MARIA BOGUTA

Maria Boguta
kl. VII
Jastków, 12 czerwca 1946 r.

Moje przeżycia wojenne

Działo się to w czasie okupacji niemieckiej w 1944 r. na wiosnę. Będąc w szkole, usłyszałam huki karabinowe, które głosiły wieść jakiejś grozy. Huki rozlegały się z kierunku mojej wioski. Lęk ogarnął moje serce i przeczucie jakiegoś strachu.

Zaraz po lekcjach prędko biegnę do domu. Po drodze ludzie z początku wioski mówią mi, że brat jest zabity czy poraniony z kolegą i w sąsiedniej wiosce jest wybita cała rodzina. Rozpacz mnie ogarnęła na wspomnienie ukochanego brata i łzy cisnęły mi się do oczu. Przyśpieszyłam więc kroku, po drodze rozmyślając, jak to się stało.

Wpadam do domu jak bomba i prędko pytam mamusi: „Gdzie Stacho?”. Mamusia zdrętwiała na widok mnie pobladłej i przelękłej. Oprzytomniałam dopiero, gdy mamusia powiedziała, że jest w pokoju. Opowiedziałam o tym, co słyszałam. O tej wybitej rodzinie coś mamusia wiedziała od brata, który uciekał przed kulami, które świstały jak muchy.

Nie mogąc zjeść nawet, pobiegłam pomimo napomnień mamusi, że mogą wrócić jeszcze Niemcy i wybić gromadzących się ludzi. Gdy dobiegłam do zagrody tego gospodarza, ujrzałam ludzi idących tam gdzie i ja. Na podwórku zobaczyłam widok, który zamrażał krew w żyłach: oto leżało pięć osób w kałużach krwi, [a wokół stała] garstka ludzi, którzy rozmawiali o ich męczeńskiej śmierci. Wśród nich biegały jedna córka zamężna i druga panienka (która nie była obecna przy wybiciu), rwąc z głowy włosy. Najgorszą śmierć miała gospodyni.

Od tej pory bałam się Niemców jak ognia. Gdy rozmawiając na podwórku, ktoś dał hasło: „Niemcy jadą!”, każdy uciekał, ale to była bajka. Jest to chwila najstraszniejsza z moich przeżyć wojennych.