Warszawa, 21 sierpnia 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędziego Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko | Antoni Rybowski |
Imiona rodziców | Jan i Katarzyna z d. Kostońska |
Data urodzenia | 11 kwietnia 1904 r. w Lubieńcu, pow. Włocławek |
Wykształcenie | cztery klasy gimnazjum |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Brukowa 35 m. 6 |
Zawód | właściciel wytwórni rowerów |
Powstanie warszawskie zastało mnie w warsztacie mechaniczno-ślusarskim przy ul. Wolskiej 85 w Warszawie. Ukryty w piwnicy przebywałem z pracownikami, ich rodzinami i ludnością cywilną, która się ukrywała w liczbie około 30 osób, w większości mężczyzn. 3 sierpnia 1944 roku na podwórze naszego domu wkroczyło kilku żołnierzy niemieckich z Wehrmachtu i dwóch Ukraińców (posiadających na kołnierzu malinowe wyłogi), wypędzili nas na podwórko i ustawili pod ścianą. Na prośby kobiet i dzieci, krzyczących, iż jesteśmy ludnością cywilną, a nie powstańcami, Niemcy odeszli, pozostawiając nas. 4 sierpnia około 16.00 wkroczyło na podwórze blisko 15 żandarmów i SS-manów. Słyszałem, jak rozmawiali na podwórzu z lokatorem znającym język niemiecki, iż przyjechali z Kutna.
Po chwili do piwnicy, w której przebywaliśmy, Niemcy rzucili kilka granatów. Ja – ukryty w beczce przeciwpożarowej – ocalałem. Słyszałem, jak Niemcy zeszli do piwnicy i dobijali rannych pojedynczymi strzałami, po czym wyszli i rzucili do piwnicy bomby zapalające. Równocześnie posłyszałem strzały na podwórzu.
Wszystko trwało około półtorej godziny, po czym uciszyło się. Nocą, gdy dym mi zaczął zbytnio dokuczać, wyszedłem na podwórze. Zobaczyłem tam leżące zwłoki mego brata Jana Rybowskiego, jego syna Henryka, bratanka Kazimierza Rybowskiego, Kazimierza Chróścickiego – tokarza i kilku innych. Później dowiedziałem się, iż z egzekucji w piwnicy wyszły z życiem dwie czy trzy ranne kobiety, między innymi Maria Rybowska (zam. obecnie we wsi Janikowo, gm. Piaski, pow. warszawski). Zginęło ponad 20 osób. Po wyjściu z piwnicy, chcąc przedostać się do Śródmieścia, doszedłem do ul. Płockiej i natknąłem się na grupę żandarmów. Ukryty w dole widziałem, jak żandarmi zastrzelili kobietę i mężczyznę w mundurze kolejarza, których następnie ograbili. Około godziny 4.00 rano 5 sierpnia dostałem się do Szpitala św. Stanisława przy ul. Wolskiej róg Młynarskiej. 6 sierpnia, przebywając w szpitalu, słyszałem krzyki i salwy z terenu fabryki Franaszka sąsiadującej ze szpitalem. Dowiedziałem się od żołnierzy stacjonujących w szpitalu, iż do fabryki tej wkroczyli żandarmi i SS-mani pod dowództwem pułkownika SS, który stacjonował w Szpitalu św. Stanisława, wymordowali ludność, a budynki podpalili. 5 sierpnia żandarmeria i SS wkroczyły do Szpitala św. Stanisława. Personel, chorych i obecną ludność cywilną zgromadzono obok bramy i ustawiono naprzeciwko karabinów maszynowych. Kilka osób zostało rozstrzelanych. Wobec rozmów, jakie odbył jeden z lekarzy, który wytłumaczył Niemcom, iż jest to szpital zakaźny, nasza egzekucja się nie odbyła. Niemcy zakwaterowali się w szpitalu. Znalazłem się razem z ludnością cywilną w piwnicach szpitala. Pijani żandarmi przychodzili tutaj, wymyślając nam od bandytów. 9 czy 10 sierpnia, daty dokładnie nie pamiętam, Niemcy przyprowadzili kilku młodych chłopców i powiesili ich koło kuchni, mówiąc, iż są to powstańcy, bandyci.
W czasie ewakuacji, około 9 sierpnia, pozostałem ukryty w kanałach. 12 sierpnia SS-mani wyprowadzili mnie i kilku mężczyzn z piwnicy na ul. Wolską róg Działdowskiej, gdzie zgromadzili kilkutysięczny tłum i tu kazali nam udawać akcję powstańców, filmując branie do niewoli i znęcając się przez bicie, terror i strzały. Wielu ludzi zostało wtedy rannych, kilku zastrzelono. Następnie wpędzili nas, bijąc i popychając, do kościoła św. Wojciecha. Po paru dniach, a więc około 14 sierpnia 1944 roku (daty dokładnie nie pamiętam), część naszej grupy w liczbie ok. tysiąca osób zabrano na transport do Pruszkowa, gdzie i ja się znalazłem. Część, około 300 mężczyzn, zabrano do parku Sowińskiego. Słyszałem, iż grupa ta została rozstrzelana.
Na tym protokół zakończono i odczytano.