Teresa Wysocka
kl. IVa
III Państwowe Gimnazjum i Liceum w Przemyślu
Jak uczyłam się tajnie za czasów okupacji niemieckiej
Tajną naukę rozpoczęłam w 1942 r. w Nowym Sączu, w którym przebywałam cały okres okupacji. Bezpośrednią przyczyną tajnej nauki było nieprzyjęcie mnie do szkoły gospodarczej z powodu tego, że nie [osiągnęłam] wymaganego wieku. Chodziłam więc sama i z Rodzicami do inspektoratu szkolnego, aby mnie przyjęto do szkoły, lecz główny inspektor, Niemiec Rudolf, nie chciał się na to zgodzić. Sam doradził mi, żebym uczyła się prywatnie niemieckiego, matematyki, korespondencji, stenografii itp. przedmiotów. Wtedy to postanowili Rodzice, że będę prywatnie przerabiała [materiał] gimnazjum u jednej ze znajomych profesorek, która miała pozwolenie na nauczanie matematyki, fizyki i łaciny. Resztę przedmiotów miałam przerabiać tajnie.
Byłam bardzo dumna, że stałam się gimnazjalistką chociaż w tajnym nauczaniu. W parę dni później miałam już koleżankę i kolegę, który jednak w niedługim czasie wyjechał z Sącza. Koleżanka moja, Marysia, i ja zabrałyśmy się z wielką ochotą i pilnością do nauki, która się odbywała trzy razy w tygodniu.
Materiał przerabiałyśmy dość szybko, toteż już po Bożym Narodzeniu poszłyśmy zdawać matematykę, a w niedługim czasie – historię. Tajne egzaminy odbywały się w klasztorze ss. Niepokalanek, które też prowadziły naukę w tzw. kompletach. Na egzaminy przychodziłyśmy tylko z kartką papieru i ołówkiem, gdyż książek nie wolno było nosić z uwagi na to, że Niemcy podejrzewali, że odbywają się tu tajne lekcje. Umówione było z siostrami, po co tu przychodzimy, żeby w razie czego mogły obie podejrzane strony dać jednakowe, fikcyjne odpowiedzi.
Tak mniej więcej bez żadnych większych wypadków przeszło pół roku. Zdawałyśmy od czasu do czasu egzaminy, tak że już z początkiem wiosny zaczynałyśmy przerabiać drugą [klasę] gimnazjalną.
Od jakiegoś czasu zauważyłyśmy w bramie i przed domem, w którym uczyłyśmy się, jakiegoś mężczyznę, który bacznie obserwował wchodzące i wychodzące osoby. Pamiętam to, że nieraz bałyśmy się iść, a szczególnie wracać z lekcji.
Nigdy nie zapomnę dnia, który mógł pociągnąć za sobą smutne następstwa. A więc miałyśmy już drugą z kolei lekcję. Była to lekcja historii. Kończyłyśmy właśnie historię z drugiej [klasy] gimnazjalnej, gdy wbiegła do pokoju służąca z wiadomością, że przyszedł inspektor niemiecki Rudolf. Myśmy szybko zamieniły książki historyczne na zeszyty matematyczne. Wtem otwarły się drzwi i stanął w nich nienawidzony przez wszystkich inspektor, spojrzał tylko na nas i wyszedł, a z nim nasza profesorka.
Pod wzrokiem Niemca znieruchomiałyśmy obie i zanim zdołałyśmy ochłonąć z przerażenia, wszedł ponownie i kazał nam oddać teczki. Koleżanka ze strachu zaczęła wyrzucać na łóżko niedozwolone książki, jak historyczną i polską, ja zaś skryłam teczkę za fotel i powiedziałam, że przyszłam bez teczki. Lecz inspektor widział widocznie, gdzie schowałam ją, bo wyciągnął moją teczkę, pozbierał książki koleżanki i poszedł. Wziął także pozwolenie naszej profesorki na prywatne nauczanie.
Wtedy dopiero uświadomiłyśmy sobie, jakie mogą być tego następstwa. Zlękłyśmy się, że Rodziców naszych mogą aresztować za to, że pozwolili nam uczęszczać na niedozwolone lekcje. Pobiegłyśmy szybko do pobliskiej kapliczki i modliłyśmy się gorąco, by sprawa ta zakończyła się bez przykrych skutków, i widocznie Bóg wysłuchał nas.
