STEFAN KUBIAK

Warszawa, 15 grudnia 1947 r. p.o. Sędzia Okręgowy Śledczy Sądu Okręgowego w Warszawie Halina Wereńko, działając na mocy dekretu z dnia 10 XI 1945 r. o Głównej i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce (Dz.U. RP nr 51, poz. 293) przesłuchała niżej wymienioną osobę w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stefan Kubiak
Imiona rodziców Tomasz i Julianna z d. Błażejak
Data urodzenia 1 stycznie 1900 r., Podzamcze, gm. Maciejowice, powiat Garwolin
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Elektoralna 2
Wykształcenie siedem klas szkoły powszechnej
Zawód woźny w Ministerstwie Aprowizacji
Przynależność państwowa i narodowość polska

W czasie powstania warszawskiego mieszkałem przy ul. Elektoralnej 2. Po raz pierwszy do naszego domu przybyli żołnierze niemieccy 6 sierpnia, wybierając grupę 300 mężczyzn do rozbierania barykad. Prawie wszyscy z tej grupy zginęli na skutek ostrzału. Przeżył Dymitrowski Mieczysław (zam. Elektoralna 2).

6 sierpnia razem z rodziną przeszedłem na teren Ministerstwa Skarbu na pl. Bankowym. 13 sierpnia rano wpadli tam żołnierze niemieccy z literami SD na ramieniu mundurów i „Ukraińcy”. Padł rozkaz, by wszyscy mieszkańcy opuścili budynki. Wyszło około 200 osób, mężczyzn i kobiety rozdzielono, poczym mężczyzn ustawiono w pięćdziesiątkach i pod groźbą śmierci kazano oddać kosztowności.

Pierwszą grupę 50 mężczyzn i grupę kobiet skierowano w ulicę Wolską, a drugą grupę mężczyzn, w której się znajdowałem, przejęła żandarmeria (którą poznałem po jaśniejszym kolorze mundurów i wysokich butach).

Grupę zaprowadzono w pobliże kościoła Karola Boromeusza, gdzie koło basenu na skwerku, między kościołem a ulicą Elektoralną uprzątaliśmy gruzy. Przy placu Bankowym widziałem płonące domy, sądząc ze stanu ognia, świeżo podpalone. Przy kościele niektóre domy dopalały się. Po kilku godzinach nadeszła od strony placu Żelaznej Bramy grupa polskich robotników z Verbrennungskommando pod eskortą SD, w grupie tej rozpoznałem znajomego, Wacława Dziewulskiego (zam. ul. Leszno róg Orlej).

Żandarmeria przekazała naszą grupę SD-manom, eskortującym grupę Verbrennungskommando. Kazano nam razem iść ulicami Chłodną i Wolską do Szpitala Żydowskiego przy Wolskiej, między ulicami Karolkową i Młynarską. Domy tu były puste, wprowadzono naszą grupę na drugie podwórko, a grupę Verbrennungskommando na trzecie. Język niemiecki znam bardzo słabo, lecz w naszej grupie zaczęto szeptać, iż SD-mani rozmawiają o rozstrzelaniu nas. Wobec tego na podwórzu szpitala zbliżyłem się do Dziewulskiego, prosząc o ratunek. Na jego interwencję dowodzący eskadrą SD leutnant odwołał mnie do grupy Verbrennungskommando.

Nazwiska leutnanta nie znam. Był to człowiek średniego wzrostu, ciemny blondyn o pociągłej, zaczerwienionej twarzy i mętnym spojrzeniu. Po pewnym czasie usłyszałem strzały dochodzące z drugiego podwórka. Gdy strzały umilkły, kazano Verbrennungskommando spalić zwłoki rozstrzelanych. Wtedy rozpoznałem ciało lokatora domu przy Elektoralnej 2, Wiessa i jego syna. Sądząc ze śladów postrzałów, rozstrzeliwane były w pozycji siedzącej.

Słyszałem od robotników z mojej grupy, że jednemu mężczyźnie, który był w grupie rozstrzeliwanych, lecz przeżył, umożliwili ukrycie się w piwnicy.

Nazwiska mężczyzny, który przeżył egzekucję nie znam.

Na środku podwórka ułożyliśmy belki, na to rzuciliśmy zwłoki i rzeczy rozstrzelanych, oblaliśmy jakimś płynem (sądząc po zapachu, benzyną) przywiezionym przez Verbrennungskommando i stos spaliliśmy. Następnie naszą grupę Verbrennungskommando, około 50 osób, zaprowadzono na ulicę Sokołowską do czerwonego budynku i umieszczono na najwyższym piętrze. Naprzeciw naszego budynku stacjonowało gestapo.

Nazwisk gestapowców ani SD-manów kierujących Verbrennungskommando nie znam.

Nazajutrz wzięto naszą grupę do rozbierania barykad i odtąd używano nas na przemian do palenia zwłok i rozbierania barykad.

Między innymi razem z naszą grupą za remizą tramwajową, koło szkoły paliłem zwłoki ponad stu osób – mężczyzn, kobiet i dzieci.

