JANINA MISIEWICZ

Warszawa, dn. 3 kwietnia 1945 r.

Szpital WolskiWarszawa,
ul. Płocka 26

Do
Wydziału Zdrowia Sekcja Szpitalnictwa
w Warszawie
al. Szucha 8

W odpowiedzi na pismo z dn. 27 marca 1945 r. w sprawie zbrodni niemieckich w Warszawie na terenie Zakładów Ochrony Zdrowia podaję sprawozdanie z postępowania Niemców na terenie Szpitala Wolskiego w sierpniu 1944 r.

Od 1 sierpnia 1944 r. do Szpitala Wolskiego napływali ranni z ulicy, w tej liczbie było też dwóch żołnierzy niemieckich przyniesionych przez Niemców.

Z terenu szpitala powstańcy nie prowadzili żadnej akcji bojowej, nikt nie strzelał.

Dnia 5 sierpnia o godz. 13.30 do szpitala wpadł oddział wojska niemieckiego pod dowództwem SS-manów. Grożąc rewolwerami, ustawiając karabiny maszynowe na hallach, rozkazano wszystkim przebywającym w szpitalu zejść do dolnego hallu. Zeszli pracownicy i większość chorych i rannych, około 20 rannych było na noszach.

Wszystkich wyprowadzono na ulicę przed szpital. Było to: około 30 lekarzy, studentów medycyny i pielęgniarek, 33 siostry miłosierdzia, około 40 mężczyzn – pracowników fizycznych i około 100 kobiet pracowniczek fizycznych. Nadto około 200 chorych (przeważnie gruźlica płuc) i rannych. Cały ten tłum ludzi w białych płaszczach lub szlafrokach szpitalnych ustawiono czwórkami i przeprowadzono do wielkiej hali fabrycznej na Moczydle. W kilka godzin później z hali tej wywołano wszystkich mężczyzn, osobno wymieniono „lekarze ze Szpitala Wolskiego” i wszystkich tych mężczyzn wyprowadzono. Wszyscy zostali rozstrzelani w okolicy wiaduktu kolei obwodowej nad ul. Górczewską.

Relacje o losach tych mężczyzn (pracownicy szpitala, lekarze, chorzy) otrzymano później od dwóch pracowników, którzy byli w tej grupie i zdołali ujść z życiem. Obie relacje są zgodne co do joty w treści i stwierdzają, że wszyscy wyprowadzeni z hali mężczyźni zostali zamordowani.

Relacje te złożyli: a) student medycyny, który w chwili zmierzenia doń z karabinu ręcznego rzucił się do ucieczki i potrafił uciec, b) pracownik fizyczny, który w chwili strzelania doń padł na leżące przed nim zwłoki poprzednio zamordowanych, udając nieżywego; przeleżał on pod stertą ciał swych towarzyszy do nocy, był zraniony w pośladek przy dobijaniu innych, po czym w nocy wydostał się z terenu egzekucji i zbiegł.

Wszyscy mordowani byli w płaszczach białych (pracownicy szpitalni) lub szlafrokach szpitalnych (chorzy).

Kobiety zostały wyprowadzone poza Warszawę do fortu Wola i stamtąd wolno puszczone do osiedla Jelonki.

W kilka dni po morderstwie lekarki Szpitala Wolskiego przedostały się z Jelonek na miejsce kaźni opisane przez owego medyka i znalazły na miejscu przezeń wskazanym kupę zwęglonych kości ludzkich, jedną słuchawkę lekarską i jedną nadpaloną białą czapkę lekarską ze znakami oddziału chirurgicznego Szpitala Wolskiego.

Po ukończeniu działań wojennych na terenie Woli ustalono stałą komunikację części szpitala wyprowadzonej z Warszawy z tą częścią, która pozostała na Płockiej. W szpitalu pozostało 98 ciężko rannych, którzy nie mogli zejść z łóżek oraz przez dziwny zbieg okoliczności jeden lekarz i jedna siostra miłosierdzia. Od nich dowiedzieliśmy się, że jeszcze przed wyprowadzeniem załogi szpitala w gabinecie dyrektora zostali zamordowani: 1) dyrektor szpitala, 2) ordynator, który spełniał rolę tłumacza przy niemówiącym po niemiecku dyrektorze oraz 3) ksiądz kapelan w komży i stule, który w chwili wejścia Niemców do szpitala udzielał ostatniej posługi umierającym chorym w izbie przyjęć. Zwłoki ich znaleziono w gabinecie i stwierdzono, że zostali zamordowani strzałami w głowę.

Reasumując stwierdzam, że Niemcy popełnili zbrodnię zamordowania kapelana szpitalnego, 6 lekarzy, około 12 osób z personelu lekarskiego (medycy, felczer), około 35 – 40 pracowników fizycznych Szpitala Wolskiego. Wszyscy pomordowani byli bez broni, nie brali udziału w żadnej akcji wojskowej – byli zajęci jedynie i wyłącznie pełnieniem obowiązków swych w szpitalu przy obsługiwaniu chorych i rannych.

Dr med. Janina Misiewicz

dyrektor Szpitala Wolskiego