ALINA TOŁOCZKO

Alina Tołoczkówna
Miejskie Gimnazjum Koedukacyjne w Człuchowie
woj. pomorskie

Jak uczyłam się w czasie okupacji

W ciężkich i strasznych latach okupacji cierpiało całe społeczeństwo polskie. Cierpiała też polska młodzież. Jedną z naszych największych bolączek był brak szkoły.

Był to 1941 r. Miałam wtedy 11 lat i ciekawiła mnie każda nowa rzecz – ciekawość ta jest właściwością całej młodzieży. Chciałam się więc uczyć, aby jak najwięcej wiedzieć. Moje koleżanki też pragnęły nauki. Zbierałyśmy się często, aby wspólnie czytać nieliczne książki pożyczane od znajomych. Rozmawiałyśmy wtedy o nauce i tęskniłyśmy za szkołą.

Wówczas z pomocą przyszli nam starsi. Zorganizowano niewielkie komplety, po sześć–dziesięć osób, gdyż w tak małym miasteczku jak moja rodzinna Prużana większa liczba uczniów mogłaby zwrócić uwagę Niemców – a przecie wiadomą jest rzeczą, że tajne nauczanie było wzbronione i karane surowo.

Na komplet, w którym się uczyłam, uczęszczało oprócz mnie pięć koleżanek. Uczył nas polonista, prof. Antoni Grząka, który jednak wykładał nam wszystkie przedmioty. Aby odwrócić uwagę okupanta, uczyłyśmy się co dwa tygodnie w innym lokalu, tzn. nauka kolejno odbywała się u każdej z nas. Nie było to wygodne, gdyż nie wszystkie koleżanki posiadały obszerne mieszkanie i odpowiednie do nauki warunki. Często musiałyśmy siedzieć ciasno przy maleńkim stoliku lub pracować w ciemnym pokoju, często przeszkadzało nam młodsze rodzeństwo. Zeszyty nosiłyśmy naturalnie pod płaszczem, gdyż często zdarzało się, że żandarmi rewidowali młodzież idącą z teczkami.

Dotkliwie dawał się nam odczuć brak podręczników i pomocy naukowych. Przerabiałyśmy wówczas piątą i szóstą klasę szkoły powszechnej (w ciągu jednego roku) i miałyśmy tylko cztery podręczniki do języka polskiego dla piątej klasy, trzy podręczniki do języka polskiego dla klasy szóstej, parę gramatyk, jedną książkę do historii dla klasy piątej, dwie dla szóstej, jeden zbiór zadań matematycznych, parę książek do przyrody i geografii oraz dwie książki do języka niemieckiego. Książkami tymi dzieliłyśmy się, ucząc się z nich kolejno.

Brak nam było map i globusa. Z tym ostatnim poradziłyśmy sobie, gdyż same sporządziłyśmy globus. Była to piłka do gry w siatkówkę przytwierdzona drutem do metalowej podstawki od wazy. Na piłce narysowałyśmy kredą siatkę geograficzną i kontury lądów. Był to globus bardzo prymitywny, ale przydał się nam przy nauce o ruchu ziemi, porach dnia i roku.

Nasza maleńka klasa była z sobą zżyta. Koleżanki moje były bardzo miłe, nigdy nie było między nami kłótni (parę razy tylko posprzeczałyśmy się o książki). Wszystkie uczyły się dobrze i lubiły naukę. Najbardziej lubiłyśmy język polski. Zawsze z utęsknieniem czekałyśmy piątku, gdyż był to dzień, w którym pisałyśmy nasze tygodniowe wypracowania z polskiego. Lubiłyśmy szczególnie wypracowania o dowolnym temacie, gdyż mogłyśmy wypowiedzieć w nich swobodnie swoje myśli. Nasz profesor też lubił te wypracowania. Spostrzegałyśmy zawsze, że czytanie ich sprawiało mu przyjemność.

