ANTONI KOCH

Warszawa, 20 lutego 1946 r. P.o. sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Antoni Koch
Data urodzenia 18 czerwca 1886 r.
Imiona rodziców Ludwik i Marianna z Włodarczyków
Zajęcie emeryt, uprzednio urzędnik w sądzie dla nieletnich
Wykształcenie cztery klasy gimnazjum
Miejsce zamieszkania Ursus, ul. Mickiewicza 2 m. 2
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie okupacji niemieckiej pracowałem w sądzie dla nieletnich w Warszawie, a mieszkałem także w Warszawie. Mój brat Konstanty Koch pracował w fabryce Ursus jako tokarz żelazny i mieszkał w Ursusie przy ul. Mickiewicza 2 m. 2, w domu, gdzie ja teraz zamieszkuję pod nr 8. Czy brat mój należał do organizacji podziemnej, tego nie wiem, ponieważ nie zwierzał mi się.

Zimą 1943 roku, daty dokładnie nie pamiętam, brat mój został aresztowany przez gestapo w czasie pracy w fabryce. Tego dnia aresztowany został również Szwagrzyk (imienia nie znam), który był właścicielem składu czapek w Ursusie, aresztowany był z mieszkania.

Obaj – brat mój i Szwagrzyk – byli zabrani z listy. Wiem o tym od żony brata, Teofili z domu Mickiewicz (zam. w Ursusie ulica Mickiewicza 2 m. 8).

Czy brat mój został aresztowany za sabotaż, czy też za udział w pracy konspiracyjnej, tego nie wiem. Przypuszczam, że pracował konspiracyjnie, ponieważ tak mi mówili znajomi brata, kto – w tej chwili nie pamiętam. Brat mój był aresztowany w nocy z soboty na niedzielę (daty nie pamiętam), w poniedziałek z gestapo w Pruszkowie był przewieziony do więzienia na Pawiaku. W tym czasie rozmawiałem wiele ze znajomymi brata, chcąc się zorientować, z jakiej przyczyny i dzięki komu został aresztowany. Starałem się także go uwolnić.

Współpracownicy brata w fabryce Ursus, a także lokatorzy domu, gdzie mieszkał, spośród których mogę wymienić Przybyłę, zdaje się Jana, byli zdania, iż został on aresztowany naskutek donosu konfidenta niemieckiego nazwiskiem Rzeźnik, który mieszkał w tym samym domu co brat, na drugim piętrze. Zdaje się, iż Przybył mi opowiadał, jakoby Rzeźnik, gdy gestapo przyjechało nocą, miał wskazać żandarmom drzwi, gdzie brat mieszkał. Gestapo nie zastało brata w mieszkaniu, pojechali więc do fabryki i stamtąd go zabrali.

W tym samym domu co brat mieszkał Szwagrzyk, a sklep z czapkami miał na innej ulicy. Wtedy nocą gestapowcy chcieli i Szwagrzyka zabrać, ale go nie zastali, zastali natomiast kogoś, kto się widocznie ukrywał przed Niemcami, ponieważ uciekał przed nimi, strzelając z rewolweru. Zdołał zbiec. Szwagrzyk został zabrany z warsztatu koło sklepu z czapkami, gdzie wtedy nocował.

Wracając do osoby Rzeźnika, zaznaczam, iż nie wiem, czy był on w volksdeutschem, ale zdaje się iż nie był. Natomiast miał opinię konfidenta niemieckiego. Po zajęciu Warszawy przez Wojsko Polskie zdaje się, iż nawet razem z armią niemiecką uciekł z Ursusa do rodziców żony w Końskich. Obecnie w mieszkaniu Rzeźnika w Ursusie mieszka ktoś inny, są tam jednakże różne jego rzeczy. Co pewien czas do mieszkania przyjeżdża żona Rzeźnika, przywożąc jaja i masło na handel. Zauważyłem, iż mija mnie zawsze chyłkiem, szybko i stara się nie być poznaną. Wszystkie te okoliczności mógłby bliżej wyjaśnić sąsiad brata Przybył, imienia nie znam, zam. w tym samym domu co i brat, na parterze. Brat mieszkał na pierwszym piętrze.

Zdaje się, iż obecnie Przybył pracuje w Resorcie Bezpieczeństwa na Pradze. Zobowiązuję się doręczyć mu wezwanie, które mi ob. Sędzia daje, na dzień 2 marca 1946 roku, godz. 10.30.

Szukając środka ratunku brata, razem z bratową udałem się do fabryki Ursus do bezpośredniego zwierzchnika mego brata, volksdeutscha Lafery, który posiada willę w gminie Skorosze. Jakie było jego stanowisko, dokładnie nie wiem, zdaje się, że wyższe niż majster. Na moje prośby o interwencję powiedział nam, że memu bratu włos z głowy nie spadnie, a o żadnej interwencji nie chciał nawet mówić. Po prostu nas zbył i nie zainteresował się wcale naszą sprawą.

Obecnie, jak słyszałem w prokuraturze specjalnej, Lafery– który jako volksdeutsch wraz z żoną i córką przebywa w więzieniu na ul. Rakowieckiej – stara się o rehabilitację i są podobno ludzie, którzy zbierają podpisy, że zachowywał się wobec Polaków poprawnie w czasie okupacji niemieckiej. Wobec tego musiałem zaprotestować, ponieważ w sprawie brata, którego był bezpośrednim zwierzchnikiem, Lafery zachował się, jak zeznałem powyżej.

Po miesiącu brata mego razem 19 innymi osobami przewieziono do Pruszkowa i tu rozstrzelano. Egzekucja odbyła się przy parkanie ogrodu przy parku Potulickich. Daty tej egzekucji w tej chwili nie pamiętam, ale po ustaleniu jej z bratową powiem o tym Przybyłowi, który przybędzie na zeznanie.

Po egzekucji były rozwieszone plakaty, na których między innymi podane było nazwisko brata i Szwagrzyka. Jak mi mówili naoczni świadkowie w Pruszkowie, których nazwisk nie znam, zwłoki pomordowanych po egzekucji zostały zabrane na samochód ciężarowy i wywiezione w kierunku Warszawy.

Zwłok brata zatem nie udało nam się odnaleźć. Bratowa dostała, nie wiem skąd, akt zgonu brata w języku niemieckim.

Wezwanie na 2 kwietnia 1946 roku dla bratowej doręczę.

Odczytano.