LUDWIK LATAWIEC


Wachmistrz Ludwik Latawiec, rocznik 1897, przodownik Policji Państwowej, komendant posterunku w Żyrowicach, pow. słonimskiego, woj. nowogródzkiego, żonaty; ze 104 kompanii transportowej [nieczytelne].


23 września 1939 r. przekroczyłem granicę na Litwę, gdzie zostałem internowany w Wiłkomierzu. 12 lipca 1940 r., po zajęciu Litwy przez armię sowiecką, zostaliśmy wywiezieni do Kozielska (ok. 160 km na południe od Moskwy). Transport z Litwy do Kozielska odbywał się w warunkach bardzo ciężkich, traktowano nas jak bandytów. Po odebraniu nas na Litwie od władz litewskich, poddano nas rewizji osobistej, w czasie której poodbierano i pokradziono wiele rzeczy osobistych. Zabrano mi brzytwę, scyzoryk, skradziono latarkę elektryczną, rękawiczki wełniane i kilka innych drobnych rzeczy, których mi nigdy nie oddano. W drodze do Rosji po kilka razy sprawdzano w nocy stan wagonu, a na każdej stacji młotem opukiwano jego ściany i dach. W wagonach 40-osobowych było nas po 60. Drzwi zaryglowano, a żelazne klapy zamknięto na klucz, pozostawiając małą szparę, przez którą zaledwie dłoń można było przesunąć. W drodze żywiono nas raz dziennie. Z pragnienia i braku powietrza w wagonie ludzie mdleli.

Po przywiezieniu do Kozielska zamknięto nas w obozie (w byłym klasztorze prawosławnym), gdzie warunki wyżywienia i higieniczne były znośne dzięki temu, że ruiny klasztoru po kilku miesiącach własnymi siłami wyremontowaliśmy, więc stały się znośne. Stan obozu wynosił: 900 oficerów, 1,4 tys. podoficerów policji, żandarmerii, Straży Granicznej i Korpusu Ochrony Pogranicza. Policjantów było ok. 50 proc. Wszyscy internowani byli w wieku 25–60 lat, o dość wysokim poziomie umysłowym. Wzajemny stosunek był dobry. Pracowaliśmy przy naprawie budynków poklasztornych, od 25 lat nieremontowanych. Zakazano prowadzić pracę kulturalną, a nawet czytać polskie książki, które odebrano. Zdrowotność była dobra, zawdzięczaliśmy to naszym lekarzom, którzy pracowali w obozowym szpitalu. W czasie pobytu naszego w Kozielsku od 15 lipca 1940 do 15 maja 1941 r. zmarło sześć osób, dwie popełniły samobójstwo. Nazwisk nie pamiętam.

W czasie pobytu w Kozielsku stale prowadzono przesłuchania, w dzień i w nocy, w związku ze służbą wojskową i policyjną w Polsce. W czasie przesłuchania oficerowie NKWD odnosili się do badanych obelżywie i obrażająco, wyjątkowym chamstwem i złośliwością odznaczał się lejtnant Piotrow. Często wywożono z Kozielska tak oficerów, jak i policjantów, do więzienia w Moskwie. Z tego powodu niektórzy żyli w stałym podenerwowaniu. Prócz przesłuchań prowadzono wśród internowanych propagandę komunistyczną za pośrednictwem gazet i odczytów.

Przez pierwsze cztery miesiące był zakaz pisania listów. Następnie zezwolono pisać raz w miesiącu, lecz gdy nadchodziła odpowiedź, listów tych nie doręczano, a dręczono wiadomością, że list jest. Celem tego było zrobienie sobie wśród internowanych konfidentów.

15 maja 1941 r. wywieziony zostałem transportem (1,8 tys. ludzi) do Murmańska i zostaliśmy tam osadzeni w obozie więźniów sowieckich. Warunki wyżywienia były podobne jak w Kozielsku, ponieważ nadal uważano nas za internowanych.