Kochałyśmy bardzo naszego profesora. Było on dobry, łagodny, nie krzyczał na nas nigdy, ale za to jego upomnienie było dla nas największą karą. Nieporozumienia między nami a profesorem zdarzały się tylko na lekcji języka niemieckiego. Wszystkie bowiem nie cierpiałyśmy tego języka i nie chciałyśmy się go uczyć. Nie rozumiałyśmy jeszcze wtedy tłumaczeń naszego profesora, że aby zwalczyć wroga, trzeba go wpierw dobrze poznać.

Szóstą klasę skończyłyśmy szczęśliwie, gdyż prócz parokrotnej rewizji w mieście, a także u jednej z koleżanek, nie miałyśmy w nauce żadnych przeszkód.

W następnym roku przybyło nam dwóch nowych profesorów i dwie koleżanki. Przerabiałyśmy teraz program pierwszej klasy gimnazjalnej, co nam bardzo imponowało. Cieszyło nas też, że mamy teraz aż trzech profesorów. Jeden z nich, prof. Jan Łozowski, był matematykiem, drugim był ks. prefekt Kazimierz Świątek. Wykładał on poza religią łacinę i język niemiecki. Dzięki księdzu prefektowi nauka stała się dla nas największą przyjemnością. Umiał on zainteresować nas tak, że zaczęłyśmy się uczyć z zapałem nawet języka niemieckiego. Poza tym uczył nas ksiądz rzeczy najcenniejszej, za którą wszystkie będziemy mu zawsze głęboko wdzięczne – uczył nas, jak mamy żyć. Uczył, jaką drogą iść mamy, zachęcał, dodawał zapału, wskazywał ideały, kazał nam iść przez życie śmiało, z taką zawsze czynną energią, jaką on sam posiadał.

Ksiądz też dostarczał nam prawie wszystkich potrzebnych podręczników. Skąd je brał, jaką drogą zdobywał, nie wiemy dotychczas.

Matematyk nasz był profesorem surowym i wymagającym, a lekcje jego, które wykładał bardzo dobrze, były dla mnie dosyć nudne, gdyż niezbyt lubię matematykę.

Niestety rok ten nie był tak spokojny jak poprzedni. Po paru tygodniach nauki profesor polonista został zmuszony przez Niemców pracować do godz. 19.00. Odtąd lekcje polskiego i historii odbywały się o wpół do 20.00, tak że często musiałyśmy późnym wieczorem wracać do domu, czego zawsze się trochę bałyśmy. W tym czasie Niemcy urządzali masowe aresztowania. Dwie z koleżanek straciły ojców, trzeciej aresztowano brata.

Pomimo ciągłych rewizji ksiądz nie chciał przerwać nauki, więc lekcje trwały nadal. Gdy pewnego dnia czekałyśmy na lekcję polskiego, profesor nie przyszedł wcale. W następnym dniu dowiedziałyśmy się tylko, że Niemcy wywieźli go wraz z wielu innymi Polakami w nieznanym kierunku. Lekcje nasze zostały przerwane na kilka dni. Gdy się trochę uspokoiło, zaczęłyśmy znów naukę. Teraz ksiądz uczył nas wszystkich przedmiotów. Widać było, że niektóre z nich sprawiały mu trudność, ale pomimo to nie ustawał i uczył nas nadal. Niestety wkrótce zachorował. Straciłyśmy więc jedynego profesora. W miesiąc potem przez miasto nasze przesunął się front, Niemcy się cofali. Do Prużany wkroczyła Armia Czerwona.

Minęły już dwa lata od tego czasu. Chodzę teraz do drugiej klasy gimnazjum w Człuchowie. Trudne czasy niemieckiej okupacji nauczyły mnie cenić wartość nauki, wartość szkoły. A choć teraz daje się jeszcze dotkliwie odczuć brak podręczników i odpowiednich warunków do pracy, to jednak szczęśliwa jestem, że mogę każdemu powiedzieć śmiało: jestem uczennicą polskiego gimnazjum!