ELŻBIETA CHMIELOWIEC

Elżbieta Chmielowiec
kl. II
Państwowe Gimnazjum i Liceum Żeńskie w Rzeszowie

Jak uczyłyśmy się w czasie okupacji?

Sześć lat okupacji minęło, ale pozostawiło po sobie ślady, i to ślady trudne do zmazania, a przynajmniej wymagające wielkiego wysiłku i nakładu pracy, by je usunąć. Kilka lat niewoli wpłynęło ujemnie na rozwój wszystkich dziedzin życia, a zwłaszcza na kulturę i naukę, którą wróg starał się jak najwięcej zniszczyć. I właściwie może młodzież najwięcej straciła, bo nie mogła się uczyć. Ileż to trudności i jakich trzeba było pokonywać, by zdobyć choć trochę wiedzy, wówczas dla Polaków zakazanej.

Jeżeli chodzi o mnie, to może nie najwięcej straciłam i miałam lepsze warunki niż inni moi rówieśnicy, choć i one były nienormalne. Gdy wybuchła wojna, ukończyłam drugą klasę szkoły powszechnej. W czasie zawieruchy wojennej niemożliwe było uczęszczać do szkoły ani też w jakikolwiek inny sposób uczyć się, gdyż ciągła wędrówka i przerzucanie się z miejsca na miejsce uniemożliwiały to. Tak to opuściłam trzecią klasę, którą zaczęłam uzupełniać dopiero po pewnym unormowaniu stosunków.

Wróg zajął nasz kraj i odtąd zaczyna się tragedia młodzieży polskiej. Ograniczona liczba godzin w szkole, wyrugowanie pewnych ważnych przedmiotów – oto co pozostało. A przede wszystkim brak podręczników i innych pomocy naukowych obniżał poziom nauki. Młodzież garnęła się do nauki, ale cóż kiedy i tych małych wiadomości nie pozwalali Niemcy jej zdobyć. Często wpadając do szkół, zabierali młodzież i zatrudniali ją przymusowo w kraju lub wywozili do Niemiec.

Szóstą klasę szkoły powszechnej ukończyłam w 1943 r. W klasie siódmej, oprócz nauki w szkole, uczyłam się dodatkowo w domu tych przedmiotów, których w szkole nie było, a więc historii, geografii i innych.

Równocześnie poczęłam przerabiać prywatnie pierwszą klasę gimnazjalną. Jasne, że to musiało się utrzymywać w wielkiej tajemnicy, gdyż wiemy, jakie kary groziły tym, którzy organizowali tajne nauczanie. Dopiero teraz poznałam, jak trudno zdobywać wiedzę. Kilku profesorów mnie uczyło, a to utrudniało mi bardzo pracę. Musiałam często przebywać wielkie odległości, jakie ich dzieliły, by kilka godzin słuchać zajmującego wykładu.

Znowu jednak na przeszkodzie stanął brak podręczników. Jeden podręcznik stanowczo nie wystarczał na dziesięć osób korzystających z niego. Poza tym ten ciągły strach, że ktoś się dowie i doniesie, wisiał nad nami. Szkoła nie dała nam tej radości, jakiej zaznali w niej nasi poprzednicy.

Niemcy starali się jak najbardziej zniszczyć szkolnictwo polskie, a przez to i kulturę. Jak niemiłe wspomnienia ma młodzież, która pamięta zajęte przez niemieckie dzieci jasne i czyste budynki szkolne, podczas gdy sama uczyła się w ciasnych salach, zanieczyszczonych i ciemnych, bez ławek, i która pamięta brak zeszytów i zastępowanie ich zapisanymi kawałkami papieru. Ale te trudności rozbudziły tylko chęć nauki i pokonywania przeszkód i poniekąd zahartowały młodzież do pracy nad sobą teraz, gdy ma większe możliwości i lepsze warunki i gdy tego najbardziej potrzeba.