ZBIGNIEW MICHALSKI

Zostałem aresztowany we Lwowie, w miesiąc po wkroczeniu wojsk sowieckich. Zabrano mnie z domu 24 października 1939 r. w nocy. Po przeprowadzeniu szczegółowej rewizji zamknięto mnie w byłym polskim więzieniu wojskowym na Zamarstynowie.

Tu przesłuchiwano mnie parę razy na dzień i w nocy. Na takich przesłuchaniach straciłem dwa zęby i parę dobrych koszul, które porwały się z powodu bicia. Życie w tym więzieniu nie kończyło się tylko na biciu. Były również karcery i to różne: z wodą po kolana albo o wymiarach takich, [że] nie można było ani stać, ani leżeć, tylko przez parę dni cały czas trzeba było siedzieć po turecku o 200 g chleba i pół litrze gorącej wody.

Po 18 miesiącach zacząłem podróż do łagru przez różne sowieckie więzienia. W więzieniach tych było sto razy gorzej niż w Polsce. W malutkich celach siedziało po 60–80 ludzi, tak że o spaniu mowy być nie mogło. Musiano w celi podzielić wszystkich na grupy i tak na zmiany można było odpocząć parę godzin. Po dwumiesięcznej wędrówce po więzieniach dotarłem wreszcie do łagru w Kazachstanie środkowym, w miejscowości Karabas. Tu po komisji lekarskiej i [przyznaniu] kategorii zdrowia, zebrano nas, 40 mężczyzn i 80 kobiet, i poprowadzono sto kilometrów piechotą, ze wszystkimi rzeczami przy sobie. W łagrze pracowałem przy różnych robotach: w kamieniołomach, w kopalni alabastru, węgla, na sianokosach – do czasu, kiedy dostałem drugi wyrok zaoczny za agitację przeciwko ZSSR. Po wyroku zamknięto mnie do izolatki, gdzie przesiedziałem dwa tygodnie, tzn. do czasu amnestii.

Po amnestii odwieziono nas do stacji kolejowej, dano nam po 130 rubli, trochę chleba i sera, i z tym wysłano nas do delegatury polskiej.