ROMAN ROWIEŃSKI

Warszawa, 23 marca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Roman Stanisław Rowieński
Imiona rodziców Feliks i Kazimiera z d. Bryżowska
Data urodzenia lub wiek 4 kwietnia 1895 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie cztery klasy gimnazjum
Zawód kuśnierz, właściciel sklepu z futrami
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Różana 8

Wybuch powstania w 1944 roku zastał mnie w moim mieszkaniu przy sklepie, przy ul. Focha 4 w Warszawie. W tym samym domu mieszkał powieściopisarz Stanisław Miłaszewski z żoną Wandą.

W pierwszych dniach powstania na teren naszego domu przychodzili powstańcy z bazy na ulicy Koziej, robiąc wypady, ponieważ z domu naszego było przejście na Trębacką 2. Daty nie pamiętam, 3 czy 4 sierpnia przybył do naszego domu jakiś żołnierz niemiecki, zastukał do drzwi i wołał, by wyszedł doktor (żołnierza tego nie widziałem, słyszałem tylko głos). Wyszedł doktor Raszyński, zamieszkały w naszym domu, i wtedy żołnierz go postrzelił, raniąc ciężko w brzuch. Odnieśliśmy go do szpitala przy ul. Bonifraterskiej, gdzie – jak się później dowiedziałem – zmarł.

5 czy 6 sierpnia (daty dokładnie nie pamiętam) przybył do naszego domu oddział żołnierzy niemieckich, wydając rozkaz, by wszyscy mieszkańcy wyszli (raus). Widziałem, iż wychodziły kobiety. Ja i mężczyźni z naszego domu przejściami przez piwnicę uciekliśmy do domu przy ul. Koziej 5. Po odejściu Niemców, może po godzinie udałem się do piwnicy domu przy ulicy Focha 4. Wieczorem tego dnia zeszli do piwnic Stanisław i Wanda Miłaszewscy, którzy ukrywali się na trzecim piętrze i rano na wezwanie żołnierzy niemieckich nie wyszli.

Nazajutrz (daty nie pamiętam) przebywaliśmy w piwnicy z Miłaszewskimi i Eugeniuszem Zgardzińskim (zam. obecnie na Grochowie, róg Grochowskiej i Wiatracznej, adresu ściśle nie pamiętam) i jeszcze kilku osobami. Około południa usłyszeliśmy z podwórza głosy żołnierzy niemieckich: „Polaki wychodzić”, wymowa była twarda, odniosłem wrażenie, że wołali Niemcy. Jeden z żołnierzy wsunął karabin w drzwi do piwnicy. Na to wezwanie wyszli tylko Miłaszewscy. Po chwili posłyszałem strzały. Nocą wyszedłem na podwórze i zobaczyłem leżące zwłoki, w których rozpoznałem Stanisława i Wandę Miłaszewskich.

Na tym protokół zakończono i odczytano.