JANINA PUTKOWSKA

Warszawa, 18 grudnia 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Janina Barbara Putkowska
Imiona rodziców Jan i Zofia z d. Gęsińska
Data urodzenia 15 września 1924 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Chałubińskiego 10 m. 13
Wykształcenie średnie (matura)
Zawód urzędniczka

W czasie powstania warszawskiego byłam przydzielona jako sanitariuszka do ekipy sanitarnej dr Petrynowskiej na terenie Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych przy ulicy Wójtowskiej w Warszawie. Powstańcy opanowali Wytwórnię 2 sierpnia 1944 roku i wtedy otrzymaliśmy pierwszych rannych. Punkt sanitarny, który później przemienił się w szpital, mieścił się w podziemiach pod głównym gmachem od strony ulicy Sanguszki i w schronie prezydenta. Ataki niemieckie były kierowane na PWPW od strony Cytadeli. Począwszy od 23 sierpnia Niemcy zaczęli wdzierać się na teren Wytwórni, którą ostatecznie zajęli w nocy z 27 na 28 sierpnia.

Początkowo przywożono do nas tylko rannych powstańców. Po likwidacji Szpitala Jana Bożego przybyła i ludność cywilna. Z naszego szpitala część rannych przenoszono do szpitali na terenie właściwego Starego Miasta.

Początkowo była prowadzona ewidencja rannych, potem – w okresie ostatnich dwóch tygodni – zaprzestano prowadzenia ewidencji, a zatem łączna liczba rannych jest trudna do ustalenia.

Oprócz rannych przebywała w podziemiach Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych grupka ludności cywilnej, przeważnie jej pracowników. Nocą z 27 na 28 sierpnia od strony ulicy Sanguszki oddział niemiecki wdarł się do gmachu Wytwórni, tak że powstańcy wycofali się na teren papierni od strony ulicy Wójtowskiej. 28 sierpnia rano razem z dr Petrynowską i innymi sanitariuszkami robiłam opatrunki w schronie prezydenta, gdzie przebywali ranni i ludność cywilna, łącznie około 40 osób. Następnie przeszłyśmy do sutereny pod papiernię, gdzie była zgrupowana reszta rannych i kilka osób cywilnych – łącznie do 30 osób.

O godzinie 11.00 słyszałam alarm, widziałam, że powstańcy wyszli na górę, po czym słyszałam odgłosy walki. Trzech rannych powstańców przybyło do naszego schronu, widziałam, że inni wycofywali się do przejścia w kierunku Starego Miasta. Potem słyszałam głosy Niemców. Przez kwadratowe otwory w suficie sutereny zaczęły gęsto padać granaty, które wywołały pożar bel celulozy. Przy jego gaszeniu zginęła od odłamka granatu sanitariuszka Firlejówna. Dr Petrynowska podeszła do otworu wyjściowego i zaczęła wołać: – Hier ist Lazarett, nicht schiessen! (Tu jest szpital, nie strzelać!). Mimo jej głośnych wołań, granaty padały, coraz silniej! W przerwach między detonacjami granatów głos jej był na pewno na górze słyszalny. Jeden z odłamków trafił dr Petrynowską w brzuch, odniosłam ją na siennik i tam skonała. Na miejscu dr Petrynowskiej stanęła Maria Kowalska, powtarzając wołanie i machając białą gazą. Po chwili ukazał się w otworze wyjściowym żołnierz niemiecki (formacji nie rozpoznałam) i kazał wyjść Kowalskiej na górę, a kilku żołnierzy zeszło na dół. Pytali, kto tutaj przebywa. Odpowiedziałam, że ranni z ludności cywilnej. Niemcy przeszli się między rannymi, jeden z nich zdjął zegarek z ręki konającej już dr Petrynowskiej. Zobaczyli leżące karabiny i mundury po powstańcach. Następnie wszystkim mogącym chodzić kazali wyjść na górę. Na pytanie, co się stanie z pozostałymi rannymi, odpowiedzieli ironicznie, że ich „odtransportują”. Oprócz nas, trzech sanitariuszek, wyszło trzech powstańców, których przedtem zdążyłyśmy przebrać po cywilnemu. Jeden z nich [to] Zbigniew Ulrych, były pracownik Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych (adresu nie znam) i jedna z kobiet cywilnych.

O dalszym losie pozostawionych rannych nie mam pewnych wiadomości. Nie słyszałam, by ktokolwiek z nich się odnalazł. Nas odprowadzono na tereny Cytadeli pod krzyż Traugutta, dalej do szkoły przy parku Traugutta, służącej jako punkt przejściowy dla ludności cywilnej, stąd odstawiono nas do fabryki Pfeiffera, gdzie byłyśmy przesłuchiwane przez SD na okoliczność przejść na Starym Mieście.

Na terenie fabryki Pfeiffera trzech powstańców od nas, którzy przybyli z nami z Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, odłączono. Obecnie, jak słyszałam, nie ma o nich żadnych wiadomości. W fabryce Pfeiffera zatrzymano nas do 5 września, a następnie odesłano do obozu w Pruszkowie.

Przebywając w fabryce Pfeiffera, zauważyłam, że w kilka godzin po naszym przyjściu, zaczęto doprowadzać ludność cywilną ze Starego Miasta. Między innymi zauważyłam grupę osób z Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych ze schronu prezydenta, jednak tylko osoby cywilne. Między innymi [była tam] Falska (zamieszkała obecnie w Łodzi przy ulicy Dowborczyków 18, dom Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych) i Rybak, pracownik Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych z żoną (obecnego adresu nie znam). Opowiadała mi Falska, iż grupa ludności cywilnej ze schronu prezydenta wyszła sama, na rozkaz Niemców pozostawiając rannych na miejscu.

Na tym protokół zakończono i odczytano.