LEOKADIA ŻABA

Leokadia Żabianka
kl. I licealna
Państwowe Liceum i Gimnazjum w Stalowej Woli

Jak pracowałam w tajnej szkole

Ale o krwi tej, co się świeżo lała,

O łzach, któremi płynie Polska cała

O sławie, która jeszcze nie przebrzmiała:

O nich pomyśleć nie mieliśmy duszy…!

Bo naród bywa na takiej katuszy,

Że kiedy zwróci wzrok ku jego męce,

Nawet Odwaga załamuje ręce…

Dawno już jesień nie była tak piękna jak właśnie jesień pamiętnego 1939 r. Jesień ta wtedy nad Polską roztaczała całą krasę swych uroków. Po pustych polach snuła się ona cicho, owiana srebrnymi nitkami pajęczyny, żałoby i smutku. Wraże germańskie ślepia zachłannie piły wtedy jej krasę, napawały się jej urokiem, obiecując nigdy jej nie stracić i nie opuścić tej ziemi, co żyzna, cicha i bezsilna kładła się pod ich stopami; co piękna rano błyszczała kroplami rosy, które jak łzy padały w serca Polaków i tam ciążyły kamieniem niewypłakanej niedoli…

Piękna jesień 1939 r., lecz dla Polaków nie ma jej. Oni nie widzą piękna przyrody. Dla nich nie świeci już słońce. Niedawno przebrzmiały ostatnie strzały niedokończonej walki. Świeże rany krwawią jeszcze, a ciężkie kajdany niewoli złowrogo dzwonią na spętanych stopach Polaków. Przygasłe oczy rozpaczliwie patrzą w szarą, mglistą dal i gubią się w niezmierzonej, beznadziej pustce.

Obok pięknej jesieni, nad Polską rozhukało się bezprawie i przemoc. Plugawe germańskie buty coraz bardziej gniotły głowę Polski, chcąc ją zetrzeć, zmieszać z błotem i oplwać.

Generalne Gubernatorstwo jak na ironię starało się usunąć imię Polski z karty Europy. Starało się imię Jej wytrzeć z pamięci narodów i historii, a nawet próbowało sięgnąć do serc polskich. Lecz one były zamknięte i tam przemoc nie sięgnęła! Gdy perfidny, nieludzki terror dosięgał już zenitu, Niemcy byli pewni zwycięstwa. Więzienia pełne, niezliczone obozy koncentracyjne, krematoria, miejsca kaźni, kule i baty napawały ich nadzieją. Sądzili, że struchleli Polacy, zaprzęgnięci do poddaństwa, pociągną w pokorze jarzmo.

Tymczasem Polak nie tak szybko schyla głowę przed przemocą, nie tak łatwo wyrzeka się myśli o walce i wolności. Ani na jedną chwilę Polska nie przestała żyć w sercach Polaków. Nigdy nie przestali oni żyć swoim życiem narodowym, choć ono przez wszystkie lata niewoli skupiało się w konspiracji. Tajną była myśl o wolności, tajną była ucieczka do lasu, tajną – walka w partyzantce, tajną – praca społeczna i tajną była nawet nauka. Każdy, gdzie mógł, na jakiej stał placówce, tam rozwijał konspirację i pracował z myślą o przyszłej wolnej Polsce.

Pamiętam, jak w pierwszych latach niewoli miałam ledwie 13 lat. Wtedy dopiero wytrącona działaniami wojennymi i ich smutnymi następstwami z różowych i błogich snów dzieciństwa, po raz pierwszy rozejrzałam się uważnie wokoło. Knut niemiecki smagający plecy moich ziomków uczył mnie, że jestem Polką, uczył mnie nienawiści i dyktował plany przyszłej rozkosznej zemsty.

Nieraz w chwili niewytłumaczonej tęsknoty tworzyłam bardzo dziecinne wierszyki. Pamiętam, że zawsze była w nich mowa o Polsce, Orle Białym, wolności. Zawsze wierszyki te tonęły w potokach długo tamowanych łez i rozpływały się w gorącym marzeniu i cichej modlitwie. Istotnie łzy te były nieraz długo ukrywane pod maską spokoju, chłodu, a nawet pogody, by skołatani rodzice nie widzieli ich, by móc im dodać otuchy i szepnąć jakieś słowo pociechy.

Jakże byłam szczęśliwa, gdy pewnego dnia dostałam się do tajnej szkoły. Mieściła się ona niedaleko Stalowej Woli, w małym, błotnistym Pławie, w prywatnym mieszkaniu dyrektora gimnazjum i liceum w Stalowej Woli, pana Kossowskiego. Mały, niepozorny domek pod lipami stał się dla mnie – i nie tylko dla mnie, bo i dla wielu podobnie mi młodych Polaków – po prostu przystanią i małą Polską.