4 czerwca 1941 r. zostałem aresztowany wraz ze st. wachmistrzem Wacławem Rytwińskim, wachmistrzem Antonim Drozdowiczem, Michałem Miernickim, Mieleniewskim, Fuksem i Brzozowskim i osadzeni zostaliśmy w więzieniu NKWD w Murmańsku. Warunki higieniczne były straszne. Cela wilgotna, w której był grzyb, w niewiarygodny sposób zapluskwiona: zgarniało się pluskwy dłonią. Szczury po celi chodziły w stadach po 30 sztuk. Wyżywienie: dwa razy dziennie wodnista zupa i 300 g chleba.

13 czerwca [1941 r.] przewiezieni zostaliśmy do więzienia NKWD pod nazwą Szpalerka w Leningradzie. Osadzeni zostaliśmy (siedmiu ludzi) w dwóch pojedynkach w suterenie tego więzienia. W celi ze mną siedzieli wachmistrz Miernicki, Mieleniewski i Fuks z Nowogródka. Nie wypuszczano nas zupełnie na 15-minutowe przechadzki (przewidziane regulaminem więziennym) i zakazano otwierania na 15 minut dziennie małego okienka pod sufitem. Po dwóch tygodniach zacząłem chorować na oczy i spuchły mi nogi z powodu głodu, ponieważ strawa składała się – jak w Murmańsku – z 300 g chleba i wodnistej zupy na obiad i wieczorem. Badań nie prowadzili.

18 lipca [1941 r.] wywieziono nas siedmiu do Tomska. Załadowano nas do wagonu – transportu sowieckich więźniów. W podróży, która trwała trzy tygodnie, żywiono nas codziennie bez zmiany: 250 g chleba, 20 g surowej ryby i ćwierć litra surowej wody. Traktowano nas tak samo jak jadących z nami sowieckich bandytów. W Leningradzie zatrzymali nam w więzieniu nasze rzeczy i kosztowności, ok. 1580 zł.

9 sierpnia [1941 r.], po przyjeździe do Tomska na Syberii, osadzono mnie wraz z wachmistrzem Rytwińskim, Drozdowiczem, Miernickim, Mieleniewskim, Fuksem i Brzozowskim w celi więzienia NKWD, która mogła pomieścić 40 ludzi, a siedziało tam już 100 ludzi. Razem z nami było 107 ludzi, 50 proc. Polaków, pozostali Rusini z Rumunii, Słowacji i kilku obywateli sowieckich. Cela znajdowała się nad łaźnią więzienną, a że łaźnia codziennie była ogrzana, w celi naszej temperatura była tak wysoka wskutek nagrzanej podłogi i przepełnienia w celi, że wszyscy porozbierani byliśmy do naga. Badań nie prowadzono, ponieważ wszyscy skazani byli na 8 do 15 lat więzienia za działalność antykomunistyczną (służba w wojsku lub urzędzie w Polsce). Niemal wszyscy chorowali na czerwonkę i obsypani byli wrzodami po całym ciele. Ja chorowałem na szkorbut i opuchliznę. Pomocy lekarskiej nie udzielano nam prawie żadnej.

Od Murmańska począwszy nie wolno nam było komunikować się listownie z rodziną lub krajem.

Po amnestii, która nastąpiła z końcem sierpnia 1941 r., prawie 50 proc. Polaków z tej celi zmarło. Kilku inżynierów z Warszawy, oficerów i policjantów z woj. lwowskiego i tarnopolskiego. Według ustnej informacji naczelnika więzienia w Tomsku byłem skazany na osiem lat więzienia przez tajny sąd sowiecki – osoboje sowieszczanije. Lecz wyroku mi nie odczytano, tak jak i innym Polakom siedzącym w tej celi.

28 sierpnia 1941 na skutek amnestii zostałem z więzienia zwolniony. 23 października [1941 r.] przybyłem do Buzułuku, skąd skierowano mnie transportem do Taszkentu, a tam do kołchozu przydział. 11 lutego 1942 r. powołany do 9 Dywizji Piechoty.