STEFAN CZUGAJEWSKI

Warszawa, 8 listopada 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, p.o. sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stefan Ryszard Czugajewski, pseudonim „Orzeł”
Imiona rodziców Jan i Katarzyna z d. Kowalczyk
Data urodzenia 6 stycznia 1928 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Czerniakowska 176 m. 9
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie student II kursu Politechniki Warszawskiej

W czasie powstania warszawskiego brałem udział w akcji w zgrupowaniu kpt. „Kryski” w stopniu kaprala podchorążego, na Powiślu.

Na dzień przed likwidacją powstania na Powiślu, 24 października 1944 roku, razem z kolegami, moim bratem Janem Czugajewskim zamieszkałym obecnie w Warszawie, Józefem Makowskim i jego bratem Tadeuszem Makowskim zamieszkałym obecnie w Gdańsku, „Antonem” i „Leszkiem”, których nazwisk nie znam, przedostałem się na tyły wojsk niemieckich bliżej Wisły. Wyszliśmy z domu przy ulicy Idzikowskiego 4 do kanału na rogu ulicy Solec i Zagórnej, chcąc kanałem idącym do burzowca przejść na Mokotów. Jednakże pomyliliśmy kanały, doszliśmy po dwóch dniach do ulicy Mącznej.

Po dwóch, trzech dniach ukrywania się w różnych piwnicach znaleźliśmy się w piwnicy domu przy ulicy Czerniakowskiej 164 (róg Mącznej). Daty dokładnie nie pamiętam, któregoś dnia rano zająłem punkt obserwacyjny przy okienku piwnicy wychodzącym na Czerniakowską. Na rogu Czerniakowskiej i Fabrycznej zobaczyłem stojącego gestapowca (z trupią główką na czapce) z psem. Po chwili rozsypani w tyralierę SS-mani zaczęli rzucać granaty do piwnic przy ulicy Czerniakowskiej. Jeden z granatów wpadł do piwnicy, gdzie przebywaliśmy, szczęśliwie nie powodując strat w naszym gronie. W tym czasie w piwnicach na tym odcinku mogli przebywać tylko ukrywający się, ludność została wysiedlona 16 lub 18 września.

Około 20 minut po rzuceniu granatu przez wyżej wymienionych przez okienko zobaczyłem wychodzącą z ulicy Zagórnej grupę około stu mężczyzn pod eskortą uzbrojonych SS-manów. Grupa minęła okienko w odległości około 30 metrów. Zobaczyłem w niej dziesięciu czy dwunastu żołnierzy z armii Berlinga, kilkunastu żołnierzy z oznaką AL i nieco mniejszą grupę z oznakami AK, resztę stanowili mężczyźni ubrani po cywilnemu, bez tłumoczków. Na ogół byli to ludzie młodzi lub w średnim wieku, jeden z nich był siwy, lat około 60. Przy placu położonym po stronie numerów parzystych, naprzeciwko [numeru] 185 przy Czerniakowskiej (druga brama od ulicy Przemysłowej), grupę zatrzymano, po czym usłyszałem salwy i zobaczyłem, iż mężczyźni padają. Strzały padały od strony placu, sądząc z kierunku upadku rozstrzeliwanych. Strzelających sam nie widziałem. Słuchając, odniosłem wrażenie, iż strzały pochodziły z karabinów ręcznych. Rozstrzeliwano małymi grupami doprowadzonymi bliżej placu.

Obserwowałem egzekucję około pół godziny, potem odszedłem od okienka, strzały słyszałem w ciągu godziny. Koledzy przebywający ze mną w piwnicy nie widzieli egzekucji. Chcąc uniknąć załamania psychicznego, nic im o egzekucji nie mówiłem. Później widzieliśmy zwłoki rozstrzelanych w tej egzekucji. Po upływie półtorej godziny podszedłem ponownie do okienka i zobaczyłem, iż grupa mężczyzn, którą Niemcy przywieźli z alei Szucha do roboty na Powiśle (znałem tę grupę z widzenia), przenosi zwłoki do bramy domu numer 185 przy ulicy Czerniakowskiej.

Po kilku dniach Niemcy wykryli naszą kryjówkę, nastąpiła wymiana strzałów, po czym uciekliśmy w inne miejsce.

W toku ucieczki kilka razy mijaliśmy zwłoki złożone w bramie domu nr 185, rozpoznałem wtedy po mundurach prowadzonych na egzekucję żołnierzy z armii Berlinga i z opaskami AK i AL. Zwłoki zaczęły się już rozkładać, co się później z nimi stało, nie wiem.

Ofiar było około stu. Nazwisk rozstrzelanych nie znam.

Skąd przyprowadzono grupę na rozstrzelanie, nie wiem.

Z jakiego oddziału SS-mani wykonali egzekucję, nie wiem.

18 czy 19 października 1944 roku (daty dokładnie nie pamiętam) Niemcy ujęli naszą grupę. W czasie ucieczki „Leszek” i „Anton” zostali zastrzeleni. Ja i pozostali koledzy po wielu badaniach w gestapo zdołaliśmy uciec.

Na tym protokół zakończono i odczytano.