STANISŁAW LUBKIEWICZ

Dnia 14 grudnia 1994 r. w Warszawie mgr Jerzy Świerkula, prokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie, delegowany do Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, działając na zasadzie art. 2 ustawy z dnia 6 kwietnia 1984 r. z późniejszymi zmianami (DzU z 1991 r. nr 45, poz. 195) i art. 129 kpk, protokołując osobiście, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdził własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Świadka uprzedzono o prawie uchylenia się od odpowiedzi na pytania (art. 166, § 1 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Lubkiewicz
Imiona rodziców Leon i Aniela
Data i miejsce urodzenia 18 października 1913 r., Sadowne, woj. siedleckie
Miejsce zamieszkania Sadowne, ul. [...]
Zajęcie piekarz emeryt
Wykształcenie podstawowe
Karalność za fałszywe zeznania niekarany
Stosunek do stron syn zamordowanych Leona i Anieli Lubkiewiczów i brat Stefana Lubkiewicza

Okres okupacji przeżyłem w Sadownem, gdzie prowadziłem piekarnię przy ul. Kościuszki. Rodzice moi również prowadzili piekarnię, ale przy innej ulicy. Ja i rodzina moja pomagaliśmy Żydom [w ten sposób], że gdy przychodzili do piekarni, sprzedawaliśmy im chleb, co było przez Niemców zabronione.

13 stycznia 1943 r. doszło z tego powodu do dramatu. Żandarmi podpatrzyli dwie Żydówki, które kupiły chleb u moich rodziców. Żydówki zaraz po zatrzymaniu zostały na ulicy zastrzelone. Natomiast Niemcy przyszli do mojego domu, przyprowadzając ze sobą moich rodziców i brata Stefana. Urządzili nad nami sąd, stawiając zarzut, że pomagamy Żydom. Ja też byłem oskarżony, ale zarzutowi zaprzeczałem. Żandarmi skazali na śmierć moich rodziców i brata Stefana. Mnie oszczędzili, bo widocznie nie mieli przeciwko mnie wystarczających dowodów, a ponadto – jak sądzę – w Sadownem musiał być jakiś piekarz. Wyrok na „skazanych” został wykonany niezwłocznie przed moim domem. Zwłoki rozstrzelanych żandarmi rozkazali zakopać na terenie miasta. Dopiero jakiś czas później zostały przeniesione na cmentarz.

Chcę dodać, że krytycznego dnia starałem się ostrzec rodziców, żeby nie sprzedawali chleba Żydom, ponieważ zauważyłem w Sadownem żandarmów. Ostrzeżenie to przekazałem bratu Stefanowi, ale – jak się okazało – idąc do domu, wstąpił on po drodze do kolegi. Gdy przyszedł do piekarni rodziców, chleb został już Żydówkom sprzedany.

Oświadczam w związku z pytaniem, że nie potrafię określić nazwiskami tych osób pochodzenia żydowskiego, którym sprzedawałem chleb. Nie znam także żandarmów, którzy wzięli udział w zbrodni na moich rodzicach i bracie.

Protokół został mi na głos odczytany. Podpisuję.