MAREK BRANDT

Marek Brandt
kl. VI
Zwierzyniec

Moje przeżycie z czasów okupacji niemieckiej

Działo się to rano 30 stycznia 1946 r. [sic!]. Byliśmy wszyscy w domu. Tatuś mył się, gdyż miał iść do biura, mamusia była zajęta w kuchni. Młodszy brat spał jeszcze, a ja, siedząc w pokoju, rysowałem.

Wtem otwierają się drzwi i wchodzi jakiś pan. Zapytał mnie, czy jest tatuś. Myśląc, że to znajomy ojca, wszedłem do sąsiedniego pokoju. Nieznajomy szedł za mną. Tatuś, zobaczywszy go, wyszedł zza parawanu. W tej chwili weszło kilku gestapowców. Kazawszy się tatusiowi ubrać, Niemcy wyszli, zostawiając dwóch żołnierzy przy drzwiach. Po chwili tatuś wyszedł ubrany. Jeden Niemiec wyszedł, aby zawołać pozostałych na dworze. Drugi został przy drzwiach. Tatuś wszedł do kuchni i zobaczywszy, że Niemiec się odwrócił, rzucił się do drzwi, aby uciekać. Lecz niestety! Drzwi kuchenne zamknięte były na hak! Niemiec, dopadłszy tatusia, uderzył go tak silnie, że tatuś zemdlał. Mamusia stanęła w obronie ojca, to gestapowiec uderzył ją tak mocno, że wybił jej zęba.

Tatusia skutego zabrali do gminnego więzienia, potem wywieźli do Zamościa. Po kilku miesiącach odesłali do Oświęcimia, skąd tatuś już nie wrócił.

Były to dla nas straszne chwile! Po aresztowaniu tatusia płakaliśmy z bratem długo. Przyszła babcia, którą Niemcy uderzyli bryłą lodu w twarz, gdy chciała zobaczyć tatusia. Babcia zabrała nas do siebie. Od tego czasu smutno nam było, bośmy wiedzieli, że tatusia już nie zobaczymy.