MARIA OSĘKA

Warszawa, 12 marca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Maria Osęka z d. Szwiek
Imiona rodziców Stanisław i Julianna z d. Staniszewska
Data urodzenia 17 sierpnia 1900 r.
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna
Zawód pielęgniarka
Przynależność państwowa i narodowość polska
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Złota 63 m. 81

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w Szpitalu Jana Bożego, gdzie pracowałam jako sanitariuszka. W połowie sierpnia 1944 roku (daty nie pamiętam) zostałam ranna i przeniesiono mnie do szpitala przy ul. Długiej 7. Stamtąd zostałam przeniesiona pod koniec sierpnia (daty dokładnie nie pamiętam) do szpitala w kościele św. Jacka przy ul. Freta 10. Po zbombardowaniu kościoła zostałam przeniesiona, odniósłszy ciężką kontuzję, do szpitala mieszczącego się w korytarzu zakładu Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności.

Rannych leżało tam bardzo wielu. Nazwisk lekarzy ani obsługi sanitarnej nie umiem podać. Na początku września, daty dokładnie nie pamiętam, weszły na teren szpitala oddziały niemieckie. Mówiono, że był to oddział SS, w każdym razie żołnierze mówili po niemiecku.

Zrobili przegląd szpitala, po czym wyszli. Po pewnym czasie nadszedł oddział „własowców”, którzy zabrali dwie sanitariuszki i leżącą obok mnie dziewczynkę (lat 12, H.[...] D.[...], zdrową, przebywającą w szpitalu przy rannej matce) i pod pozorem zabrania ich do obierania kartofli dokonali na niej gwałtu. Opowiadała o tym mnie i rannym sanitariuszka. Jedna z sióstr zdołała się uratować, wyskakując oknem. D.[...] już nie wróciła.

Mówiono, że została zamordowana. Kto mi o tym opowiadał, nie pamiętam.

Po pewnym czasie nadeszło kilku żołnierzy niemieckich (formacji nie rozróżniłam) z miotaczami płomieni, którzy poszli w głąb korytarza, w stronę kościoła św. Jacka. Po chwili z tamtego kierunku zaczęły wydobywać się płomienie. Od nich zajął się korytarz, nawet materac, na którym leżałam, zaczął się palić. Zaczęła się wtedy akcja ratowania rannych, między innymi mnie wyniesiono na ulicę Starą.

Czy wszyscy zostali z korytarza wyniesieni, nie umiem podać. Na ulicy leżało wielu rannych, liczby nie umiem podać.

Ja leżałam bliżej ulicy Mostowej, prawie na końcu leżących. Leżeliśmy tam kilka dni, przez cały czas przechodziły patrole niemieckie. Opiekowała się nami jakaś staruszka (nazwiska jej nie znam). Byliśmy bez żywności, bez środków opatrunkowych, tak że w ranach zalęgły się robaki (ja je też miałam). Niektórzy ranni, ciężko poparzeni, krzyczeli głośno z bólu. Pewnego razu nadszedł znów patrol niemiecki (formacji nie umiem podać). Żołnierze poszli w kierunku, skąd dochodziły krzyki, usłyszałam kilka pojedynczych strzałów i krzyki ucichły. Gdy żołnierze odeszli, dowiedziałam się od leżących obok, że zastrzelili kilku rannych.

Po paru dniach (dat nie potrafię podać, gdyż byłam kontuzjowana w głowę) nadszedł rano polski patrol sanitarny składający się z księży, sanitariuszek i mężczyzn cywilnych, którzy zabrali część rannych. Tego samego dnia ekipa sanitarna (zawsze pod eskortą niemiecką) zabrała drugą partię rannych, między innymi i mnie. Część osób niesiono na noszach, część szła sama. Przeszliśmy przez ruiny Starego Miasta na plac Zamkowy, skąd Krakowskim Przedmieściem przeprowadzono nas do seminarium duchownego koło kościoła Karmelitów. Po drodze widziałam, jak żołnierze niemieccy pilnowali nas, dając nam bieliznę i wodę.

Czy reszta rannych została z ulicy Starej przeniesiona do seminarium, nie umiem powiedzieć. W seminarium byłam jakieś trzy, cztery dni, stamtąd przewieziono nas do Szpitala Wolskiego, tam leżałam do października (ewidencja rannych nie była prowadzona), po czym zostałam wywieziona do szpitala w Milanówku.

Obecnie cierpię na niedowład prawej ręki i prawej nogi, z trudem chodzę i nie mogę poruszać ręką. Są to skutki ran odniesionych w sierpniu 1944 roku.

Na tym protokół zakończono i odczytano.