JAN JUSZCZYK

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Kanonier Jan Juszczyk, 18 lat, rolnik.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Wywieziony zostałem 10 lutego 1940 r. w nocy do stacji Proszowa, pow. Tarnopol, z kolonii Marianówka, z całą rodziną, jako przeciwnicy ZSRR. Wieziony byłem pociągiem w zamkniętych wagonach i prawie że o głodzie, bo z domu nie pozwolili nic zabrać, a jeść dali dopiero po siedmiu dniach jazdy.

1 marca 1940 r. przyjechałem do Krasnojarska. Tam zostali[śmy] wyładowani z wagonów i przepędzeni do baraków, gdzie były już tysiące ludzi i połowa chorych. Bardzo dużo ludzi pomarło z głodu i przemarznięcia. 5 marca 1940 r. wyjechałem z rodziną na sankach 400 km na północ po dużej rzece Jenisej. Podróż była straszna – zimno i głód dokuczały nadzwyczajnie. Na cały dzień dali pół ryby słonej i suchej, tak że nie można było w ogóle jej jeść i 200 g chleba. 1 kwietnia przyjechałem do Jenisejska i na trzeci dzień wypędzili do roboty w tartaku.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

Jenisiejski liesopilny zawod.

4. Opis obozu, więzienia:

Wokoło lasy i rzeka. Lato jest tylko półtora do dwóch miesięcy i to straszne: muszki i komary nie pozwalały nawet wyjść na pole. Musowo było smarować się dziegciem, którego używali do wozów. Zimą mrozy do 50, a nawet 60 stopni mrozu, mimo to wypędzali na robotę, nie zważając na ubranie. Jedzenie bardzo liche: 40 dag chleba i pół litra zupy owsianej, latem tośmy jedli różnych rodzajów trawy i zioła, bo głód dokuczał strasznie. Za pracę za miesiąc dawali 150 do 200 rubli, ale nic nie można było kupić.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Pracowało nas tam 1,3 tys., to 80 proc. Polaków, a reszta Ukraińcy.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Życie w obozie było smutne. Zabraniali modlić się, śpiewać i wysyłali do więzienia za spóźnienie się na robotę lub za sprzeciwianie się NKWD. Normy były wysokie: 12 godzin pracy, dziewięć metrów sześciennych desek odwieźć do tartaku – nie można było tego wypełnić. Gdy kto zachorował, a miał 41 stopni gorączki, to dopiero zwolnili z roboty.

Po długich naradach 23 października 1941 r. po nocy uciekli[śmy] do portu; godz. 2.00 w nocy przyjechał statek, na któryśmy przemocą wsiedli. NKWD chciało nas wyrzucić, ale już było za późno. W pół godziny później statek odpłynął. Rzeką jechaliśmy dziesięć dni i jeść nic nie dawali. Po tak strasznej męce 4 listopada wreszcie przyjechali[śmy] do Krasnojarska, gdzie się trochę pożywili[śmy].

I znowu smutna nowina: biletów nie sprzedają i na stację nie wpuszczają. Ale znowu w nocy [przeszliśmy] przez parkan i na pociąg towarowy. 8 listopada 1941 odjechali[śmy] do Nowosybirska i znowu drogą wypędzają z wagonów i nie pozwalają jechać. Odczepili wagony, w których my jechaliśmy, i postawili na pustyni, gdzie nawet wody nie można było dostać.

21 grudnia przyjechali[śmy] do Nowosybirska, gdzie była już polska placówka. Tam nas zaopatrzyli w jedzenie i posłali do Taszkentu, z Taszkentu do Frunzy [Frunze] do Kirgistanu, z Frunzy [Frunze] odesłali na kołchozy, gdzie było jeszcze gorzej. Jedzeniaśmy mieli 30 dag całek pszenicy lub jęczmienia, z czego wywiązała się choroba: tyfus brzuszny. Umarła moja matka, dwóch braci i wielu innych.

2 lipca 1942 r. wyjechałem do G’uzor, pozostawiając młodszego brata. W G’uzor zostałem przyjęty do wojska, co było dla mnie najmilsze.