Codziennie rano, mróz nie mróz, pogoda nie pogoda, prześladowania zwiększone nie zwiększone, do tego domku 10, 12, a nawet 20 km spieszyły gromadki pieszo, rowerami, czym kto mógł, by tylko zdążyć na lekcje. I tak przez tyle lat niewoli od rana do nocy zmieniały się tam gromadki, wymykały się niepozornie, by nie wzbudzić podejrzeń węszącego wszędzie gestapo.

Dwa ciasne pokoiki, a jednak ile one pomieściły młodych dusz, niedoścignionych pragnień, ideałów. Ile one zagrzały serc i ile związały ze sobą wspomnień. Dwa ciasne pokoiki, a jednak objęły Polskę, pulsowały niestrudzenie jej życiem, stając się jakoby jej gorąco tętniącym sercem. Promieniowały na całą okolicę, płonęły ogniem miłości [do] ojczyzny i niejednego młodego bohatera ze swych murów wysyłały w bój, z którego miał nigdy nie wrócić.

Ja w tym domku przerabiałam cztery klasy gimnazjalne. Prawie przez cztery lata byłam jego stałym gościem. Dziś wprost trudno uwierzyć w wytrwałość pracy konspiracyjnej. Oto pan dyrektor Kossowski i pani prof. Kossowska przez tyle lat w warunkach wprost nie do opisania potrafili prowadzić naukę na najwyższym poziomie, nie żadną fikcję, lecz prawdziwą, normalną naukę.

Wśród ścian obwieszonych historycznymi obrazami: Reytanem, obroną Częstochowy, Kazaniem Skargi z przyjemnością słuchało się przyjacielskich słów państwa profesorstwa, którzy w najgłębszym zrozumieniu swej powinności byli dla nas przyjaciółmi i wszyscy czuliśmy się jak jedna rodzina. Wśród szalejącego prześladowania, wśród rosnącego wokoło zwątpienia tylko oni mówili nam o świetnych chwilach przeszłości. Mówili, że „Krzyżackiego gadu nie ugłaszcze / Nikt ni gościną, ni prośbą, ni dary”, że „Jeszcze Polska nie zginęła, / kiedy my żyjemy” i tam nasze młode serca chłonęły nadzieję, pociechę i moc do przetrwania niewoli.

Nic więc dziwnego, że choć wszyscyśmy młodzi pracowali w fabrykach, kolejach, sklepach, aptekach i biurach, to jednak pomimo prześladowań wszyscy wymykaliśmy się, myląc za sobą pogoń, by choć tam, konspiracyjnie, w małym domku pod lipami, w naszych sercach budować przyszłą wolną Polskę.

Niejednokrotnie zdawaliśmy sobie jasno sprawę z niebezpieczeństwa, jakie nam groziło, w razie gdyby Niemcy wykryli to gniazdo polskości. O wykrycie też w tych warunkach nie było trudno, przy ogromnej liczbie szpiegów kręcących się wokoło. Jednak nikt się tym nie zrażał i nie przejmował, gdy np. niedaleko rozstrzelano dwie nauczycielki, gdy gdzieś w okolicy wykryto komplet tajnego nauczania i wywieziono go do obozu. Nas – dzięki Bogu i sprytowi [oraz] dobrej woli i zrozumieniu miejscowych wieśniaków – nie wykryto i szczęśliwie doczekaliśmy końca.

Ja w liczącej co najmniej sto osób gromadce konspiracyjnej należałam do najmłodszych i dziś jeszcze pamiętam wszystkich tych kolegów, którzy poszli na pierwsze wezwanie ojczyzny i o których mówi się dziś tylko, że „polegli na polu chwały”. Wiem, że takimi, jakimi byli bohaterami, uczyniła ich właśnie tajna szkoła.

A co szkoła ta dała mnie osobiście? O, o tym to trzeba długo mówić. Sama nabyta tam wiedza pozwoliła mi dziś być już uczennicą pierwszej klasy licealnej, a nie rozpoczynać dopiero studia gimnazjalne. Tajna szkoła nauczyła mnie miłości [do] Ojczyzny oraz patriotyzmu. Nie pozwoliła mi załamać się na duchu w okresie okupacji i jeszcze dała możność niesienia innym wiary i nadziei.

Dziś mamy wolność. Wyrosła ona z przelanej krwi, okupiona śmiercią kilku milionów ofiar, wychuchana westchnieniami męczonych piersi, wykąpana we łzach, co się strumieniami lały i aż trafiły pod stopy Bogu.

Polska znów żyje! Dziś uczę się w wolnej szkole i szczęśliwa wspominam czasy tajnego nauczania. Czasem jak koszmar straszny stanie przede mną we śnie widmo niemieckiej niewoli. Wtedy błogosławię ów mały domek spod lip i wiem, że zawsze wrócą do niego myśli moje, wrócą do niezapomnianych, nigdy niezatartych wrażeń i przeżyć.