ALEKSANDER SZABŁOWSKI

Kpr. Aleksander Szabłowski, zaścianek Tatarszczyzna, pow. stołpecki, woj. nowogródzkie.

Dostałem się do niewoli w Nowogródku, siedziałem w areszcie w Koreliczach o spleśniałym chlebie i wodzie przez siedem dni. W małym pomieszczeniu siedziało nas 11 i nie było mowy o spaniu. Po przybyciu do Kozielska spotkała nas ta sama gościnność: woda z kapustą i 400 g niedopieczonego chleba na dobę. Strawę otrzymywaliśmy w różnych porach dnia i nocy. Na dodatek kipiatok, który było trudno dostać.

Warunki życiowe były okropne, spać nie było gdzie z powodu przepełnienia, w dodatku wszy nas gnębiły. Stąd dostałem się do Krzywego Rogu. Tu spotkały nas normy, rewizje i badania. Badania były przeprowadzane o różnej porze dnia i nocy; pytali, gdzie [ktoś był] urodzony, co robił, jaki miał majątek, czy należał do partii i do jakiej, czy służył w wojsku w 1920 r. Takie badania spotykały nas bardzo często z groźbą wywozu na Sybir. Następnie były przeprowadzane rewizje, przeważnie nocą – zabierali nam wszystko, cośmy posiadali, jak dokumenty, korespondencję, fotografie i rzeczy wartościowe, za co otrzymywaliśmy kwity. Dalej rozpoczęła się praca na normy: czy kto chciał, czy nie, czy miał zdrowie, czy nie – musiał iść do kopalni rudy i wyrabiać normy, których nikt z nas wyrobić nie mógł, za co też nie otrzymywał zapłaty, za którą musieliśmy się sami żywić. W stołowoj z góry było zapowiedziane, co nam wolno sprzedawać: 300 g chleba, herbata i owsiana zupa bez tłuszczu. Kto nie chciał iść do pracy, [po tego] przychodziły nieznane osoby, ściągały za nogi z pryczy i przymusowo pędziły do pracy. Praca była uciążliwa i niebezpieczna. Pracowaliśmy w wodzie, posyłali Polaków tam, gdzie najgorzej.

Przejazd na polskie tereny. Warunki przejazdu były okropne: ciasno i duszno w wagonach, żywność – dziennie 200 g chleba i sucha ryba. O wodzie i pomocy sanitarnej nie było mowy.

Tu znów spotkały nas normy, których nikt z nas nie mógł wykonać, za co nas sadzali do aresztu bez ubrania na noc, a w dzień znów wypędzali do pracy. Przy pracy dowiadywaliśmy się o terrorze przy wywożeniu polskiej ludności do Rosji; ludzi dorosłych i małe dzieci sadzali do zwykłych wagonów towarowych, których się nie ogrzewało w największe mrozy, stali na stacjach po kilka dni, póki nie sformowali transportu, tak że dzieci umierały z mrozu, a matki mogły tylko wyrzucić swoje zmarłe dzieci przez okna. Wywożeniu nie było końca. Sam byłem świadkiem, jak po kilka transportów przechodziło w kierunku Rosji 11 i 13 czerwca 1941 r. na stacji Krasne k. Lwowa.

Przemarsz do Staregobielska [Starobielska] był okropny, szliśmy o głodzie i bez wody; [gdy] jeńcy rzucali się za wodą, to żołnierze sowieccy bili kolbami i nie dawali wody. Ludzie ze zmęczenia padali na drodze, a żołnierze sowieccy ich dobijali. W czasie transportu zginęło ok. 68 osób, które zostały zabite przez żołnierzy sowieckich. W Starobielsku warunki obozowe nie zmieniły się, głód coraz bardziej zaglądał w oczy.

Ja, niżej podpisany, jestem synem Kresów Wschodnich i stwierdzam, że wszyscy synowie tej ziemi są Polakami. Ja jestem z krwi i kości Polakiem i na naszych ziemiach wschodnich mieszkają tylko Polacy.