Potem zawiadomiłyśmy Rodziców o całej tej sprawie, a także usunęłyśmy wszystkie kompromitujące książki z domu w obawie rewizji. Po dniu tym nastała cisza, dni ciężkiego i strasznego oczekiwania. W tym czasie umówiliśmy się wszyscy, jakie mamy w razie czego dawać odpowiedzi.
W parę dni później profesorka nasza otrzymała wezwanie na gestapo. Była tam wzywana jeszcze dwa razy. Zarzucali ją tam gromem krzyżowych pytań, na które opowiadała tak, jak było umówione – że nie wie, po co i jakie książki nosiły uczennice, i że ona uczyła tylko dozwolonych przedmiotów.
Pewnego dnia po przyjściu od znajomych dowiedziałam się, że dostałam wezwanie na gestapo. Miałam się zgłosić tam następnego dnia o godz. 8.00 rano. Na drugi dzień o godz. 8.00 byłam już przed budynkiem. Mamusia miała czekać na mnie na ulicy. Zgłosiłam się więc najpierw w dyżurce i dopiero mnie wpuścili do środka. Strach mnie obleciał, gdy zamknęły się za mną zakratowane drzwi. Byłam po prostu odcięta od świata. Nie mogłam ze strachu wejść na drugie piętro.
Znalazłam wreszcie pokój nr 13 i zapukałam w drzwi. Gdy usłyszałam: „Wejść”, weszłam do pokoju. Siedział tam już gestapowiec i tłumacz. Po wejściu do pokoju ze strachu nogi miałam jak z gumy, szczęściem kazali mi usiąść. Za chwilę zaczęli mnie przesłuchiwać. Odpowiadałam naturalnie tak, jak zostało umówione. Przesłuchiwali mnie ok. 15 min, ale nic ze mnie nie wyciągnęli pomimo swej przebiegłości i zadawania wciąż tych samych pytań. Potem zakazali mi mówić, o co mnie pytali, i mogłam już odejść.
Z ulgą opuściłam ten nienawistny budynek. Przed budynkiem czekała bardzo zdenerwowana Mamusia. Zaczęła mnie wypytywać, o co mnie pytali. Początkowo, pod wrażeniem groźby, nie chciałam nic mówić, potem jednak opowiedziałam wszystko. Poszłyśmy potem do Tatusia i profesorki.
W parę dni później dostałam znów wezwanie, lecz oddali mi tylko teczki i niektóre książki. Historię, książkę polską i geografię zabrano nam. Poza tym wszystko zastałam w porządku. Koleżankę moją ominęła „przyjemność” odwiedzenia tego „miłego” budynku. Tak szczęśliwie zakończyła się ta niebezpieczna przygoda.
Parę miesięcy nie mogłyśmy się uczyć z obawy przed śledztwem. Potem zapisałyśmy się obydwie do gimnazjum krawieckiego, a oprócz tego chodziłyśmy na tajne lekcje. Lekcje te odbywały się u mnie w domu przy zamkniętych drzwiach. W razie czegoś wszystko było umówione i przygotowane.
Nauka ta trwała aż do wakacji 1944 r., przerwała mi ją przymusowa praca przy budowie okopów. Pracowałam dziesięć tygodni od rana do wieczora, tak że na naukę nie miałam już czasu. Dopiero w listopadzie udało mi się otrzymać całkowite zwolnienie.
Od razu też rozpoczęłam naukę. Wykańczałam wraz z kolegą materiał drugiej [klasy] gimnazjalnej. Lekcji udzielali nam znajomi profesorowie. I znów działania wojenne w 1945 r. przerwały nam lekcje. Ostatecznie drugą gimnazjalną ukończyłam już w wolnej Polsce.
Z chwilą otwarcia gimnazjów zapisałam się do trzeciej klasy gimnazjum ss. Niepokalanek i rozpoczęłam się uczyć jawnie, normalnie i systematycznie. Nie żałuję jednak tego, co przeżyłam, gdyż wiem teraz, jak należy oceniać możność jawnego uczenia się, bez strachu przed inspekcjami i rewizjami.