STEFANIA DUZY

Warszawa, 15 kwietnia 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Świadek została pouczona o obowiązku mówienia prawdy oraz o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i następnie zeznała:


Imię i nazwisko Stefania Duzy
Data urodzenia luty 1910 r.
Imiona rodziców Mieczysława i Paweł
Zajęcie artystka malarka i literatka
Wykształcenie szkoła gim.[nazjalna]
Miejsce zamieszkania Warszawa
Wyznanie rzymskokatolickie

Byłam w akcji podczas powstania warszawskiego – Dolny Mokotów i fort Dąbrowskiego, Sadyba. Po wyjściu z Warszawy 1 września 1944 roku przebywałam czas jakiś pod Piasecznem.

Wędrując do Komorowa, na dworcu we Włochach zostałam zatrzymana i wywieziona do obozu pruszkowskiego z końcem września. Wieziono nas otwartymi wagonami mniej więcej pół godziny. Po wyładowaniu masy ludności łapanej ze wszech stron, to jest z Warszawy i okolic podmiejskich, na tak zwanej, jak się potem dowiedziałam, XIV bramie zaczęła się wędrówka do baraków drogą koło kilometra.

Ulokowano mnie w baraku nr 5, potem 4 – przebywający w tym baraku przeznaczeni byli na wyjazd do Niemiec. Dzięki siostrom PCK p. Miksownie i p. Plater dostaję się na salę nr 2. Sala chorych najprzyzwoiciej urządzona.

Przy stole poza ogrodzeniem siedzi Niemiec, doktor König i drugi na zmianę (ze szramą na policzku ciętą szablą) i segregują ludność. Podchodzę do Königa pokazuję mu papiery PCK z 1940 roku, polsko-niemieckie (w tym roku jeszcze wolno było organizować PCK, potem robiło się to w tajemnicy) i proszę, aby zechciał mi pozwolić pracować jako siostra. Wydaje mi on papiery i tak zaczyna się moja praca.

Kazano mi podawać nazwiska, nie pamiętam. Sal było osiem. Sala nr 1 – przeznaczeni na wyjazd podobno na wolność, Niemcy nie mówili, gdzie jedzie transport tyle tylko, że do Generalnego Gubernatorstwa. Sala nr 2 – sala chorych, najłatwiej się wydostać na wolność; przywożono tu rannych, na drugi dzień odstawiano ich do szpitali: Milanówek, Tworki, Podkowa Leśna etc. Sala nr 2a – dłużej przebywających chorych. Sala nr 3? Zdaje się kuchnia. Sala nr 4 – na wywóz do Niemiec; nr 5 – przejściowa, lokowano wszystkich przybyłych do segregacji; 6 – nie wiem; 7 – powstańców, karna; 8 – ciężko chorych.

Sale były olbrzymie, nie czyszczone prawie nigdy. Olbrzymie doły – długie przez całe sale – zawalone śmieciem przez ludność. Spanie na matach, bardzo często zawszonych, woda na podwórkach, ogrodzone wszystko drutem kolczastym i pilnowane przez Niemców. Ubikacje: deski ułożone na wykopanych dołach otoczone matami.

Żywność: chleb czarny, sporo, i zupa możliwa. Szalone kolejki.

Przechodziło przy mnie Śródmieście, Mokotów, olbrzymia liczba osób obładowanych, zmordowanych, zdecydowanych na wszystko. Ciężko chorych rannych przewożono wozami, część ludzi niemogąca zrobić kroku naprzód, wędrowali niekiedy kilometry.

O opatrzeniu rannych nie mogło być mowy, nie było bandaży, lekarstw, morfina często używana. Np. chłopiec z AK błaga mnie o opatrzenie rany: „ – Siostro – woła – pięć dni bez opatrunku, robaki mam w ranie”. Nie wolno mi opatrzeć, robię zastrzyk. Drugi: przestrzelona głowa, błaga o dobicie. Otwartymi wagonami przywożą kiedyś z 30 staruszek. Deszcz ogromny, przemoczone kompletnie, wiele sparaliżowanych, nie mogą się ruszać. O zmianie kołder, kocy – nie ma mowy. Nocą na dyżurze wśród jęku duża część ich kona. Brak obsługi, chorym nie ma kto podać basenów. Trupy składa się w baraku. Wszy straszne. Np. wchodzę do trupiarki dla zdezynfekowania ciał. Patrzę z przerażeniem: na trzech trupach miliony wszy.

Na sali nr 2 mamy trzech Niemców. Jeden Hans Ludwik. Przekupujemy ich, patrzą przez palce, jak pchamy się z kartkami, na podstawie których wypuszczano na wolność, są do podpisu dr Köninga. Gdy był wielki natłok, śpieszono się bardzo, a lista podana ułatwiała pracę. Wtedy to Köning podpisywał (przeważnie), a tym sposobem ratowało się młodzież.

Kiedyś transport do Niemiec odstawiono na bocznicę i zapomniano. W nocy jestem na dyżurze, wbiegają dwie kobiety i zrozpaczone opowiadają, że już drugą noc stoją na dworze. Ostatniej nocy leje deszcz, wagony otwarte, ludzie przemoczeni, podobno kilku umarło.

Pewnego dnia strzelanina. Ktoś uciekł z transportu, zawisł na drutach kolczastych, rozstrzelany.

Sala nr 7 – powstańcy. Nie ma dostępu, pilnują. Czasem różnymi sposobami podchodzimy, aby się porozumieć, dowiedzieć, coś podać.

Ludzie koczowali na świeżym powietrzu – stawiali kuchnie i gotowali.

Rozdawano mleko dla dzieci z produktów dostarczanych przez RGO i inne organizacje.

Przy transportach wyjeżdżających na wolność rozgrywały się przykre rzeczy. Kazano wychodzić szeregami. Ludność przerażona, każdy chce być pierwszy. Niemcy kolbami powstrzymują, chociaż mogli puścić wszystkich bez robienia tych historii; mam wrażenie, że wiele było robione na oko i dla reklamy, a to tylko doprowadzało ludność do rozpaczy, a marnowało czas. Wozy jadących na wolność, tj. na teren GG, były otwarte, na wyjazd do Niemiec zamykane lub plombowane.

Odczytano.