ROMAN LIPNICKI

Roman Lipnicki
kl. VIb
Sławatycze, 12 czerwca 1946 r.

Wspomnienie z okresu okupacji niemieckiej

W 1939 r. Polska straciła swoją niepodległość. Dostaliśmy się w niewolę niemiecką. Był to czas pełen strachu i niepewności. Ni w dzień, ni w nocy nie byliśmy pewni życia. Żandarmi niemieccy wpadali do domów i aresztowali niewinnych ludzi, którzy już nie wracali, ginąc od kuli albo w obozie. W naszym powiecie niedaleko Włodawy jest Sobibór, gdzie w piecach palono ludzi.

Nas, dzieci, też Niemcy nie oszczędzali. Przeżywaliśmy to samo co i dorośli. Nasze Sławatycze przeżyły okupację dość szczęśliwie, tylko zabrali nam szkołę, więc musieliśmy się tułać po żydowskich budynkach, które stały pustką, bo Żydów wywieziono do obozów. Uczyć się nam było trudno, gdyż zabroniono nam używać książek. Historii nie uczyliśmy się wcale.

W 1944 r. Niemcy zaczęli się cofać, a front przybliżał się do Bugu. Niemcy zaczęli spędzać ludność do kopania bunkrów i okopów. Tuż za Sławatyczami urządzili lotnisko. Z tego powodu Sławatycze stały się niebezpiecznym miejscem. Jak tylko zbliżał się wieczór, przylatywały samoloty sowieckie, rzucały rakiety świetlne i wtedy rozpoczynały bombardowanie bliskich okolic. Huk był okropny, więc my, wystraszeni, chowaliśmy się schronów. Prócz tego partyzanci urządzali napady na Niemców. Często było słychać detonacje i widać pożary. Kiedy front był już blisko, samoloty sowieckie przylatywały też w dzień, staczając walki powietrzne z samolotami niemieckimi.

Było już bardzo niebezpiecznie, bo wojsko i tabory ciągnęły przez Sławatycze, więc wyjechaliśmy do Wygnanki, wsi oddalonej od Sławatycz o dziewięć kilometrów. A na drugi dzień Niemcy zarządzili ewakuację. Zaczęła się panika, bo gdy ludzie usuwali się do sąsiednich wiosek, Niemcy zabierali im dobytek, chwytali ludzi do taboru, używając do noszenia amunicji za Bug i zakładania min na lotnisku, które później zostały zerwane.

Po czym Niemcy uciekli, pozostawiając po sobie małą ilość taborów węgierskich. Sowieci posuwali się bardzo szybko za Niemcami. Jeszcze w nocy słyszeliśmy przejeżdżające tabory, a już rano o 6.00 byli Sowieci w Wygnance. Front przeżyliśmy szczęśliwie, chociaż w pobliżu padały pociski i huk był tak wielki, że się nam drzwi otwierały, gdyż niedaleko przechodziła szosa, na której walczyły czołgi.