ZBYSŁAW RACZKIEWICZ

Łódź, 4 listopada 2003 r.

Zbysław Raczkiewicz
[...]

Archiwum Akt Nowych

Szanowny Panie Profesorze!

W odpowiedzi na pismo z 26 października 2003 r. informuję, że moi koledzy Adam Łukaszczuk oraz Wincenty i Franciszek Śliwińscy byli żołnierzami Armii Krajowej na terenie placówki AK w Pobołowicach pod dowództwem Feliksa Śliwińskiego (ps. Jaskółka). Mój kontakt z tymi kolegami był 21 lipca 1944 r. w momencie przeprowadzania Żydów z jednego lasu, gdzie znajdował się bunkier, do drugiego, w którym znajdowały się wojska radzieckie. W tym czasie trwała walka między Niemcami a wojskiem radzieckim, nad nami przelatywały pociski artyleryjskie.

Następnie uczestniczyliśmy – w ramach akcji „Burza” na początku sierpnia 1944 r. – w marszu kompanią AK pod dowództwem porucznika (ps. Robert) na koncentrację naszej 3 Dywizji AK w Surhowie (pow. krasnostawski). Na dziesięć kilometrów przed Surhowem zatrzymaliśmy się na odpoczynek. W tym czasie nasz zwiad doniósł, że oddziały AK, które już dotarły do Surhowa, są otoczone przez wojska radzieckie i rozbrajane.

Na rozkaz dowódcy wycofaliśmy się, a broń została ukryta w lesie, po czym zostaliśmy zwolnieni do domu. Adam Łukaszczyk został we wrześniu powołany do wojska. Odtąd nie jest mi znany jego los.

Koledzy Wincenty i Franciszek rozpoczęli naukę w gimnazjum w Chełmie, gdzie do 1946 r. widywaliśmy się, ponieważ ja również kontynuowałem naukę w gimnazjum. Wiadomo mi, że Wincenty po maturze w 1947 r. zaczął studiować na politechnice w Gliwicach i tam 31 grudnia 1947 r. tragicznie zatruł się gazem podczas kąpieli.

Franciszek Śliwiński po ukończeniu gimnazjum rozpoczął pracę w Chełmie. Mój kontakt z nim urwał się w 1946 r., bowiem musiałem uciekać przed UB i w lutym 1947 r. zamieszkałem w Łodzi, gdzie mieszkam do chwili obecnej.

Z relacji moich sióstr, które zamieszkują w Chełmie, wiem, że Franciszek Śliwiński zmarł już kilka lat temu.

Odnośnie do gajowego Władysława Charlińskiego, to z relacji mojego ojca w pamiętniku z 1969 r. wynika, że Charliński już nie żyje – [ojciec] dokładnej daty śmierci nie podaje. Czy ktoś z rodziny Charlińskiego żyje, tego nie wiem.

Nieżyjąca moja matka Albina Raczkiewicz, z domu Zarek, jak już wspominałem w swoim uzupełnieniu do oświadczenia z 2 września 2002 r., ofiarnie pomagała Żydom, piekąc większe ilości chleba i przekazując im. Przygotowywała różne warzywa, ziemniaki, które w nocy Żydzi odbierali.

Dziękuję za podziękowania, łączę serdeczne pozdrowienia.

Zbysław Raczkiewicz