BARBARA HALBER

Warszawa, 28 sierpnia 1989 r.

Droga Redakcjo!

Piszę w związku z listą strat drukowaną przez Wasze pismo. Po koniec 1939 r. i na początku 1940 r. przebywał w obozie w Kozielsku (korespondencja) stryj mój, inżynier leśnik Józef Myssak, syn Franciszka, ur. 28 stycznia 1911 r. w Rakoniewicach, woj. poznańskie.

W „Liście strat” w nr. 18 „Zorzy”, poz. 2931, nr 538, figuruje nazwisko Mirsak (Mirczak), z imieniem i datą urodzenia mojego stryja. Chciałabym się dowiedzieć, czy możliwe jest sprostowanie nazwiska, ewentualnie czy Polska jest w posiadaniu rzeczy, które zostały znalezione przy zwłokach pomordowanych w Katyniu.

Z osób, które były dorosłe w 1939 r. i do rozpoczęcia wojny utrzymywały kontakt z moim stryjem Józefem, żyją: Maria Sobkowiak (siostra), ks. prałat Władysław Pawelczak (kolega szkolny) oraz inż. Marian Lipowicz (siostrzeniec, który osobiście adresował paczki wysyłane do Kozielska).

Za odpowiedź z góry bardzo dziękuję.

Serdecznie pozdrawiam

JÓZEF MYSSAK

Cumań, 25 sierpnia 1939 r.

J. Myssak
Ołyka
Zarząd Lasów Ordynacji Ołyckiej
w Cumaniu
pow. Łuck, woj. wołyńskie
J.W.P Jan Sobkowiak
ul. Grunwaldzka 1
Poznań 7, Junikowo
Moi Kochani!

Przepraszam, że nie odzywałem się tak długo, ale stał temu na przeszkodzie brak czasu. Od rana do wieczora przebywam w lesie. Mało więc chwil pozostaje mi do załatwiania korespondencji. Pracuję w lesie, gdzie do dziś jeszcze widnieją ślady z czasów wojny: okopy, szczątki zasieków z drutów kolczastych, wspólne mogiły są bardzo liczne. W tych tutaj okolicach armia rosyjska pod dowództwem Brusiłowa przerwała front, skutkiem czego Austriacy cofnąć się musieli aż po Karpaty.

Cóż u was nowego? Czy deszcze tak często padają jak tutaj, na Wołyniu? W tych stronach więcej nieraz dni dżdżystych niż pogodnych. Lato już mija, wyraźnie tchnie jesienią. Oby tylko była pogodna.

Przepraszam i za to, że tylko pocztówkę piszę, ale do tego mnie zmusił naprawdę brak czasu. Przesyłam Wam z tych dalekich stron pozdrowienia.

Łódź
Łódzka Izba Rolnicza
(Inspektorat Leśny)

J.W.P. Jan Sobkowiak
Poznań, ul. Gąsiorowskich 11
(skład spożywczy)

Moi Kochani!

przepraszam, że tak długo nie daję znaku życia o sobie. Czekałem na wiadomości od Was i z domu. Niestety! Wszyscy zawzięcie milczą. Ani od Was, ani z domu, ani nawet od kolegów nie otrzymuję żadnej korespondencji. Czyżby wszyscy już potracili głowy? Przecież nie jest jeszcze tak bardzo źle. Ja nadal jeszcze spokojnie prowadzę swoją pracę – pomiary nieużytków, tylko milczenie Was wszystkich trochę mnie denerwuje. Proszę więc bardzo, napiszcie do mnie list z wszelkimi ciekawościami. Na Jeżyce nie piszę, bo nie wiem czy w ogóle tam ktoś się znajduje. Pisałem do domu dwa razy, lecz nikt do mnie nie przesyła żadnych wiadomości, nikt nie odpisuje na moje listy. O ile to będzie możliwe, to mam zamiar na początku września odwiedzić Poznań. Nie wiem, czy dojdzie ta podróż do skutku, na razie przesyłam jak najlepsze pozdrowienia.