WACŁAWA MAKOWSKA

Warszawa, 30 stycznia 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Wacława Makowska, panna
Imiona rodziców Stanisław i Władysława z d. Zagież
Data urodzenia 24 czerwca 1928 r.
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie uczennica II klasy gimnazjum
Miejsce zamieszkania Ursus, ul. Czarnieckiego 5
Zawód monter

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w mieszkaniu mojej matki przy ulicy Pokornej 12 w Warszawie. Początkowo w domu naszym przebywali powstańcy, był także zorganizowany przejściowy punkt sanitarny w piwnicach. Po udzieleniu pierwszej pomocy rannych odnoszono do Szpitala Jana Bożego.

13 sierpnia 1944 roku, około godziny 11.00 w południe wkroczył oddział niemiecki (formacji nie rozpoznałam) od strony Dworca Gdańskiego. Natychmiast po wejściu żołnierze podpalili dom, ludność zaś wyrzucili. Nie spostrzegłam dobrze momentu oddzielenia mężczyzn od kobiet. Ilu było mężczyzn, w tym momencie nie mogę podać (wobec stałego przechodzenia i opuszczania przez niektórych domu przed wkroczeniem Niemców). Ja znalazłam się w grupie kobiet. Popędzono nas w kierunku Dworca Gdańskiego.

W pewnym momencie oddzielono mnie razem z Jadwigą Cichocką i Ireną Kwieciówną (ich obecnych adresów nie znam) od grupy kobiet i zaprowadzono na działki przy ul. Pokornej, gdzie miałyśmy przenosić zwłoki żołnierzy niemieckich. Widziałam dwie czwórki naszych mężczyzn noszących zwłoki. W pewnej chwili, pod wieczór, czterech mężczyzn z mojej czwórki uciekło, przydzielono mnie więc do innej czwórki i przenieśliśmy w nocy zwłoki zabitego Niemca na Cmentarz Wojskowy na Powązki. Było zupełnie ciemno, gdy wróciliśmy na dworzec. Zaczęto nas stąd prowadzić w kierunku działek. Spostrzegłam, że prowadzący nas żołnierze Niemcy sprzeczają się z sobą. Jeden z nich zawołał po polsku do nas, trzech kobiet: „ – Precz z moich oczu!”. Zaczęłyśmy uciekać w kierunku dworca i z odległości paru kroków usłyszałam salwę (jeden z żołnierzy miał broń automatyczną). W grupie mężczyzn, pozostawionych przez nas w momencie ucieczki, byli: Pilecki, Błużniewski, Adamczyk i jeszcze dwóch nieznanych mężczyzn – wszyscy byli lokatorami domu Pokorna 12. Po pewnym czasie Cichocka, która zna język niemiecki, opowiedziała mi, iż przedtem, nim Niemiec prowadzący nas kazał nam uciekać, eskorta nasza sprzeczała się, czy rozstrzelać całą naszą grupę, czy też tylko mężczyzn. Uciekłyśmy na Dworzec Gdański, gdzie kolejarze niemieccy zatrudnili nas jako służące.

W rejonie dworca widziałam duży ruch różnych oddziałów niemieckich, wśród których zauważyłam żołnierzy w mundurach niemieckich, mających na głowie okrągłe futrzane czapki z kolorowym denkiem.

Wiosną 1947 roku, staraniem żony Pileckiego, który razem ze mną 13 sierpnia 1944 nosił zwłoki żołnierzy niemieckich, dokonano na terenie działek ekshumacji (określiłam wtedy miejsce, w którym usłyszałam salwę). W czasie ekshumacji wydobyto zwłoki kilku mężczyzn, między innymi Pileckiego. Przy ekshumacji obecna nie byłam.

Na tym protokół zakończono i odczytano.