Kpr. Leon Michalak, rocznik 1915, fryzjer perukarz, czeladnik.
Byłem wzięty do niewoli niemieckiej 27 września 1939 r. wraz z oddziałem, do którego [należałem]. W czasie konwojowania nas skorzystałem z ciemnej nocy i uciekłem w lasy koło wsi Sielce (Rawa Ruska). Z braku żywności udałem się do Zamościa wraz z kilkoma kolegami spotkanymi w drodze. Tam dopiero po raz pierwszy zobaczyłem wojska sowieckie.
29 września 1939 r. władze sowieckie ogłosiły, że żołnierze byłej Polski mogą korzystać z przepustek na podwody konne, celem udania się do swych rejonów zamieszkania. Między innymi i ja uzyskałem taką przepustkę, wystawioną na mnie plus dziewięciu towarzyszy do Warszawy-Pragi. Zebrałem grupę reflektantów na Pragę i udaliśmy się celem odszukania przyznanej podwody. Niestety, napotkany patrol sowiecki zaprowadził nas na stację kolejową i tego samego dnia wyjechaliśmy do Szepietówki (Rosja.) Była tam koncentracja, ok. 50 tys. żołnierzy. Stąd 5 października 1943 r. [1939 r.] odmaszerowałem z powrotem na tereny Polski, do Ostroga. Droga była ciężka, bo byliśmy wyczerpani fizycznie i w dodatku głodni. Obiecano nam, że na terenach Polski otrzymamy dokumenty i puszczą nas na wolność. Dużo nas chorowało na krwawą dyzenterię, pojawiły się wszy. Opieki lekarskiej wówczas nie mieliśmy, jednak wypadków śmiertelnych było mało.
Z Ostroga wyjechaliśmy do Buska, inni zaś do Oleska i pobliskich rejonów, gdzie byliśmy zatrudnieni przy budowie dróg. Warunki higieniczne były zastraszające. Wody do mycia brakowało, a bielizny wcale nie praliśmy przez pięć miesięcy. Mieszkaliśmy w oborze w ohydnych brudach, w trzech [?] wypadkach pojawił się tyfus plamisty, jednak wypadku śmiertelnego nie było. Praca była ciężka, wyżywienie: od 400 do 800 g chleba, dwa razy dziennie pół litra zupy, bez wynagrodzenia, względnie bardzo małe dla dobrze pracujących.
Z kolei byłem w obozach: Wierzblany k. Buska, Ostra Góra (k. Medyki), Mościska, Kamionka Las i lotnisko k. Tarnopola. Pracowałem przy budowie dróg, mostów, w kamieniołomach i ostatnio przy budowie lotniska. Warunki bytowania były równe, z tym że w jednym obozie było trochę więcej wody, w drugim mniej chleba i na odwrót. Liczba jeńców w poszczególnych obozach [wynosiła] od 200 do tysiąca osób. Większość jeńców pochodziła z zaboru niemieckiego. W wolnych chwilach urządzaliśmy widowiska, koncerty itp., za co mieliśmy dużo nieprzyjemności ze strony NKWD. Niezależnie od tych rozrywek codziennie przez godzinę zbierał nas przymusowo tzw. politruk na mityng, z którego wychodził zarumieniony ze złości, a tych, którzy dyskutowali, przenoszono do innych obozów. Propagandą komunistyczną nie przekonali nas (z wyjątkiem jednostek, które po umowie polsko-rosyjskiej poszły do armii sowieckiej). Obiecano nam, że Polska będzie, tylko nie taka, jak była, a lepsza – komunistyczna.
Z rodziną korespondowałem, jednak całej poczty nie otrzymywałem, bo list był nagrodą za dobrą pracę.
Na terenie Polski byłem do wojny sowiecko-niemieckiej w obozie na lotnisku k. Tarnopola, skąd pieszo maszerowaliśmy na tereny Rosji. Podróż była ciężka. Maszerowaliśmy przez 21 dni po 30 km dziennie, prawie bez wyżywienia i rzadko kiedy dano nam nabrać wody. Słabych bito kolbami, umierających i rannych z nalotów zostawiano pod opieką NKWD. W wyniku stwierdzenia stanu obecnych w obozie Starobielsk odkryto braki w ludziach, ok. dziesięć procent.
Po umowie polsko-sowieckiej ogłoszono nam amnestię. 1 sierpnia 1941 r. byliśmy jeszcze za drutami i tam przyjechał ppłk. Wiśniowski organizować oddziały. Ze Starobielska wyjechaliśmy do Tockoje 4 września 1942 [1941]. Otrzymałem przydział do 6 Dywizji Piechoty 6 Pułku Artylerii Lekkiej.
Miejsce postoju, 8 marca 1943 r.