MICHAŁ JAKUBOWICZ

Ropienka, 24 marca 1995 r.
Michał Jakubowicz
[...]

Wielce Szanowny Panie Ambasadorze!

W związku z obchodzoną ostatnio 50 rocznicą wyzwolenia Oświęcimia, miejsca zagłady ogromnej liczby Izraelczyków [Żydów] chciałbym zwrócić uwagę, że miejsc kaźni tego narodu jest więcej, choć o nich się nie wspomina. Nie tylko Oświęcim i Majdanek.

Dla uczczenia i pamięci ofiar pomordowanych w naszej gminie opisuję ich zagładę.

Gmina Ropienka jest położona na skraju Bieszczad, na prawym brzegu rzeki San. Przed wojną zamieszkiwało ją ponad sto osób narodowości żydowskiej, żyjącej z pozostałymi mieszkańcami w zgodzie, a nawet przyjaźni.

Okupacja sowiecka zabrała „bogaczom” ich majątki i zabroniła handlu na własny rachunek. Mimo to dawało się jakoś żyć. Dochodziły wprawdzie słuchy o prześladowaniach pod okupacją niemiecką, szczególnie Żydów, ale nikt sobie nie mógł wyobrazić masowej zagłady niewinnych ludzi. Tak że po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej niewielu samotnych uszło z Rosjanami. Na miejscu pozostały wszystkie rodziny.

W marcu 1942 r. pewnej nocy przyjechał do Ropienki gestapowiec z Sanoka zwany krwawym Bäekerem i wystrzelał biednych Żydów w ich własnych mieszkaniach. Rodzinę krawca Grinszwelda, szewca Nechę, sklepikarza Szprechera, łącznie 17 osób. Spędzono chłopów, załadowano ciała na furmanki i pogrzebano na cmentarzu bydlęcym za cerkwią w Ropience. Na wioskę padł strach. W sierpniu [1942 r.] przyjechała do Ropienki samochodem ciężarowym ekipa organizacji Todt. Zainstalowała się w zaroślach za budynkiem świetlicy. Teren ogrodzono matami wysokimi na ponad 2,5 m, a ciekawskich przepędzano. W dwa dni później teren całej gminy został opanowany przez żandarmerię niemiecką i policję ukraińską. Do świetlicy spędzono wszystką ludność żydowską z całej gminy, trzymając ją pod strażą cały dzień, bez jedzenia i picia. Ok. 16.00 przyjechał Bäeker ze swoją ekipą zbrodniarzy i właśnie w tych zaroślach rozstrzelano 34 osoby. Udało się uciec przez okno tylko Szymonowi Habermanowi, piekarzowi, a w budce suflerskiej schowała się Rachela Wołoska. Uciekli z tego terenu, więc nie wiem, czy przeżyli. Uratował się dentysta Adolf Szterbach pracujący w ambulatorium kopalni ropy naftowej. Pracowałem z nim jako pomoc. Najbogatszą rodzinę Greli Fajczewicz natomiast wywieziono – tylko nie wiem gdzie, czy do Sanoka do syna, który miał tam kamienicę stojącą do dziś, czy do obozu zagłady w Załużu. W kwietniu 1944 r. ponownie pojawili się oprawcy z Todt, wykopali wszystkie szczątki pomordowanych Żydów zza cerkwi i koło świetlicy, zapakowali w pojemniki i zabrali, teren niwelując i maskując.

Na budynku świetlicy znajduje się pamiątkowa tablica, ufundowana przez społeczeństwo dla upamiętnienia tej zbrodni. Na miejscu mordu znajduje się teraz cmentarz komunalny, w miejscu, gdzie byli pochowani, jest pusty plac. Wprawdzie szczątków pomordowanych już tu nie ma, ale moim zdaniem w miejscu tym [należy] postawić obelisk czy głaz z odpowiednią tablicą upamiętniający tę tragedię. Na cześć poległym, jako przestrogę i na hańbę oprawcom.

Ponieważ byłem świadkiem tych wydarzeń, czułem się w obowiązku o tym Wielce Szanownego Pana Ambasadora powiadomić.

Kończąc, łączę wyrazy szacunku i poważania
Michał Jakubowicz