JÓZEF ŚLEDZIŃSKI

Bomb. Józef Śledziński, ur. 1915 r.

Przed wojną 1939 r. byłem w wojsku w czynnej służbie, brałem udział w wojnie z Niemcami. W Tyszowcach zostałem rozbrojony przez Sowietów i kazali mi iść do domu. Pod Lublinem znowu nas, ok. dwóch tysięcy, przytrzymali i 30 września zaprowadzili do Chełma, tam załadowali na pociąg i wozili po Ukrainie ok. dwóch tygodni. Warunki w tym czasie: [dostawaliśmy] po trochu chleba i gdzie pociąg stanął w polu, to się grzebało kartofle i gotowało w menażkach.

Potem zawieźli nas do Oleska do zamku starego króla Jana Sobieskiego. Warunki były bardzo marne, bo przymuszali [nas] do prac na drogach, a nie opierali i bardzo mało jeść dawali, wszy chciały nas zjeść. Zaczęli nas opierać dopiero w grudniu. Z 1939 na 1940 r. zima była ciężka, panował mróz 40 i więcej stopni, a byliśmy cienko ubrani. Dostałem reumatyzmu i jeszcze do tego czasu go mam.

W 1940 r. w kwietniu wywieźli nas do Angielówki, tj. osiem kilometrów od Oleska. Warunki były trochę lepsze, tam byłem do września 1940 r., potem wyjechałem do Mościsk, byłem tam do marca 1941 r., w marcu wyjechałem do Kamionki, za Tarnopol, na lotnisko i tam byłem do piątego dnia wojny sowiecko-niemieckiej. Potem gnali nas do Rosji 21 dni, do Złotonoszy. Warunki w drodze: [dostawaliśmy] 200 g sucharów i dwie łyżki jakiejś krupy, a maszerowaliśmy po 40 km dziennie. W Złotonoszy załadowali nas na pociąg i zawieźli do Starobielska, a 28 lipca do obozu. 2 sierpnia [1941 r. nadeszła] wiadomość o umowie polsko- rosyjskiej – [odtąd] już inaczej się [z nami] obchodzili, ale jeszcze dwa tygodnie pracowałem na lotnisku w Starobielsku. 24 sierpnia wyjechałem do Tocka [Tockoje] i dostałem przydział do 17 Pułku, [do] 2 [kompanii?] karabinów maszynowych [?].