Na terenie warsztatów Miejskich Zakładów Komunikacyjnych około 30 – 40 ciał, przeważnie mężczyzn.

Na terenie szkoły im. Roeslerów przy Chłodnej 33czterylub pięć razy paliliśmy ciała. Za każdym razem świeże zwłoki, po 15 do 20.

Przebywając na ulicy Sokołowskiej widziałem, że grupki mężczyzn po badaniu w gestapo były ładowane do krytej ciężarówki i wywożone w kierunku Chłodnej. Zawsze potem, jak widziałem samochód, kazano nam palić zwłoki w szkole na Chłodnej. Było to w przeciągu drugiej połowy sierpnia.

Grupa nasza zbierała do palenia zwłoki rozrzucone na ulicy, podwórkach, ogrodach i domach przy Chłodnej, Żytniej i innych. Na tym terenie widziałem wisielców, osoby zastrzelone w łóżkach.

Poza rejonem Woli nasza grupa paliła zwłoki także na Starym Mieście i na terenach przyległych. Z miejsc, w których paliliśmy, przypominam sobie następujące: podwórze opery – plac Teatralny; spaliliśmy tam na jednym stosie ponad sto zwłok, przeważnie mężczyzn; kobiet było mało. Trupy te zbieraliśmy z terenu opery, a także z przyległych ulic, np. z Trębackiej. Sam znosiłem zwłoki z podwórza opery; w gmachu nie byłem.

Było to po 20 sierpnia, daty dokładnie nie pamiętam.

W Ogrodzie Saskim, na zapleczu pałacu Zamoyskich, spaliliśmy dziesięć ciał, w tym trzy kobiet. Odniosłem wrażenie, że były to osoby cywilne wyrwane z pochodu ewakuacyjnego, gdyż koło nich leżały różne tobołki.

Dokładnej daty tego palenia nie potrafię podać. Przypuszczalnie było to około 20 sierpnia. W tym samym czasie, to jest około 20 sierpnia, spaliliśmy w podwórzu domu przy Przechodniej 5 - 10 trupów, przeważnie mężczyzn, znajdujących się już w stanie rozkładu. Przyczyny śmierci nie można było ustalić z powodu rozkładu zwłok, jednak charakterystyczne zgrupowanie ciał w jednym miejscu pozwalało przypuszczać, iż odbyła się tu egzekucja.

Również około 20 sierpnia usunęliśmy około ośmiu zwłok mężczyzn z korytarza Galerii Luksemburga. Ciała zostały wrzucone do piwnic domów w Galerii Luksemburga i przysypane ziemią.

Jeszcze w czasie trwania walk na Starym Mieście, prawdopodobnie w połowie sierpnia, daty dokładnie nie pamiętam, spaliliśmy około 12 zwłok mężczyzn w jednym ze sklepów przy Krakowskim Przedmieściu, na odcinku między Trębacką a Miodową. Sądząc ze zgrupowania zwłok noszących ślady postrzałów, odbyła się tu egzekucja.

Na terenie właściwego Starego Miasta oddział Verbrennungskommando rozpoczął swoją akcję w kilka dni po upadku powstania w tej dzielnicy, około 5 września. Pierwsze palenie miało miejsce na terenie zburzonej katedry św. Jana, w wejściu bocznym od strony ulicy Świętojańskiej. Spaliliśmy tam około dziesięciu zwłok mężczyzn i kobiet. Ciała były w stanie rozkładu, nie można było ustalić, czy mają ślady postrzałów.

W pierwszej dekadzie września, daty dokładnie nie pamiętam, paliliśmy trupy w następujących miejscach na terenie Starego Miasta:

w pobliżu ulicy Świętojańskiej około dziesięć ciał w stanie rozkładu;

na terenie posesji Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności przy Freta 10. Eskorta zaprowadziła nas na teren posesji od strony ulicy Starej. Pod murem Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, jeszcze na ulicy Starej, leżało ośmioro młodych ludzi (sześciu mężczyzn i dwie kobiety), wszyscy ciężko ranni. Eskortujący nas SD-mani odsunęli nas i dokonali na rannych egzekucji. Wiem, iż ci błagali o życie. Zaraz po egzekucji przenieśliśmy zwłoki na dziedziniec Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności koło figury Matki Boskiej i tam je spaliliśmy.

Na terenie byłego Ministerstwa Sprawiedliwości przy Długiej 7 spaliliśmy dużą liczbę zwłok zniesionych na podwórze. Ciała były nadpalone, zbieraliśmy je z całego terenu posesji.

Więcej akcji palenia zwłok na Starym Mieście nie przypominam sobie. We wszystkich tych akcjach brał udział, razem z innymi członkami Verbrennungskommando, wspomniany wyżej Wacław Dziewulski, zam. Warszawa, ul. Leszno 13.

Nazwisk SD-manów z Verbrennungskommando nie znam, przypominam sobie tylko, że jeden z nich mówił, iż pochodzi z okolic Piotrkowa, gdzie miał mieć rzekomo jakąś posiadłość ziemską.

Na tym protokół zakończono.