportu, a mnie wraz z innymi, jako wojsko liniowe, przywieziono do obozu jeńców w Juchnowie k. Moskwy.

Po przybyciu do obozu nastąpiła po trzech dniach szczegółowa rejestracja pochodzenia osobistego. Najpierw rejestrowali najstarszych stopniem wojskowych, tj. [poczynając] od sierżanta starszego i równorzędnych. Przy rejestracji – która trwała kilka godzin – stawiano różne drażliwe pytania jak np.: „Czy dużo zabił bolszewików będąc na froncie w 1919–1920 r.?” itp.

W czasie pobytu w obozie agitowano nas dobrodziejstwami komuny, krytykując jednocześnie Polskę, Amerykę i Anglię, a wychwalając Niemcy i ZSRR. Rozdawali również literaturę w duchu bolszewickim. Literatura ta i agitacja poszczególnych politruków obozowych niewiele zdziałała. Było co prawda kilka jednostek spośród jeńców Polaków, którzy dopomagali w agitacji, ale nie odniosło to żadnego skutku. Agitatorami tymi byli przede wszystkim: Dobrowolski – nauczyciel szkół powszechnych z Mołodeczna, następnie niejaki plutonowy podchorąży (nazwiska nie pamiętam), prawdopodobnie pracownik z redakcji polskiej gazety „Robotnik” oraz st. wachm. Szurpit – służył w 10. Pułku Ułanów w Białymstoku. Byli oni zatrudnieni w kancelarii administracji obozowej i tam też wywiesili na ścianie plakat z napisem: „Do Polski radzieckiej wracamy przez rewolucję”, z rysunkiem robotnika kroczącego z młotem w ręku.

Z obozu w Juchnowie bardzo często wywożono poszczególne osoby – nawet w nocy, w nieznanym dla nas kierunku.

31 maja 1941 r ., po dziesięciomiesięcznym pobycie w obozie Juchnowo, wywieziono nas do Murmańska, a stamtąd na okręcie „Klara Zetkin” na półwysep Kola. Zmuszono nas tam do pracy przy budowie lotniska i drogi. Pracowaliśmy po 12 godzin na dobę, bez przerwy, przy pożywieniu stu gram chleba i jednej zupy „jaglanki” dziennie, bez żadnej okrasy. Według mego mniemania nie chodziło tu bolszewikom o budowę lotniska i drogi, lecz [o] zgładzenie nas jako Polaków za pomocą głodu i chłodu. Na Półwyspie Kolskim pozostawaliśmy [bowiem] pod gołym niebem, przy częstych opadach deszczowych z gradem. Gdy ktoś meldował, że jest chory i nie może pójść do pracy, odpowiadano mu: „U nas kto nie rabotajet, tot nie kuszajet” i „Ty możesz zdychać”.

Na Półwyspie Kolskim bolszewicy taili przed nami przez pewien czas, że są w wojnie z Niemcami, jednak w krótkim czasie przyznali się, gdy my już sami widzieliśmy pękające szrapnele z ostrzeliwujących się okrętów na Morzu Białym.

18 lipca 1941 r. wycofano nas do Archangielska, a stamtąd przywieziono do obozu jeńców w Juży, obłasti iwanowskiej.

25 sierpnia 1941 r. ogłoszono nam, że nawiązano stosunki dyplomatyczne z rządem polskim i podpisana została umowa, na mocy której my – obywatele polscy – otrzymamy amnestię i będzie formowana armia polska na terenie ZSRR.

10 września 1941 r. zwolniono nas z obozu jeńców, ogłaszając, że jesteśmy wolnymi obywatelami Polski. Odjechaliśmy do Tatiszczewa, gdzie zostałem przydzielony do 5. Pułku Artylerii Lekkiej Wojska Polskiego.

Miejsce postoju, 25 lutego 1943 r.