TADEUSZ KNAPP VEL KNAP

Warszawa, 20 maja 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Tadeusz Marian Knapp vel Knap
Imiona rodziców Ludwik i Maria z d. Gierasinów
Data urodzenia 10 stycznia 1924 r. w Warszawie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie średnie
Zajęcie student Akademii Nauk Politycznych, Wydział Społeczny
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Spokojna 3

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie przy ul. Narbutta 50. W dniu 3 sierpnia 1944 około godziny 16.00 przybył do naszego domu oddział SS stacjonujący w Stauferkaserne. SS-mani dali salwę w podwórku, następnie zeszli do piwnicy i zaczęli wołać, by wszyscy mieszkańcy wychodzili. W bramie domu nas ograbili, zabierając zegarki i kosztowności. Następnie sprawdzali dokumenty. Wyprowadzono nas na ul. Narbutta przez Kazimierzowską. Przeszliśmy koło czołgu na rogu ul. Kazimierzowskiej i Narbutta, przy czym jego obsługa złożona z SS-manów biła przechodzących mężczyzn kolbami. Na podwórzu Stauferkaserne przy ul. Rakowieckiej nastąpiła segregacja: rozdzielono mężczyzn pracujących w instytucjach państwowych i prywatnych, a kobiety zwolniono. O godzinie 21.00, gdy staliśmy na podwórzu, komendant koszar przemówił do nas przy pomocy tłumacza. Mówił, iż o ile powstanie będzie trwało, zostaniemy rozstrzelani. Zaraz potem rozległy się strzały z karabinów maszynowych z gniazda ustawionego na wieżyczce. Strzelano do dalekiego celu, niemniej czekaliśmy na rozstrzelanie i powstał nastrój paniki.

Po odejściu kobiet, mnie w grupie zatrudnionych w firmach państwowych zaprowadzono do budynku po lewej stronie od wejścia. W następnym dniu pobytu po prawej stronie podwórza widziałem na murze ślady kul, pod murem budynku palce po włożeniu w ziemię były czerwone – miały ślady krwi. Kiedy i kogo pod murem rozstrzelano, nie wiem. Krążyły pogłoski, iż wybierano na rozstrzelanie z mężczyzn zatrudnionych w firmach prywatnych.

Po kilku dniach poczęło przyjeżdżać gestapo i zabierać grupy na roboty. Nie wszystkie wracały do koszar w komplecie. Mnie zabrano około 13 sierpnia w grupie około 20 mężczyzn. Zatrudniono nas przy kopaniu rowów strzeleckich w Al. Ujazdowskich naprzeciwko ul. Szopena. Później zatrudniono mnie również na terenie koszar oraz przy ładowaniu samochodów na mieście. Przy pracy dozorujący Niemcy bili nas kolbami i kopali. We wrześniu (daty nie pamiętam) mnie i czterech więźniów ze Stauferkaserne oraz większą grupę z Flak Kaserne przeniesiono do Domu Wedla na rogu ul. Puławskiej i Madalińskiego. Byliśmy zatrudnieni przy sprzątaniu i kopaniu rowów strzeleckich, grzebaniu zwłok na terenie Mokotowa i Czerniakowa. Było to już po kapitulacji Mokotowa (tj. 27 września 1944). Przy ul. Racławickiej zakopywaliśmy zwłoki przyniesione z okolicznych domów, porozrzucane pojedynczo. Zakopaliśmy 19 trupów mężczyzn i kobiet z ludności cywilnej. Przed pochowaniem żandarmi niemieccy, między innymi Hoffman, obcinali zwłokom palce, o ile zobaczyli na nich pierścionek. Na Mokotowie (ulicy i numeru domu nie pamiętam i obecnie bym nie trafił), w domu zajmowanym uprzednio przez konsulat Monako, zastaliśmy w piwnicach 11 zwłok starców. Nie miały one śladów postrzałów, były wyniszczone, robiły wrażenie, iż starcy umarli z głodu. Przy ul. Kazimierzowskiej na placach numer 14, 16 i 18 druga grupa, która równocześnie pracowała, zakopała 72 ciała mężczyzn i kobiet z ludności cywilnej i powstańców. Chodziliśmy od domu do domu na Mokotowie. W czworoboku od ul. Puławskiej do al. Niepodległości i od Madalińskiego do kolejki grójeckiej z domów zabieraliśmy zwłoki powstańców, [ale] w większości ludności cywilnej. Naszą dziesiątką kierował Hoffman, z zawodu cukiernik. Na Czerniakowie zakopywała zwłoki druga grupa, był w niej Wacław Szykowny (zam. we Włochach).

W Domu Wedla oprócz naszych grup używanych do pracy stacjonowało SS i Wehrmacht.

Nazwisk Niemców nie pamiętam.

Daty nie pamiętam, po zakończeniu pracy na Mokotowie, przerzucili mnie w grupie 105 mężczyzn do gmachu sądów na Lesznie, gdzie używano nas do przenoszenia akt sądowych,by oczyścić miejsce dla Wehrmachtu i Ukraińców. Potem z gmachu sądów przerzucono naszą grupę do kina „Helgoland” przy ul. Złotej 38 i stąd zabierano nas do pracy na ul. Leszno do sądów.

Daty nie pamiętam. Gdy przerzucono nas częściowo do magazynów „Społem” przy ul. Wawelskiej, pracowaliśmy przy ładowaniu żywności, wtedy ten magazyn obsługiwał front warszawski.

W styczniu 1945 roku dostałem przepustkę na trzy dni. Wyjechałem, by już nie wrócić.

Składam jako załącznik do niniejszego protokołu przepustkę.

Na tym protokół zakończono i odczytano.